W tym miejscu w Polsce rosną najlepsze jabłka na świecie. To dlaczego w hipermarketach kupujemy brazylijskie?

Wchodzicie do sklepu, widzicie skrzynie po brzegi wypełnione jabłkami, bierzecie je do rąk, oglądacie z każdej strony w poszukiwaniu ewentualnych obić. Wybieracie oczywiście to najbardziej czerwone, z gładką, świecącą skórką. Czy zastanawiacie się, skąd się to jabłko właściwie tam wzięło? Jaką drogę musiało przebyć, żeby trafić w wasze ręce? Czy dotarło z Brazylii, a może z całkiem niedaleka - spod samej Warszawy. Niewielu wie, ale to właśnie tam mieści się największe zagłębie sadownicze w Europie i to tam na tysiącach drzewek rosną jedne z najsmaczniejszych i najzdrowszych jabłek na świecie.

Spodobało ci się? Polub nas

20 hektarów słodko-kwaśnej uczty

Rembertów pod Warszawą - region grójecki. Tutejszy klimat bardzo sprzyja produkcji jabłek - proporcja między dniami ciepłymi i chłodnymi jest idealna. Jabłka dzięki temu uzyskują prawdziwie słodko-kwaśny smak - nie to co jabłka z Chin, które są zbyt słodkie, by uzyskać z nich sok spełniający oczekiwania konsumentów.

polskie jabłkapolskie jabłka metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

Gęsto zarośnięte rzędy drzewek ciągną się jakby kilometrami. Ciężko uwierzyć w to, że w momencie zbiorów pracuje tutaj zaledwie kilkanaście osób - a wszystko robione jest ręcznie. Hubert Filipiak, który odziedziczył sad po ojcu, który z kolei odziedziczył go po dziadku, a tamten po swoim ojcu, opowiada o jabłkach tak, jakby wiedział o nich wszystko. Poruszając się między rzędami jabłoni, czereśni i grusz, stara się wyjaśnić mi, z czym współczesne, polskie sadownictwo naprawdę się je.

Polskie jabłka z polskiego saduPolskie jabłka z polskiego sadu metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

Pierwsze, co się rzuca w oczy, to wygląd nowoczesnych jabłonek. Są o wiele mniejsze i węższe niż te tradycyjne, a całe rzędy drzewek przytrzymywane są za pomocą specjalnego rusztowania. - Obecnie, żeby zwiększyć wydajność produkcji, jabłonki sadzi się gęściej, nawet poniżej metra drzewo od drzewa - opowiada Hubert. Pozwalają na to skarlone systemy korzeniowe, które mocno ograniczają wzrost drzewek, jednocześnie zapewniając wysokie plony każdego roku.

Polskie jabłka z polskiego saduPolskie jabłka z polskiego sadu metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

- Minusem tego systemu jest to, że małe korzenie nie są w stanie zapewnić odpowiedniego zakotwiczenia drzewka w ziemi, stąd konieczne są rusztowania podtrzymujące drzewka w rzędach oraz system nawadniania - dodaje Hubert. Ale dzięki temu zamiast 20 ton jabłek, które uzyskiwał Hubert z hektara tradycyjnego sadu, dziś uzyskuje nawet 80 czy 100 ton.

Zbiory jabłek, jak opowiada Hubert, zaczynają się już latem. - Mamy w sadzie takie odmiany, jak Piros, Paulared czy Gala, które zbiera się już w sierpniu, potem wrześniowe: Champion, Rajka, Ligol i Prince, następnie październikowe - Golden Delicious, Jonagored, Mutsu i Gloster - Hubert wymienia kolejne odmiany jabłek. - A na samym końcu - w ostatniej dekadzie października, zbieramy odmianę Idared - dodaje. Hubert żartuje, że Idared smakuje jak ziemniak oraz że to najsłabsza smakowo odmiana, ale za to świetna do długiego transportu, bo wytrzymała. Zrywam jabłko prosto z drzewa, wgryzam się w miąższ. Moim zdaniem smakuje wybornie.

polskie jabłkapolskie jabłka metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

Niech się jabłuszko zarumieni

Pytam Huberta, które jabłko jest najsmaczniejsze.

