Spodobało ci się? Polub nas
Nie tylko woda płatna. Ludzie się wkurzyli i wymieniają: Sojowe mleko, keczup...oliwa!
Czy za wodę w restauracji powinniśmy w ogóle płacić? To pytanie zadaje sobie dziś wielu gości restauracji. Nad cenami za podstawowe produkty pochylili się sami właściciele lokali gastronomicznych. Jednym słowem - temat wywołany przez znaną panią psycholog to przysłowiowa puszka pandory. A że mleko się wylało, to i ludzie zaczęli punktować restauracje. - Trzeba płacić za wszystko. Od mleka sojowego po łyżkę keczupu. Niektóre przykłady aż śmieszą, a anegdotki dosłownie - na wagę złota.
Woda
O tym, dlaczego wciąż w wielu lokalach gastronomicznych trzeba płacić za szklankę wody, mówi się znów dzięki Dorocie Zawadzkiej. Znana pani psycholog była zaskoczona, gdy za wrzątek w jednym z lokali musiała zapłacić 4 złote. Dziwi się nie tylko Superniania, ale wielu klientów warszawskich restauracji. Przeważnie tych zagranicznych. Dlaczego?
Otóż w wielu krajach Zachodu woda w restauracjach jest BEZPŁATNA. Podanie nie szklanki wody a wręcz karafki jest standardem, za który nie trzeba płacić. Tak jest, chociażby we Francji, gdzie słynne l'eau du robinet (woda z kranu) to cześć serwisu. Podobnie jest w Norwegii czy Hiszpanii. Na szczęscie - idzie lepsze. W Warszawie niektóre lokale podają wodę za darmo, jak Uki Uki na Kruczej, a inne wręcz szczycą się już na wejściu, że woda jest u nich bezpłatna.
Mój przyjaciel z Anglii, gdy odwiedził nas w wakacje, był cenami wody w stołecznych lokalach wręcz zaskoczony bowiem za trzy buteleczki zapłacić, uwaga - 18 złotych. - U nas woda jest za darmo, a tu kosztuje fortunę. Macie drogocenną wodę - śmiał się. Nie wyprowadzałem go z błędu.
Mleko sojowe? Delikates jak nic
To absurdzik prosto z kawiarni. Dodatkowe mleko sojowe jest nie tylko jedzeniowym trendem, ale dla niektórych gości to konieczność. Marcin, który pije kawę na takim mleku (ma alergie na produkty mleczne) przyznaje, że to powszechna praktyka. I uderza w alergików bogu ducha winnych. - Jestem w stanie zrozumieć, że mała kawiarnia liczy sobie dodatkowe 2,50 za ten dodatek. Niski obrót i te sprawy. Ale gdy za sojowe mleko każe mi płacić duża sieciówka to czegoś tu nie rozumiem. Zawsze się znajdzie osoba, która powie - to tylko 2,50. Takie myślenie jest tylko w Polsce. Ba, pan Marcin dodaje, że często kawiarnie oszukują i zamiast mleka sojowego podają - sojowy napój. Na... zdrowie?
Plaster cytryny
Rację panu Marcinowi przyznaje Karolina, której także za dodatkowe porcje w sieciówka przyszło płacić. - W popularnej kawiarni zamówiłam herbatę z imbirem, miodem i pomarańczą. Niestety, według mnie, miodu było tyle, co kot napłakał. Gdy Karolina poprosiła o dodatkową porcję, usłyszała, że trzeba zapłacić. - Rozumiem, żebym od czapy ten miód wzięła, ale był on częścią mojego zamówienia, z którego nie byłam zadowolona. I dodaje:
- Prawdziwy szlag mnie trafia, jak słyszę, że za plaster cytryny muszę dopłacić. Mnie się to kojarzy z głębokim PRL-em.
Oliwa (?!!!!)
A to rodzynek w tym zestawieniu. Otóż jedna z restauracji na tyłach ulicy Chmielnej dolicza do rachunku opłatę za podanie dodatkowej porcji oliwy z oliwek. Ile? Dwa złote. - To jest bardzo dobrej jakości oliwa, dlatego musi kosztować - brzmiało tłumaczenie obsługi. Restauracja słynie z dobrej pizzy i wysokich cen. Oraz wyjątkowości, bo za łyżkę oliwy płaci się chyba tylko u nich.
Pieczywko
- Ale u nas dodatkowo płatne - słyszę to za każdym razem, gdy proszę o dodatkowe pieczywo. Koszyk pieczywka, jak ładnie nazywa ten dodatek kelnerka, to pół bułeczki pokrojonej w kromeczki, razowa pajdeczka i jak dobrze pójdzie - jaśniutkie. Czerstwy żart? Nie. Taka porcja to koszt około 5 złotych. Czyli tyle samo, co zamówioną przekąskę.
Keczup, majonez, czyli absurd w sosie własnym
Zarobić można na wszystkim. Może trudno w to uwierzyć, ale dodatkowa porcja keczupu czy chociażby majonezu także ma swoją cenę. Lokale gastronomiczne w Warszawie, także restauracje, cenią sobie dodatki. Tak bardzo, że za dodatkową porcję popularnego sosu trzeba płacić. Złotówkę, czasem dwa.
