Wrzątek w restauracji też słono kosztuje, czyli kolejna gwiazda wyśmiewa #warszawskieceny

#stolica #kawa #absurd - tak ceny w warszawskim Aioli Mini komentuje Dorota Zawadzka. Popularna psycholog publikuje na Twitterze i Facebooku zdjęcie paragonu, na którym widnieje cena za wrzątek. - 4 złote. Najdroższy wrzątek w stolicy - drwi Zawadzka. Wcześniej ceny w Warszawie wyśmiała Kayah. A wszystko zaczęło się od naszego tekstu o lemoniadzie.

Spodobało ci się? Polub nas Kayah, teraz Superniania Dorota Zawadzka swoim wpisem o warszawskiej restauracji Aioli nie wbija kija w mrowisko, ale sprawia, że powraca jeden z głośniejszych tematów ostatnich miesięcy - warszawskie ceny. I za to Dorocie dziękuję bowiem obnaża absurd, z którym na łamach Metra walczę od dawna - cwaniactwem. Otóż SuperNIania na swoim twitterowym profilu zamieściła zdjęcie paragonu z Aioli przy Placu Konstytucji, na którym widać, że lokal kazał telewizyjnej psycholog zapłacić za kawę, oraz - uwaga - za szklankę wrzątku. Ile? Całe cztery złote. Czy to dużo? Pewnie nie, ale jak słusznie zauważyła Zawadzka - 4 złote za gorącą wodę to najwyższa, chyba wręcz rekordowa cena za ten produkt w stolicy. W punkt. Niestety, choć wpis Doroty kipi i żartem i trafnością, to muszę ostudzić entuzjazm gwiazdy - to nie rekordowa cena, a raczej przeciętna. Ba, to standardzik w naszym pięknym mieście, który budzi zdziwienie nie tylko u niej. To nie pierwszy przypadek, gdy znana osoba kpi z warszawskich cen. W zeszłym tygodniu piosenkarka Kayah zamieściła zdjęcia obiadu kupionego na lotnisku Okęcie z dopiskiem: "Łyżka ziemniaczków i buraczków plus malutka buteleczka wina. 72 złote!!!". Po tej publikacji na nowo rozgorzała dyskusja - dlaczego restauracje w mieście każą sobie płacić za proste dania ostro przegięte ceny. Wielu próbowało tłumaczyć tak wysokie ceny samym miejscem, w którym gwiazda postanowiło zjeść obiad. Na całym świecie ceny na lotniskach są wyższe niż poza nimi. A te z kolei są wysokie, bo i warunki mało przyjazne. Wysoki czynsz itp. Jedno jednak jest pewne - bez względu na stan portfela, zaczynamy zwracać większą uwagę na to, za co i ile płacimy. A to powoduje, że na cenzurowanym coraz częściej pojawiają się restauratorzy, a nadużywaniem lojalności gości coraz chętniej piszą media. I to nie pierwszy raz. Zaczęło się od lemoniady O tym, że w Warszawie coraz częściej przychodzi nam przepłacać, pisaliśmy w lipcu tego roku. W Artykule "Warszawie ceny. Czy ktoś ma klienta za idiotę" opisałem, jak sieć popularnych księgarni każe słono płacić za słodką lemoniadę . W artykule podałem niesmaczne przykłady, jak się na cenach nieźle kantuje. I tak sieć popularnych księgarni wycenia przygotowanie szklanki lemoniady na 16 złotych, a pewna restauracja za podanie frytek dolicza do rachunku tych złotych 20. Po tej publikacji rozpętała się gorąca dyskusja o tym, dlaczego tak dużo musimy płacić za smażonego ziemniaka i czy faktycznie takie wysokie ceny to realia prowadzenia biznesu gastronomicznego w Warszawie czy - cwaniactwo. Kogo najbardziej wzburzył ten felieton? Oczywiście samych restauratorów, którzy poczuli się zaatakowani moim felietonem, a co za tym idzie - zapierali się nogami i rękoma, że to żadne cwaniactwo a ceny za pieczone buraki i wodę z cytryną wysokie być muszą. Bo, jak tłumaczyła pewna właścicielka gastronomicznego lokalu - musi być drogo, bo i VAT wysoki, a i ludziom zapłacić za robociznę trzeba. Ogólnie rzecz ujmując - biedne jest życie restauratora. W tym samym czasie niestety, media cytowały wypowiedzi warszawskich kelnerów, którzy tylko pogrążali swoich pracodawców, ujawniając kulisy tego biznesu. # Warszawskieceny Co na to sami goście restauracji? Zdania były, są i zapewne będą podzielone. Jedno jednak stało się pewne. A na pewno bardziej przejszyste niż same ceny. Otóż baczniej przyglądać się zaczęliśmy ofercie i cenom warszawskich restauracji. Ale nie tylko restauracjom, co wszystkim usługom. Opiniami coraz chętniej dzielimy się na portalach społecznościowych, a takie "trzymanie ręki na pulsie" dobrze oceniają eksperci, nazywając taką aktywność świadomym konsumowaniem. Jest jeszcze coś. Być może dlatego też trendem staje się piętnowanie cwaniactwa, co najlepiej pokazuje popularność postów Kayah oraz Zawadzkiej, a do lamusa odchodzi myślenie, że musi być przerażająco drogo, bo to w końcu #warszawskieceny. Kayah, teraz Superniania