- Jak sama nazwa wskazuje - Golden Delicious. Ale w przypadku jabłek, to nie smak jest najważniejszy - zaskakuje mnie odpowiedzi.

- Więc co? - dopytuję.

- Najważniejszy jest wygląd - odpowiada. - To on decyduje o tym, czy jabłko zostanie sprzedane do sklepu jako "deserowe" czy trafi na przetwórstwo i zjemy je w formie dżemu czy wypijemy z niego sok. Dla nas najcenniejsze są oczywiście jabłka deserowe, ponieważ możemy je sprzedać nawet kilka razy drożej niż te przemysłowe - tłumaczy.

Polskie jabłka z polskiego saduPolskie jabłka z polskiego sadu metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

Hipermarkety, gdzie ostatecznie ląduje wiele jabłek z sadu Huberta, mają bardzo rygorystyczne wymagania co do tego, jak jabłko powinno wyglądać. - Moje jabłka przechodzą najpierw przez kontrolę jakościową platformy logistycznej, dopiero potem do samego hipermarketu. Jeśli owoce przejdą selekcję, czyli okaże się, że są odpowiedniego rozmiaru, odpowiednio wybarwione i nie posiadają żadnych skaz na skórce, trafią na półkę sklepu. Jeśli nie, partia towaru zostaje zwrócona i muszę ją albo powtórnie przesortować, albo próbować sprzedać gdzie indziej lub przeznaczyć na przetwórstwo - opowiada.

Jabłka polskieJabłka polskie metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

Wszystkie jabłka, które nie są wystarczająco piękne lub, które spadły z drzewa, zanim ktoś zdążył je zerwać, trafiają właśnie na przemysł. - Te owoce nie muszą być ładne i kolorowe, ponieważ i tak są później przetwarzane - robi się z nich koncentrat jabłkowy do produkcji soków czy pulpę do dżemów lub innych produktów spożywczych - tłumaczy Hubert.

Polskie jabłka z polskiego saduPolskie jabłka z polskiego sadu metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

Co zrobić, żeby jabłko było najpiękniejsze? I tutaj bez wiedzy i wieloletniego doświadczenia się nie obejdzie. A także zwykłego szczęścia. - Pogoda jest kluczowa - mówi Hubert. - Wystarczy 15 minut gradu i kariera sklepowa jabłek dobiega końca - mówi. Na wygląd ma również wpływ ilość słońca - nie może go być ani zbyt dużo, bo to grozi poparzeniami, ani za mało, bo jabłko się nie zarumieni. - Dlatego te jabłka schowane najgłębiej w koronie, mają najmniejszy rumieniec. Żeby ten dostęp do słońca był lepszy, musimy drzewka przycinać - najczęściej dwa razy w roku - tłumaczy Hubert.

Żeby drzewko dało piękny owoc, musi się również rozwijać w optymalnych, jak mówi Hubert, warunkach. - Żeby dowiedzieć się, czego brakuje drzewku, robimy specjalne analizy gleby oraz liści. Wtedy wiemy, jakich składników brakuje do optymalnego wzrostu i uzupełniamy je za pomocą nawozów - sztucznych oraz naturalnych - opowiada Hubert.

Nikt nie chce jeść jabłek z robakiem

- Czyli chemia? - pytam.

- Do pewnego stopnia tak, ale to zabiegi całkiem normalne i nieszkodliwe dla człowieka. Zaczynają być szkodliwe, gdy nawozu dodaje się za dużo, bo komuś nie chciało się zrobić badań i na wszelki wpadek woli dać więcej. Ja tego nie robię, bo zależy mi na tym, żeby mój mały synek również jadł zdrowe jabłka. Poza tym te nawozy i środki ochrony roślin są naprawdę drogie, jeden oprysk może kosztować nawet 2500 zł - mówi Hubert.

