Spływa na mnie cały poniedziałkowy stres pracowniczki galerii. - Nie, to nie są drobne - mówi z pogardą i w końcu sięga po resztę do małej skrzynki. Nie pozostaję dłużna. Odpowiadam jej równie pogardliwym spojrzeniem. - Dlaczego pani tak na mnie patrzy? - wydaje z siebie głos pracowniczka. - Mogłaby pani wykazać odrobinę zrozumienia! - dodaje. Milczę i zdębiała odchodzę.
Kasa w stołówce. Trzymam w ręku dwie kanapki, jedna za 2,50 zł, druga za 2,30 zł. Razem 4,80 zł. Jak na złość w bankomacie nie było banknotów 20 zł, musiałam wypłacić ten o nominale 50 zł. Chcę rozmienić pieniądze, żeby kupić kawę z automatu. Kasjerka widzi, że sięgam po banknot z Kazimierzem i już widzę, jak jej twarz oblewa cień frustracji (teraz już wiem, żeby wyciągając pieniądze z portfela jednocześnie przepraszać za brak drobnych).
Spodobało ci się? Polub nas
Tym razem padło na mnie. Głębokie westchnięcie i się zaczyna: - No i co pani myśli, że będę miała wydać? Nie mam. Widzi pani, widzi pani? Wszyscy przychodzą z 50-tkami czy setkami. I co ja mam zrobić? - pokazuje mi prawie pustą kasę. - No widzę - i zrezygnowana proponuję. - To ja może kartą zapłacę...? - Za niecałe 5 zł? Tylko bankowi będzie pani dopłacać? Ja nigdy tak nie robię! - podsumowuje mnie i zwraca się do koleżanki z kasy obok. - Weź mi tu rozmień, bo ja już nic nie mam - prosi. Jak można się domyślić, koleżanka też nie ma, na szczęście jest jeszcze jedna, która ma - i drobne, i dobre serce, i dzieli się drobnymi.
- Zdarzyło mi się cały tydzień chodzić z banknotem 100 zł, bo nikt nie miał mi wydać. Jak idę do bankomatu, to zazwyczaj biorę od razu kilkaset złotych, żeby nie chodzić. Są bankomaty, które zawsze wydają mi w 200 zł. Więc muszę je potem gdzieś rozmienić. Jest taki jeden przy Powsińskiej. Już tam nie chodzę, bo zawsze miałam problem - mówi mi koleżanka.
Gdzie jest pogrzebany przysłowiowy pies? Nietrudno jest zgadnąć. - Wieczorem wszystkie kasy są opróżniane, nad ranem, jeśli ktoś z banku przyjdzie i da drobne, to mamy jak wydawać. Ale czasem nie przychodzi albo drobnych daje niewiele - tłumaczy mi kasjerka w stołówce. - Na szczęście w okolicznym bankomacie można już wypłacać banknoty o nominale 20 zł, więc jest lepiej. Ale nie zawsze. A rozmieniać nie chce nikt - dodaje.
W jednym ze sklepów spożywczych na Sielcach problem jest innej natury. Jeden sklep i długo, długo nic. - Gdy zamykamy kasę, drobne zostają. Szefostwo zabiera wyłącznie banknoty. Dzięki temu rano mamy czym wydawać. Ale i tak trzeba ostro kombinować, prosić o drobne, jeśli jest taka możliwość, bo zdarza się, że się kończą - mówi. - I co wtedy? - pytam. - I wtedy jest problem, bo nie ma gdzie rozmienić. Trzeba by biec aż do Chełmskiej, a to kawałek, dużo czasu zajmuje. Więc wyciągamy z własnych portfeli i potem się rozliczamy - mówi kasjerka.
Albo pada z ust równie znana co "nie ma pani drobnych?" sentencja: "mogę być winna dwa grosiki...?".
"Nie mam jak wydać" często słyszę również w komunikacji miejskiej, gdy chcę kupić bilet u kierowcy za 4,40 zł, a mam na przykład "tylko" 5 zł. Kierowca wtedy albo mówi, że wydać nie ma, albo wzdychając głośno grzebie w swoim portfelu w poszukiwaniu kilkudziesięciu groszy. Mimo tych ciężkich westchnięć, tak naprawdę robi mi przysługę. Bo według przepisów, jeśli w autobusie nie ma biletomatu lub biletomat nie działa, kierowca jedyne, co mieć musi, to bilety. Obowiązkiem pasażera jest płatność odliczoną kwotą pieniędzy.
Zanim w sklepach sieci Biedronka wprowadzili płatność kartą, sceny "walki o drobne" rozgrywały się praktycznie za każdym razem, gdy szłam na zakupy. Jeśli nie miała drobnych koleżanka kasjerka, z pomocą przychodzili nawet stojący w kolejce klienci. Dochodziło do kuriozum. Na szczęście ktoś się zreflektował.
Ale z drobnymi, a raczej ich brakiem, nawet w sytuacji gdy jest terminal do płatności kartą, nadal jest problem. - Płatność dopiero od 10 zł - mówi sprzedawca, gdy wyciągam kartę kredytową. - Słyszałam, że to nielegalne - mówię. - Ja tu tylko sprzedaję. Nie ma pani drobnych...?
Słyszałam, że to nielegalne, bo to nielegalne! Zawsze było, zawsze będzie. Dziś prowizja płacona bankowi za każdy przelew, jest stała. Wynosi 0,2 proc. przy płatności kartą debetową i 0,3 proc. przy płatności kartą kredytową. Przed 2015 rokiem prowizję ustalał sobie indywidualnie sklep z dostawcą terminalu lub bankiem. - Opłaty interchange były zazwyczaj wyższe, sklepowi przy niskiej transakcji płatność kartą mogła się po prostu nie opłacać - mówi Tomasz Bogusławski z biura komunikacji Banku Pekao S.A. - Więc sklepy ustalały sobie taką granicę. Jest to jednak nielegalne. I wtedy, i teraz, można płacić kartą nawet od złotówki - dodaje.
Banki wychodzą naprzeciw zarówno sklepom, jak i klientom. W większości bankomatów Pekao S.A. i Euronet można już wypłacać banknoty o nominale 20 zł. - Doładowując bankomaty, zawsze zwracamy uwagę na to, które nominały cieszą się największą popularnością. I rzeczywiście, te 20 zł są wypłacane bardzo często - przyznaje Tomasz Bogusławski.
Idąc więc do sklepu z banknotem 200 zł, trzeba mieć na uwadze, że z kupieniem gumy do żucia można mieć problem. Nie ma przepisu, który określa, kto powinien mieć drobne - czy sprzedawca, czy klient. Tylko właściwie jedna - "nasz klient, nasz pan". Ale nie ma wymogu jej przestrzegania. Dla sprzedawcy niemożność wydania pieniędzy - to zawsze strata zysku, dla klienta brak drobnych w tej sytuacji to niemożność zaspokojenia swoich potrzeb konsumenckich. Na braku drobnych tracą wszyscy. Dla dobra stosunków międzyludzkich warto mieć więc w zanadrzu 20 zł w banknocie lub kilka monet, jeśli chcemy kupić kawę czy gazetę.
Chyba że płacimy kartą, bo tą możemy płacić zawsze. A krzywą minę sprzedawcy możemy ignorować bez wyrzutów sumienia.