Spodobało ci się? Polub nas
"Proszę pani, ja już dawno przesiadłam się na inny autobus, pani lepiej zrobi to samo, bo to tylko nerwy powoduje" - mówi do mnie po pół godzinie stania jedna z (byłych) użytkowniczek linii 141, która akurat tego dnia nie miała wyjścia i musiała skorzystać z trefnego autobusu. "Pani jeszcze poczeka. Wczoraj przyjechał po 50 minutach i to jak dotychczas był rekord" - mówi z uśmiechem stojący nieopodal mężczyzna.
Od stania na zimnie skostniały mi ręce, w stopy zimno, a na myśl o basenie robi mi się jeszcze chłodniej. Myślę sobie - dobra, przecież to tylko cztery przystanki, mogę się przejść, przynajmniej zrobi mi się cieplej. Jednak myśl, że w momencie, w którym zdecyduję się odejść z przystanka, autobus przyjedzie, nie pozwala mi ruszyć się z miejsca. Uspokajam się w duchu - na pewno zaraz przyjedzie, zresztą korci mnie, żeby całą swoją frustrację spowodowaną czekaniem "po ciężkim dniu pracy na mrozie" wylać na - prawdopodobnie - bogu ducha winnego kierowcę.
141 metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl
Mija kolejne 15 minut. Podjeżdża trzecie 107, następne 162. Dowiaduję się od współtowarzyszy niedoli, że po pierwsze - powinni zmienić trasę autobusu 141 albo zwiększyć częstotliwość kursowania linii albo w ogóle stworzyć osobną, mniejszą linię, która dowoziłaby pasażerów z Czerniakowskiej na Puławską i dalej na Żwirki i Wigury, bo 141 ma zdecydowanie za długą trasę, przejeżdża przez ten cholerny Most Poniatowskiego, z którego zjazd trwa wieki. No i oczywiście, że wszystkiemu winien Łazienkowski, który na szczęście zostanie lada dzień otwarty.
W końcu nie wytrzymuję - idę na piechotę. Co chwilę się odwracam, żeby sprawdzić, czy może 141 nie postanowiło w tej chwili właśnie przyjechać. Postanowiło - na wysokości ulicy Sobieskiego. Teraz to już kwestia ambicji. Biegnę przez ulicę, prawie wpadam pod samochód, żeby tylko zdążyć wbiec do autobusu na przystanku Dolna. Udaje się. Autobus pęka w szwach, przepycham się na sam początek i docieram do kierowcy.
141 spóźnialstwo metrowarszawa.pl metrowarszawa.pl
"Proszę pana, dlaczego pan się tak spóźnił? To rozkład już nie obowiązuje?" - pytam. "Co ja mogę na to, że korki? Z tym autobusem to tak zawsze - albo wszystkie przyjeżdżają na raz albo jeden na godzinę" - odpowiada. "Ale to może zmienić rozkład albo w ogóle go usunąć i napisać, że autobus będzie, kiedy będzie" - dręczę kierowcę. "Ja za to nie odpowiadam, to nie moja sprawa" - odpowiada kierowca. No tak, wróćmy na wieś (nie obrażając wsi), myślę sobie.
Następnego dnia budzę się z bólem gardła i dzwonię do ZTM . Opowiadam historię rzecznikowi prasowemu i dopytuję, jak to jest z tym rozkładem, czy jest on dostosowywany do zmieniającego się natężenia ruchu? - Oczywiście, że jest - mówi Igor Krajnow. - Staramy się reagować na to, co mówią nam kierowcy i w razie potrzeby zmienić rozkład - dodaje. Dziwię się, kiedy mówi, że nie przypomina sobie, żeby były skargi na tę linię. Obiecuje, że przyjrzy się jej dokładnie. Dopytuję, czy możliwa jest zmiana trasy autobusu. Ale odpowiedź Krajnowa nie napawa optymizmem. - Wie pani, jak to jest ze zmianą trasy, zaraz wszyscy zaczynają się burzyć - odpowiada.
Odkładam słuchawkę z nadzieją, że rychłe otwarcie Mostu Łazienkowskiego rozwiąże problemy 141 ze spóźnialstwem. I prawdopodobnie nie tylko te.