Dorota Zawadzka swoim wpisem o warszawskiej restauracji Aioli nie wbija kija w mrowisko, ale sprawia, że powraca jeden z głośniejszych tematów ostatnich miesięcy - warszawskie ceny. I za to Dorocie dziękuję, bowiem obnaża ona absurd, z którym na łamach Metra walczę od dawna - cwaniactwem. Otóż SuperNiania na swoim twitterowym profilu zamieściła zdjęcie paragonu z Aioli przy Placu Konstytucji, na którym widać, że lokal kazał telewizyjnej psycholog zapłacić za kawę, oraz - uwaga - za szklankę wrzątku. Ile? Całe cztery złote. Czy to dużo? Pewnie nie, ale jak słusznie zauważyła Zawadzka - 4 złote za gorącą wodę to najwyższa, chyba wręcz rekordowa cena za ten produkt w stolicy. W punkt. Zadzwoniłem też do Aioli dowiedzieć się, jak sprawa wygląda z ich perspektywy. Niestety pani menadżerka nie chciała komentować na użytek na artykułu. A szkoda, bo warto byłoby dodać, że Aioli znane jest przede wszystkim z dobrej oferty śniadaniowej, z której najprawdopodobniej skorzystała Zawadzka. Czyli z jakiej? Otóż w tygodniu do każdej kawy możemy domówić, za symboliczną złotówkę, śniadanie. Co mogła jeść SuperNiania? Z paragonu wynika, że najprawdopodobniej były to jajka z kiełbaskami. Sami gwiazda jednak zwróciła w całej sprawie nie na dobrą promocję, a właśnie na płatną wodę. Co podzieliło internautów na tych, którzy nie widzą w całej sprawie nic złego oraz na tych, którzy przyznają Zawadzkiej rację - woda powinna być za darmo. Niestety, choć wpis Doroty kipi i żartem i trafnością, to muszę ostudzić entuzjazm gwiazdy - to nie rekordowa cena, a raczej przeciętna. Ba, to standardzik w naszym pięknym mieście, który budzi zdziwienie nie tylko u niej.

To nie pierwszy przypadek, gdy znana osoba kpi z warszawskich cen. W zeszłym tygodniu piosenkarka Kayah zamieściła zdjęcia obiadu kupionego na lotnisku Okęcie z dopiskiem: "Łyżka ziemniaczków i buraczków plus malutka buteleczka wina. 72 złote!!!". Po tej publikacji na nowo rozgorzała dyskusja - dlaczego restauracje w mieście każą sobie płacić za proste dania ostro przegięte ceny. Warszawskie ceny na lotnisku ChopinaWarszawskie ceny na lotnisku Chopina facebook/Kayay facebook/Kayah Wielu próbowało tłumaczyć tak wysokie ceny samym miejscem, w którym gwiazda postanowiła zjeść obiad. Na całym świecie ceny na lotniskach są wyższe niż poza nimi. A te z kolei są wysokie, bo i warunki mało przyjazne. Wysoki czynsz itp. Jedno jednak jest pewne - bez względu na stan portfela, zaczynamy zwracać większą uwagę na to, za co i ile płacimy. A to powoduje, że na cenzurowanym coraz częściej pojawiają się restauratorzy, a o nadużywaniu lojalności gości coraz chętniej piszą media.

Zaczęło się od lemoniady

O tym, że w Warszawie coraz częściej przychodzi nam przepłacać, pisaliśmy w lipcu tego roku. W artykule "Warszawskie ceny. Czy ktoś ma klienta za idiotę" opisałem, jak sieć popularnych księgarni każe słono płacić za słodką lemoniadę . W artykule podałem niesmaczne przykłady, jak się na cenach nieźle kantuje. I tak sieć popularnych księgarni wycenia przygotowanie szklanki lemoniady na 16 złotych, a pewna restauracja za podanie frytek dolicza do rachunku tych złotych 20. Po tej publikacji rozpętała się gorąca dyskusja o tym, dlaczego tak dużo musimy płacić za smażonego ziemniaka i czy faktycznie takie wysokie ceny to realia prowadzenia biznesu gastronomicznego w Warszawie czy - cwaniactwo.

Kogo najbardziej wzburzył ten felieton? Oczywiście samych restauratorów, którzy poczuli się zaatakowani moim felietonem, a co za tym idzie - zapierali się nogami i rękoma, że to żadne cwaniactwo a ceny za pieczone buraki i wodę z cytryną wysokie być muszą. Bo, jak tłumaczyła pewna właścicielka gastronomicznego lokalu - musi być drogo, bo i VAT wysoki, a i ludziom zapłacić za robociznę trzeba. Ogólnie rzecz ujmując - biedne jest życie restauratora. 

# Warszawskieceny

Co na to sami goście restauracji? Zdania były, są i zapewne będą podzielone. Jedno jednak stało się pewne. A na pewno bardziej przejszyste niż same ceny. Otóż baczniej przyglądać się zaczęliśmy ofercie i cenom warszawskich restauracji. Ale nie tylko restauracjom, co wszystkim usługom. Opiniami coraz chętniej dzielimy się na portalach społecznościowych, a takie "trzymanie ręki na pulsie" dobrze oceniają eksperci, nazywając taką aktywność świadomym konsumowaniem.

Jest jeszcze coś. Być może dlatego też trendem staje się piętnowanie cwaniactwa, co najlepiej pokazuje popularność postów Kayah oraz Zawadzkiej, a do lamusa odchodzi myślenie, że musi być przerażająco drogo, bo to w końcu #warszawskieceny.

Więcej o: