Spodobało ci się? Polub nas
Grzegorz Jankowski (były naczelny dziennika "Fakt") mieszka nieopodal. Jak twierdzi do tego feralnego wieczoru nie było żadnych problemów z nadmiernym hałasem i imprezami. Zdarzało się, że goście restauracji wychodzili na zewnątrz, pili alkohol, ale nigdy nie zachowali się w tak skandaliczny sposób. Wszystko zmieniło się w ostatni weekend.
- Centrum Warszawy. Impreza urodzinowa. Dziesiąta wieczór. Kilkanaście osób wychodzi przed knajpę i zaczyna się darcie. Wyzwiska, prymitywne wrzaski, piski, nieznośny alkoholowy bełkot.
Wychodzę, zwracam uwagę. Mówię, że trudno uśpić córkę słysząc co chwila gromkie: - K...!!!! Kilka osób coś do mnie bełkoce, ktoś próbuje kogoś uspokoić, obiecują, że będzie ciszej - tak sytuację na Facebooku opisał Grzegorz Jankowski.
Facebook Grzegorza Jankowskiego facebook facebook
Dalej czytamy: Oczywiście jest jeszcze głośniej. Rozbawione państwo zajmuje ulice, skacze po słupkach, alkohol leje się strumieniami, panny drą się jeszcze głośniej. Odczekuje pół godziny i schodzę ponownie.
Ciemny brodacz w szarej jesionce próbuje mnie przekonać, że zaraz skończą. Proszę obsługę o uciszenie gości i wtedy brodacz łapie mnie za mankiet, bierze zamach i widzę, że zaraz mnie uderzy. Szarpiąc chce mnie wyprowadzić na zewnątrz.
Wzywam więc policję i staję z boku z nadzieją, że oni dadzą radę. Radiowóz przyjeżdża po 5 minutach. Towarzystwo ewidentnie rozjuszone jeszcze bardziej.
- Ten czub wezwał policję!!! - słychać darcie sprzed knajpy. Policjanci to słyszą, ale reakcji żadnej. Mówię im, że głośno, że córka, że zwracałem uwagę, ze nie wolno pić na ulicy, że mnie szarpali, proszę o interwencje.
- Spróbujemy - odpowiada policjant oddając mój dowód swojej partnerce z radiowozu. Prosi o wskazanie tego, który mnie szarpał. Ale z brodacza odwaga uciekła i schował się w środku. A do środka knajpy policja nie może wejść bo impreza zamknięta. Potwierdza to obsługa, która skontaktowała się z kierownikiem: - Nie wpuszczać policji i już.
Policjanci stoją więc kilka minut przed wejściem i widzę, że są bezradni. Pijani goście wokół drą się na nich, wyczuwając ich słabość.
Próbuję więc jakiegoś sposobu i mówię, żeby sporządzili notatkę i spisali brodacza, bo na tej podstawie będę mógł go oskarżyć o napaść. Może to zadziała.
- Jaka notatka? Niech pan idzie do sadu w drodze cywilno-prawnej...
Rozkładam ręce, a pijani goście do mnie: - Wypier... czubie i chamie!!!!
Policjanci udają, że nie słyszą. W końcu sierżant staje w przedsionku, a - jak się okazało - narzeczona brodacza stawia go przed obliczem mundurowego. Mnie wypraszają, nie chcą mnie słuchać. Stoję więc na zewnątrz w towarzystwie pani policjant, a jeden z gości trąca mnie barkiem z głośnym: - Wypierdalaj chu...!!!
Wraca policjant i mówi, że nic nie zrobi bo nie ma świadków. Mówię, że kelnerka widziała. Woła więc kelnerkę. Ta zdążyła powiedzieć, że tylko wyszła posprzątać popielniczki i... I wtedy grupa pijanych zabrała ją do środka.
- Róbcie coś - wołam do policjantów.
- Nikt nic nie widział - odpowiada policjant z uśmiechem.
Grupa jest coraz agresywniejsza. Wyzywają mnie i zaczepiają już otwarcie w obecności mundurowych.
- To już uwłacza godności munduru - przekonuje gliniarzy. - Oni jawnie z was kpią, a wy jesteście bezradni. Przy was mnie wyzywają od chujów i chamów, że cała ulica słyszy, a wy nic. Zaczepiają mnie, wy też nic.
- Ja nic nie widziałem, a oni są pijani i przecież nie będę się z nimi użerał - odpowiada policjant ze znaczącą miną. - Niech pan idzie do domu i ich więcej nie prowokuje.
- Pani też nic nie widziała? - pytam policjantki. Widać, że nie chce kłamać, odwraca wiec tylko głowę bez słowa.
Towarzystwo triumfuje: - Wypierdalaj czubie, a jak mu dziecko nie śpi to sprawdźcie z kim je zostawił w domu, może samo zostało - ryczy jeden z podpitych.
- Na alkomat chu... - woła drugi rozbawiony.
- Niech pan ich nie prowokuje, niech pan wraca do domu, tu nikt nie nic widział i nie słyszał, a oni są po prostu pijani - tylko tyle ma mi jeszcze do powiedzenia policjant.
- Ale to, że są pijani ich nie usprawiedliwia - próbuję jeszcze na koniec.
- Idź pan do domu - słyszę.