Można także zamówić zestaw sosów, na przykład do podanej pizzy, ale to koszt kolejnych 6 czy 8 złotych. Jak to się mówi - grosz do grosza, a będzie
Opakowanie na wynos
Droga restauracja w centrum Warszawy. Jedzenie wyborne, obsługa przemiła. Jednym słowem - gastronomiczny Everest. Ceny wysokie, ale płacisz za jakość, za tę pełną kulturę. Bajka! Ba, dania tak smakowite, że grzech zostawiać na talerzu połowę porcji, więc chcesz wziąć ze sobą do domu. - Płatne złotóweczkę. Plastikowe opakowanie powoduje, że czar pryska, a wykwintna restauracja przestaje być wyjątkowa.
Woda
O tym, dlaczego wciąż w wielu lokalach gastronomicznych trzeba płacić za szklankę wody, mówi się znów dzięki Dorocie Zawadzkiej. Znana pani psycholog była zaskoczona, gdy za wrzątek w jednym z lokali musiała zapłacić 4 złote. Dziwi się nie tylko Superniania, ale wielu klientów warszawskich restauracji. Przeważnie tych zagranicznych. Dlaczego?
Otóż w wielu krajach Zachodu woda w restauracjach jest BEZPŁATNA. Podanie nie szklanki wody a wręcz karafki jest standardem, za który nie trzeba płacić. Tak jest, chociażby we Francji, gdzie słynne l'eau du robinet (woda z kranu) to cześć serwisu. Podobnie jest w Norwegii czy Hiszpanii. Na szczęscie - idzie lepsze. W Warszawie niektóre lokale podają wodę za darmo, jak Uki Uki na Kruczej, a inne wręcz szczycą się już na wejściu, że woda jest u nich bezpłatna.
Mój przyjaciel z Anglii, gdy odwiedził nas w wakacje, był cenami wody w stołecznych lokalach wręcz zaskoczony bowiem za trzy buteleczki zapłacić, uwaga - 18 złotych. - U nas woda jest za darmo, a tu kosztuje fortunę. Macie drogocenną wodę - śmiał się. Nie wyprowadzałem go z błędu.
Mleko sojowe? Delikates jak nic
To absurdzik prosto z kawiarni. Dodatkowe mleko sojowe jest nie tylko jedzeniowym trendem, ale dla niektórych gości to konieczność. Marcin, który pije kawę na takim mleku (ma alergie na produkty mleczne) przyznaje, że to powszechna praktyka. I uderza w alergików bogu ducha winnych. - Jestem w stanie zrozumieć, że mała kawiarnia liczy sobie dodatkowe 2,50 za ten dodatek. Niski obrót i te sprawy. Ale gdy za sojowe mleko każe mi płacić duża sieciówka to czegoś tu nie rozumiem. Zawsze się znajdzie osoba, która powie - to tylko 2,50. Takie myślenie jest tylko w Polsce. Ba, pan Marcin dodaje, że często kawiarnie oszukują i zamiast mleka sojowego podają - sojowy napój. Na... zdrowie?
Plaster cytryny
Rację panu Marcinowi przyznaje Karolina, której także za dodatkowe porcje w sieciówka przyszło płacić. - W popularnej kawiarni zamówiłam herbatę z imbirem, miodem i pomarańczą. Niestety, według mnie, miodu było tyle, co kot napłakał. Gdy Karolina poprosiła o dodatkową porcję, usłyszała, że trzeba zapłacić. - Rozumiem, żebym od czapy ten miód wzięła, ale był on częścią mojego zamówienia, z którego nie byłam zadowolona. I dodaje:
- Prawdziwy szlag mnie trafia, jak słyszę, że za plaster cytryny muszę dopłacić. Mnie się to kojarzy z głębokim PRL-em.
Oliwa (?!!!!)
A to rodzynek w tym zestawieniu. Otóż jedna z restauracji na tyłach ulicy Chmielnej dolicza do rachunku opłatę za podanie dodatkowej porcji oliwy z oliwek. Ile? Dwa złote. - To jest bardzo dobrej jakości oliwa, dlatego musi kosztować - brzmiało tłumaczenie obsługi. Restauracja słynie z dobrej pizzy i wysokich cen. Oraz wyjątkowości, bo za łyżkę oliwy płaci się chyba tylko u nich.
Pieczywko
- Ale u nas dodatkowo płatne - słyszę to za każdym razem, gdy proszę o dodatkowe pieczywo. Koszyk pieczywka, jak ładnie nazywa ten dodatek kelnerka, to pół bułeczki pokrojonej w kromeczki, razowa pajdeczka i jak dobrze pójdzie - jaśniutkie. Czerstwy żart? Nie. Taka porcja to koszt około 5 złotych. Czyli tyle samo, co zamówioną przekąskę.
Keczup, majonez, czyli absurd w sosie własnym
Zarobić można na wszystkim. Może trudno w to uwierzyć, ale dodatkowa porcja keczupu czy chociażby majonezu także ma swoją cenę. Lokale gastronomiczne w Warszawie, także restauracje, cenią sobie dodatki. Tak bardzo, że za dodatkową porcję popularnego sosu trzeba płacić. Złotówkę, czasem dwa.
Można także zamówić zestaw sosów, na przykład do podanej pizzy, ale to koszt kolejnych 6 czy 8 złotych. Jak to się mówi - grosz do grosza, a będzie
Opakowanie na wynos
Droga restauracja w centrum Warszawy. Jedzenie wyborne, obsługa przemiła. Jednym słowem - gastronomiczny Everest. Ceny wysokie, ale płacisz za jakość, za tę pełną kulturę. Bajka! Ba, dania tak smakowite, że grzech zostawiać na talerzu połowę porcji, więc chcesz wziąć ze sobą do domu. - Płatne złotóweczkę. Plastikowe opakowanie powoduje, że czar pryska, a wykwintna restauracja przestaje być wyjątkowa.