- W sadach ekologicznych też można stosować nawozy? - pytam.

- Tak, ale tylko naturalne. Tam nie można również stosować tylu środków do walki ze szkodnikami i chorobami grzybowymi - wrogiem numer jeden pięknych jabłek. Dlatego te ekologiczne jabłka są często mniejsze i brzydsze, jednocześnie dużo droższe. Stąd zapotrzebowanie na takie owoce nie jest zbyt duże - mało kto kupi za większe pieniądze jabłko z robakiem - opowiada.

Sadów ekologicznych w Polsce jest bardzo niewiele. - w skali kraju bardzo niewielka grupa ludzi kupuje wyłącznie owoce ekologiczne - mówi Hubert. - Kilka lat temu w Polsce sadów ekologicznych zaczęło szybko przybywać, ale głównie dlatego, że dostawało się na nie spore dopłaty z Unii, a nie przez boom na eko-owoce. Gdy Unia znacząco obcięła tę dotację, nagle sadów zrobiło się znów dużo mniej - dodaje.

Hubert zapewnia mnie, że w sadownictwie nie opłaca się być nieuczciwym. - Kontrole gospodarstw przeprowadzane przez PIORIN (Państwową Inspekcję Ochrony Roślin i Nasiennictwa) są bardzo rygorystyczne - podkreśla. - Kontroluje się nie tylko poziomy pozostałości środków chemicznych w owocach, ale także historię wszystkich zabiegów chemicznych, magazyn gdzie się środki ochrony roślin przetrzymuje, stan techniczny urządzeń do ich aplikowania oraz aktualność przeszkolenia operatora tych urządzeń - dodaje.

Polskie jabłka z polskiego saduPolskie jabłka z polskiego sadu metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

Jeśli okazałoby się, że owoce Huberta przekraczają choćby jeden parametr pozostałości środka chemicznego, kontroler miałby prawo nakazać wycofanie i zutylizowanie danej partii lub nawet całej rocznej produkcji. - Konsekwencje finansowe takiego działania mogą sięgać nawet kilkuset tysięcy złotych, więc na pewno nie warto ryzykować - przekonuje mnie Hubert.

Nie dbamy o wizerunek polskiego jabłka

Żeby jabłko trafiło nietknięte na półkę sklepową, trzeba je również odpowiednio zapakować - Bardzo dużo jabłek niszczy się podczas transportu, niektóre odmiany są delikatniejsze niż inne, dlatego im krótsza droga z sadu to sklepu, tym lepiej dla jabłka - mówi Hubert.

Nic więc dziwnego, że jedne z moich (do tej pory) ulubionych jabłek - Granny Smith - tak "pięknie" się świeci. Żeby znaleźć się w polskim sklepie, musiało przyjechać aż z Nowej Zelandii. - Żeby ochronić warstwę zewnętrzną jabłka, owoc się woskuje. Do tego dodatkowo zabezpiecza przed zepsuciem, by przeżył kilka tygodni transportu. A to dodatkowa chemia, której w rodzimych owocach nie znajdziesz - zapewnia Hubert.

Ku rozczarowaniu wielu polskich sadowników, dla właścicieli zachodnich hipermarketów nie jest ważne to, czy w Polsce sprzedaje się polskie jabłka czy francuskie, włoskie albo nawet z Ameryki Południowej.

polskie jabłkapolskie jabłka metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

- Te zagraniczne są zazwyczaj ładniej pakowane i prezentują się o wiele lepiej niż te polskie, które z założenia traktuje się jako jabłka najtańsze, w domyśle - najgorsze - opowiada Hubert. - Leżą poobijane na półce, obok tych świecących, zapakowanych w błyszczące kolorowe folie, które nawet w promocji są dwa razy droższe niż nasze. Ale ludzie i tak je kupują, bo nasze wyglądają, jakby ktoś je dwa tygodnie temu zbierał spod drzewa. Gdy czasem idę do sklepu i widzę, w jakim stanie są moje jabłka, które przeszły restrykcyjne kontrole, by się tam znaleźć, a potem w sklepie traktowane są jak towar trzeciej kategorii, to aż mi się serce kraje. W ogóle nie dbamy o wizerunek polskiego jabłka w naszym kraju, a od tego powinniśmy zacząć, chcąc budować solidną jego markę za granicą - żali się Hubert.

Embargo

A w sytuacji, w której konkurencja na rynku jest coraz większa, a do tego Rosja wprowadza embargo na polskie jabłka, bez dobrego PR-u może być ciężko. - Rosja była dla nas rynkiem bardzo dobrym. Jako najbardziej konkurencyjni w tej branży z krajów UE, sprzedawaliśmy tam nawet 70 proc. tego, co było przeznaczone w Polsce na eksport. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że to dzięki zbytowi na rynek rosyjski tak bardzo mogło się rozwinąć sadownictwo w Polsce - dziś jesteśmy największym na świecie eksporterem jabłek i trzecim - po Chinach i USA - ich producentem, mimo zupełnie innej skali wielkości naszego kraju - opowiada Hubert.

Gdy Putin wprowadził embargo, nasz krajowy rynek kompletnie się zablokował. - Sadownicy wpadli w panikę, sprzedawali, gdzie popadło, żeby tylko pozbyć się towaru, którego przecież nie można przetrzymywać w nieskończoność - tłumaczy sadownik. - Najładniejsze jabłka deserowe kosztowały zaledwie 45-50 gr/kg i wciąż nie było gdzie ich sprzedać - dodaje.

Cena jabłka przemysłowego także drastycznie spadła, poniżej 10 gr/kg. - Dzięki tragicznie niskim cenom mogliśmy jednak zainteresować swoją ofertą odbiorców w krajach, które do tej pory polskich jabłek nie importowały - np. kraje arabskie, Dalekiego Wschodu czy nawet USA i Kanadę. Jednak zanim wzrosły ceny i rynek się rozładował, minęło 8 miesięcy. Mam nadzieję, że w tym sezonie mimo trochę wyższych cen, te rynki nadal będą zainteresowane polskim owocem, bo w przeciwnym razie będziemy mieć kolejny bardzo ciężki rok - mówi Hubert.

Sad pod WarszawąSad pod Warszawą metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

W zeszłym roku mimo embarga, i tak część polskich jabłek "pokrętnymi szlakami" dotarła do Rosji. - Decyzja Putina nie sprawiła, że Rosjanie przestali jeść jabłka. Powstały tam firmy, które potrafiły omijać embargo reeksportem, pakując polskie jabłka np. w kartony z etykietą "wyprodukowano na Białorusi" i z tego kraju wjeżdżały legalnie na terytorium Federacji Rosyjskiej. - Nagle okazało się, że Białoruś czy Serbia stały się potentatami w produkcji jabłek, zobaczymy, czy w tym roku też będą mieć taki "urodzaj" - śmieje się Hubert.

Jak na giełdzie

Jak będzie w tym roku? Jeszcze nie wiadomo. - 2014 był szczególny - po pierwsze nagle wprowadzone embargo, po drugie ogromny urodzaj. W tym roku jabłek będzie mniej, m.in na skutek dotkliwej dla wszystkich gałęzi rolnictwa suszy. Dlatego ceny powinny się utrzymać na wyższym niż w zeszłym roku poziomie - mówi Hubert.

Polskie jabłka z polskiego saduPolskie jabłka z polskiego sadu metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

Jednak ceny nie zawsze są wyznaczane przez krajowy popyt i podaż, istotnie wpływa na nie także sytuacja w innych krajach produkujących jabłka, nawet tych znajdujących się tysiące kilometrów stąd. Rynek ten, jak podkreśla Hubert, cechuje także pewna sezonowość, wynikająca z faktu, że wielu sadowników nie ma możliwości długiego przechowywania swoich plonów po zbiorze.