Wreszcie odchodzę ku głośnej uciesze gawiedzi.
To byłby koniec, ale jeszcze coś. Zszedłem znów po 15 minutach, zabawa trwała w najlepsze a radiowóz wciąż stał. Spisałem numery służbowe policjantów - pisze Grzegorz Jankowski.
O komentarz poprosiliśmy rzecznika stołecznej policji, oto jaką odpowiedź otrzymaliśmy:
Z naszych dotychczasowych ustaleń na podstawie relacji jednego z
policjantów biorących udział w przedmiotowej interwencji oraz
organizatorki urodzinowej imprezy wynika, że zgłaszający, któremu
przeszkadzało zachowanie się gości jeszcze przed przybyciem policji
postanowił osobiście interweniować w tej sprawie.
Jak twierdzi kobieta mężczyzna wtargnął do lokalu, w którym odbywała
się zamknięta impreza urodzinowa. Z uwagi na fakt, że był arogancki,
nachalny i prowokujący oraz nie chciał opuścić lokalu po chwili
został z niego usunięty siłą przez pracowników ochrony.
Policjanci wylegitymowali wskazanego przez zgłaszającego mężczyznę,
który naruszył jego nietykalność cielesną i poinformowali
zgłaszającego o treści art. 217 kk, w tym także o ściganiu takiego
przestępstwa z oskarżenia prywatnego.
Słysząc te słowa zgłaszający stał się arogancki także w stosunku do
funkcjonariuszy. Ostatecznie wyrażając swoje niezadowolenie oświadczył,
że złoży na nich skargę.
Organizatorka imprezy oświadczyła policjantom, że jedną z atrakcji
urodzin była stojąca przed lokalem do godziny 23:00 foto-budka gdzie
wszyscy goście mogli sobie zrobić zdjęcie. Według kobiety to właśnie
sprawiło, że znajdujące się na chodniku osoby mogły w niektórych
momentach zachowywać się zbyt głośno. Organizatorka nie kwestionowała
faktu, iż takie zachowanie mogło przeszkadzać. Interweniujący
policjanci zastosowali wiec wobec kobiety środek wychowawczy w postaci
pouczenia, o którym mowa w art.41kw.
W chwili przybycia funkcjonariuszy na miejsce interwencji przed lokalem
były dwie osoby który paliły papierosy. Z relacji jednego z policjantów
wynika także, że żaden z gości nie obrażał zgłaszającego w
obecności interweniujących policjantów ani też nie używał słów
wulgarnych.
Z ust jednego z gości padło natomiast w kierunku zgłaszającego
stwierdzenie " Chamsko się pan zachowuje", co ten odebrał, jako
określenie go "Chamem".
Przebieg interwencji będzie nadal przez nas badany, zależy nam na
pozyskaniu informacji od jak największej ilości osób w tym od drugiego z
policjantów biorącego udział w interwencji.
- Z naszych dotychczasowych ustaleń na podstawie relacji jednego z policjantów biorących udział w przedmiotowej interwencji organizatorki urodzinowej imprezy wynika, że zgłaszający, któremu przeszkadzało zachowanie gości jeszcze przed przybyciem policji postanowił osobiście interweniować w tej sprawie. Jak twierdzi kobieta mężczyzna wtargnął do lokalu, w którym odbywała się zamknięta impreza urodzinowa. Z uwagi na fakt, że był arogancki, nachalny i prowokujący, oraz nie chciał opuścić lokalu po chwili został z niego usunięty siłą przez pracowników ochrony. Policjanci wylegitymowali wskazanego przez zgłaszającego mężczyznę, który naruszył jego nietykalność cielesną i poinformowali zgłaszającego o treści art. 217 kk, w tym także o ściganiu takiego przestępstwa z oskarżenia prywatnego. Słysząc te słowa zgłaszający stał się arogancki także w stosunku do funkcjonariuszy. Ostatecznie wyrażając swoje niezadowolenie oświadczył, że złoży na nich skargę. Organizatorka imprezy oświadczyła policjantom, że jedną z atrakcji urodzin była stojąca przed lokalem do godziny 23:00 foto-budka gdzie wszyscy goście mogli sobie zrobić zdjęcie. Według kobiety to właśnie sprawiło, że znajdujące się na chodniku osoby mogły w niektórych momentach zachowywać się zbyt głośno. Organizatorka nie kwestionowała faktu, iż takie zachowanie mogło przeszkadzać. Interweniujący policjanci zastosowali wiec wobec kobiety środek wychowawczy w postaci pouczenia, o którym mowa w art.41kw. W chwili przybycia funkcjonariuszy na miejsce interwencji przed lokalem były dwie osoby który paliły papierosy. Z relacji jednego z policjantów wynika także, że żaden z gości nie obrażał zgłaszającego w obecności interweniujących policjantów ani też nie używał słów wulgarnych. Z ust jednego z gości padło natomiast w kierunku zgłaszającego stwierdzenie "Chamsko się pan zachowuje", co ten odebrał, jako określenie go "Chamem". Przebieg interwencji będzie nadal przez nas badany, zależy nam na pozyskaniu informacji od jak największej ilości osób w tym od drugiego z policjantów biorącego udział w interwencji - kom. Robert Szumiata, oficer prasowy Komendanta Rejonowego Policji Warszawa I.