- Producenci ci muszą swoje owoce sprzedać, niezależnie od aktualnych cen, do końca roku kalendarzowego, bo inaczej ich jabłka zaczną się psuć. Jest to przeważnie okres najniższych cen w sezonie, który sadownicy posiadający specjalne chłodnie z funkcją kontrolowania atmosfery najczęściej przeczekują - opowiada Hubert i pokazuje mi swoje po brzegi wypełnione skrzyniami z jabłkami chłodnie. Widnieje na nich groźny napis "Zatrzaśnięcie grozi śmiercią".

Polskie jabłka z polskiego saduPolskie jabłka z polskiego sadu metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

Dużych wahań cen nie widać na sklepowych półkach. Przyzwyczailiśmy się, że w standardowym roku za jabłko trzeba zapłacić między 2,50 a 4 zł/kg, co oznacza że marża często wynosi ponad 100%. - Dla sadownika to bardzo frustrujące, gdy widzi w sklepie jabłka po 3,50 zł/kg, mając świadomość że sklepikarz je kupił najwyżej po złotówce. Z drugiej strony samemu sprzedać w detalu plon z produkcyjnego sadu jest praktycznie niemożliwe, więc nie pozostaje nic innego jak zaakceptować taki stan rzeczy - przyznaje Hubert.

Polskie jabłka z polskiego saduPolskie jabłka z polskiego sadu metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

Ratuje mnie sytuacja na Ukrainie

W sklepie, chwytając jabłko do ręki, rzadko zastanawiamy się nad tym, kto miał je w swoich rękach po raz pierwszy. Ku mojemu zdziwieniu, nie są to zazwyczaj Polacy.

- Nie wiem, co bym zrobił, gdyby sytuacja na Ukrainie była lepsza - mówi przekornie Hubert, który walczy nie tylko z pogodą i sytuacją na rynku, ale również z brakiem chętnych rąk do zrywania jabłek z drzew. - Mimo dużej mechanizacji to dość ciężka praca. Nie zawsze pogoda dopisuje, czasem trzeba trochę podźwigać. Polacy nie chcą już tak pracować - choć dziennie przy zbiorach można zarobić na czysto od 80 do 250 zł. A studenci? Wolą iść do knajpy albo latem wyjechać zbierać winogrona we Francji niż pracować w polskim sadzie - opowiada.

Polski sadPolski sad metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl

Huberta, tak jak większość sadowników z rejonu grójeckiego, ratują pracownicy z Ukrainy.

- Przyjeżdżają do mnie na czas zbiorów i zostają na kilka miesięcy. Zatrudnienie takiej osoby wymaga dodatkowej biurokracji, bo trzeba występować najpierw o pozwolenie na pracę na terytorium Polski, potem czekać na wydanie odpowiedniej wizy, potem postępujemy z nią jak z normalnym pracownikiem - czyli zgłaszamy do ZUS i skarbówki. Ale to nie koniec - ludziom tym należy także zapewnić lokum i posiłki. Mimo tych problemów i tak warto ich ściągać do Polski na sezon - gdyby nie oni, nie bylibyśmy w stanie skończyć zbiorów na czas - dodaje.

Słuchając Huberta, robi mi się żal tego naszego polskiego jabłka. Z jednej strony Polska zajmuje czołowe miejsce w produkcji tych owoców i to polskie jabłka należą do najsmaczniejszych na świecie, z drugiej strony traktuje się je jak towar trzeciej kategorii. Co za różnica, czy w koszyku ląduje polskie jabłko czy brazylijskie? No bo skoro to drugie ładniejsze, to nie ma co się dziwić. Poza tym, to przecież tylko jabłko. W imię ojczyzny zawsze gotowi jesteśmy wyjść na ulice z pochodniami i krzyczeć wniebogłosy - "Polska dla Polaków"! Pytanie, czy świadome zakupy w hipermarkecie nie przyniosłyby przypadkiem więcej korzyści.

Więcej o: