Spodobało ci się? Polub nas
Co się stało? Dlaczego trzy konie odniosły tak poważne kontuzje?
Joanna Lipińska: Espadon złamał nogę na zakręcie przed prostą finiszową, gdy tempo w wyścigu zaczynało być podkręcane. Być może wpadł w dziurę, która powstała na skutek rozkopania miękkiej nawierzchni przez kopyta koni startujących we wcześniejszych gonitwach? Jeśli chodzi o Habanę - dwóch jeźdźców specjalizujących się w gonitwach płotowych twierdzi, że być może sama poniekąd przyczyniła się do swojego upadku. Brzmi to okrutnie, ale mogło tak być. To była zasłużona i doświadczona klacz, ścigająca się na innym torze w gonitwach steeplowych, które są o wiele bardziej wymagające od gonitw płotowych. Mogło być tak, że po prostu zbagatelizowała wysokość przeszkody i wybiła się do skoku w nieodpowiednim momencie. Jeśli zaś chodzi o Korę - złamała nogę na prostej drodze, już po oddaniu jednego ze skoków.
Tak naprawdę mogę jedynie gdybać na temat przyczyn tych wypadków.
W wyścigach ścigają się konie pełnej krwi angielskiej? Jak i po co została stworzona ta rasa?
Ludzie zawsze kochali szybkość i rywalizację. To upodobanie zaspokajały głównie wyścigi wierzchowców. Z czasem wymagania rosły, czego efektem stało się powstanie rasy koni pełnej krwi angielskiej, zwanych potocznie folblutami. A było to na przełomie XVII i XVIII wieku, gdy sprowadzone zostały trzy arabskie ogiery: Godolphin Arabian, Darley Arabian oraz Byerley Turk. One stały się początkiem tej rasy.
Jak powstały?
Kojarzono je z końmi miejscowymi. Selekcjonowano jednostki pod kątem tzw. dzielności wyścigowej, czyli osiąganych szybkości.
mem Joanna Lipińska Joanna Lipińska
Można powiedzieć, że dzięki ludzkiej potrzebie przeżywania skrajnych emocji powstała rasa najszybszych koni na świecie?
Dziś na świecie jest kilka, jeśli nie kilkanaście milionów koni pełnej krwi angielskiej. Ich powołaniem jest rywalizacja na hipodromie. W Polsce ta liczba skromna - waha się w granicach kilku tysięcy. Większość z nich jest wykorzystywana na torach wyścigowych.
Czy to znaczy, że folbluty jak psy rasy husky, lub charty stają się nieszczęśliwe, kiedy nie biegają?
Obie rasy psów i konie pełnej krwi angielskiej łączą dwie cechy. Po pierwsze: zostały stworzone przez człowieka i dla potrzeb człowieka. Husky do ciągnięcia zaprzęgów, charty do pomocy w polowaniach i do wyścigów. Przeznaczeniem folblutów jest tylko i wyłącznie wyścig.
Umrą, jeśli nie będą się ścigać?
Nie. Tak samo jak nie umrze husky czy chart, gdy skaże się je na bezczynność. Będą jednak zwierzętami nieszczęśliwymi, gdyż ich domeną jest wzmożona aktywność ruchowa. Folbluty zaliczane są do rasy koni gorącokrwistych, a to oznacza, że ich temperament jest niezwykle żywy, a budowa ciała lekka. To, mówiąc kolokwialnie, zwierzęta zaprogramowane do wyścigów pod każdym względem - tak psychicznym, jak i fizycznym.
Czy to prawda, że folbluty mają renomę "wariatów"?
W tym stwierdzeniu jest sporo prawdy. Ich temperament sprawia, że zostały zaszufladkowane jako konie nadające się wyłącznie do sportu. Ale nie jest to do końca prawda - niejednokrotnie można spotkać folbluta używanego w rekreacji, na którym co dzień jeżdżą dzieci. Sama znam kilka osób, które oparły swoje ośrodki jeździeckie na koniach tej rasy. Ale podkreślam: nie każdy folblut nadaje się na przestawienie z trybu wyścigowego na rekreacyjny. Poza tym proces ten jest dość trudny i mozolny.
Mogę tutaj dać przykład swojego konia. Jestem posiadaczką wałacha, który również brał udział w wyścigach. Odkupiłam go po tym, jak doznał zerwania ścięgna. Tower to wyjątkowo spokojny jak na przedstawiciela swojej rasy koń. Ma łagodne usposobienie i dobry charakter. A mimo to pod siodłem, gdy poczuje na grzbiecie jeźdźca, uruchamia się jego kod genetyczny budzący potrzebę szybkiego biegu.
Teoretycznie folbluty nadają się do innych dyscyplin sportowych, takich jak choćby WKKW, cross, czy dresaż, ale istnieją rasy przewyższające je predyspozycjami do tego typu konkurencji.
Z powyższego wyciągnąć można wniosek: gdyby nie wyścigi konne, rasa koni pełnej krwi angielskiej prawdopodobnie wyginęłaby, a tych kilka tysięcy żyjących w Polsce zwierząt trafiłoby niechybnie do rzeźni.
Dlatego lepiej jest na nich zarabiać i wysyłać na wyścigi?
Takie jest ich przeznaczenie od wieków. Z tym zarabianiem jednak nie przesadzałabym. Większość koni wyścigowych to przeciętniaki, jednostki wybitne lub dobre zdarzają się raczej rzadko. Wygranie wyścigu najniższej grupy przynosi właścicielowi około 6 tysięcy złotych. Natomiast utrzymanie konia w treningu wyścigowym kosztuje 1,5 - 2 tysiące miesięcznie przez 12 miesięcy w roku. Niezbyt często zdarzają się konie, które na siebie "zarobią", a jeszcze rzadziej takie, które przynoszą właścicielom zysk. Dzieje się tak głównie dlatego, że w Polsce nagrody w gonitwach są niskie, a wyścigi konne to sport mało rozpowszechniony, chociaż jeszcze przed wojną cieszył się ogromną popularnością.
Dla przykładu: nagroda za pierwsze miejsce w prestiżowej Wielkiej Warszawskiej - najwyżej dotowanym wyścigu na Torze Służewieckim, wynosi 125 tysięcy złotych, czyli niecałe 30 tysięcy euro. Tyle samo w Niemczech wynosi nagroda w gonitwie najniższej kategorii. Oznacza to, że. Bardziej opłaca się mieć słabeusza w Niemczech niż konia wybitnego, wygrywającego największe wyścigi w Polsce.
Tak przedstawia się sytuacja wyścigów konnych w naszym kraju.
Jako ciekawostkę mogę podać, że najwyżej dotowany wyścig świata to Dubai World Cup. W jego puli znajduje się co roku 10 milionów dolarów!
mem Joanna Lipińska Joanna Lipińska
Skoro wyścigi w Polsce są tak nieopłacalne, to dlaczego ludzie się nimi zajmują?
W tej chwili środowisko wyścigowe w naszym kraju składa się z garstki osób. Sytuacja przedstawia się źle - stadniny państwowe upadają, właściciele wycofują się z biznesu. Staje się on bowiem kompletnie nieopłacalny. Mało kto chce brać udział w przedsięwzięciu, do którego musi dokładać. Na Torze pozostali jedynie pasjonaci. Pasja hodowlana, miłość do koni i zasobna kieszeń właścicieli umożliwiająca dokładanie do swojego hobby to czynniki utrzymujące ten sport przy życiu w naszym kraju.
Mimo to większość właścicieli żyje marzeniem, że trafi im się koń wszech czasów. Każdy związany z tą branżą powie, że na wyścigach - to koń czyni człowieka. On tu jest głównym bohaterem, od niego wszystko zależy. Wspaniały folblut potrafi całkowicie odmienić ludzkie życie, proszę mi wierzyć. Na Służewcu znajdują się właściciele i trenerzy, którzy czekają po kilkanaście, kilkadziesiąt lat na wybitnego konia. Niektórzy nie doczekają się go nigdy. Ale przy odrobinie szczęścia i serca włożonego w podopiecznego, mają szanse, że w końcu trafi się im wyścigowiec pokroju Va Banka. I wcale nie chodzi tu o wielkość wygranych, które jak mówiłam, rzadko pokrywają poniesione nakłady.
Konie to piękne zwierzęta, wielu twierdzi, że widok folbluta w galopie to najcudowniejszy obraz na świecie. A duma ze swojego zwycięskiego wierzchowca nie da się do niczego porównać.
mem Joanna Lipińska Joanna Lipińska
W minioną niedzielę wyścigi pokazały jednak swoją mroczną stronę. W gonitwie płotowej Habana straciła życie, Kora z powodu kontuzji została uśpiona, podobnie jak Espadon w Wielkiej Warszawskiej.
Na wyścigi chodzę od siedmiu lat i w tym czasie średnia ilość śmiertelnych wypadków na Służewcu nie przekraczała 2 w ciągu roku. Zdarzały się lata, w których nie było ich w ogóle. 2015 rok jest najtragiczniejszym jaki pamiętam, być może najgorszym od dziesięcioleci. Od początku trwania obecnego sezonu życie straciło już pięć koni. Niedzielny miting można nazwać strasznym, tragicznym w skutkach i pechowym. Habana zmarła na miejscu, zaś Korę i Espadona trzeba było uśpić z powodu poważnej kontuzji.
W ubiegłą niedzielę wydarzyło się coś nieprawdopodobnego - akurat w dniu Wielkiej Jesiennej Gali, jednym z największych wydarzeń sezonu wyścigowego, życie straciły aż trzy konie. To co miało miejsce kilka dni temu było czymś tak niebywałym, że stali bywalcy łapali się za głowy. Podobno nawet trener Andrzej Walicki, którego podopieczną była nieszczęsna Kora i który od 50 lat zajmuje się treningiem koni wyścigowych, miał po wypadku w gonitwie płotowej łzy w oczach. Nie jest więc jednak tak, jak twierdzą niektórzy, że na Służewcu traktuje się konie jak maszynki do robienia pieniędzy. Ludziom z nimi związanym naprawdę zależy na ich losie. Chociaż zdarzają się i czarne owce, jak wszędzie.
Proszę rozwinąć ten temat?
Większości trenerów i właścicieli zależy na tym, by koń był zdrowy. Za przykład mogę podać wspomnianego nestora - trenera Walickiego, który kilkakrotnie wycofywał Korę z wyścigów płotowych, gdy bieżnia na Służewcu była za twarda. Taka twarda nawierzchnia jest bardziej kontuzjogenna, nie zapewnia amortyzacji, jaką daje miękkie podłoże, a to przy nacisku ponad tony, jaki wywiera koń wyścigowy w galopie, jest dość istotne. Przy miękkiej nawierzchni niebezpieczeństwo otwartego złamania jest mniejsze, choć też nie ma na to reguły. Trener czekał więc na miękką bieżnię, chcąc zminimalizować ryzyko kontuzji. Gdy wreszcie w piątek zaczął padać deszcz - pojawiła się szansa nie tylko na występ klaczy w gonitwie, ale i być może na dobry wynik. Niestety, mimo wszystkich tych kalkulacji wyścig zakończył się tragicznie.
Jeśli zaś chodzi o tzw. czarne owce - trafiają się one w każdym środowisku. Na wyścigach niestety także. Nie oskarżam nikogo, ale zdarzało się, że trenerzy puszczali do gonitw konie, które były nie zupełnie zdrowe. Często to nie jest do końca ich wina. Niejednokrotnie właściciel wywiera presję, chcąc by koń pobiegł w gonitwie i zaspokoił jego ego. Taki trener nie ma zazwyczaj wyboru szczególnie, gdy właściciel posiada w jego stajni dużą liczbę koni, a więc zapewnia mu byt.
Ale podkreślam - są to bardzo sporadyczne przypadki, piętnowane w środowisku i nie sugeruję, że tej niedzieli coś takiego mogło mieć miejsce.
Przed gonitwą na padoku, gdzie prezentują się konie, wszystkie wierzchowce są oglądane przez weterynarza. Niejednokrotnie zdarza się, że lekarz stwierdzi kulawiznę lub inną dolegliwość i nakazuje wycofanie konia z gonitwy. Wtedy, w zależności od okoliczności, Komisja Techniczna sprawująca nadzór nad prawidłowością rozgrywania gonitw, może dotkliwie ukarać trenera, który chciał dopuścić niesprawnego konia do udziału w gonitwie.
Chcę przy tym podkreślić, że na wyścigach bardzo dba się o bezpieczeństwo jeźdźców i koni. To, co się wydarzyło w niedzielę, to był dramat, splot fatalnych przypadków. Na Torze wszystkich to bardzo dotknęło. Starzy bywalcy wyścigowi, ludzie interesujący się końmi od kilkudziesięciu lat mówią, że nie przypominają sobie tragedii o takiej skali na Służewcu.
Pojawiają się też głosy, że konie zostały uśpione, bo właściciele chcieli uzyskać za nie wypłatę wysokich odszkodowań. Są to bzdury. Kilkanaście lat temu zdarzały się nieliczne przypadki ubezpieczania koni wyścigowych. Ale teraz nie ma firm, które byłyby na to chętne. Taka praktyka ma miejsce za granicą i zdarzały się sporadyczne sytuacje, gdy podejrzewano, iż właściciel uśmiercił wspaniałego konia dla ubezpieczenia. W Polsce podobna historia nie miała nigdy miejsca.
mem Joanna Lipińska Joanna Lipińska
Wspominała pani o stanie bieżni na Służewcu. Rozumiem, że do wyścigów wykorzystuje się dwie bieżnie?
Na Służewcu z udziałem folblutów odbywają się dwa rodzaje gonitw: płaskie i płotowe. Gonitwy płotowe rozgrywane są na wewnętrznej bieżni, natomiast płaskie - na zewnętrznej. W gonitwach płotowych oprócz zwykłego galopowania i ścigania się, konie muszą pokonywać przeszkody. Tu łatwiej o wypadek, tym bardziej, że najczęściej tor wewnętrzny jest przez cały rok twardszy od płaskiego. Jednak po opadach deszczu, nawet on był przyzwoicie nawodniony. Szczerzę mówiąc nie pamiętam kiedy ostatnio koń doznał otwartego złamania nogi na tak miękkiej nawierzchni, zwłaszcza na torze płaskim, a to przecież przytrafiło się Espadonowi.
Z boku to wyglądało tak: na wyścigi przyszła gawiedź, która zabawia się kosztem koni, które się przewracają i trzeba je uśpić. Nie próbuje się im nawet ratować życia! Czy naprawdę nie da się leczyć otwartych złamań u koni?
W przypadku Habany, klaczy, która skręciła kark, już nic zrobić się nie dało, ona zmarła na miejscu. Z tego co wiem Kora podniosła się po upadku, ale doznała otwartego złamania nogi, podobnie Espadon. W takich przypadkach niestety też już niewiele można poradzić. Są ludzie, którzy próbują zastępować nogę protezą, ale nie wiem nawet, czy takie operacje są przeprowadzane w Polsce. Nawet jeśli by były, to powstaje etyczny problem: czy warto w ten sposób przedłużać życie konia? To skomplikowane zagadnienie i żeby je przybliżyć, potrzebne jest zrozumienie natury tego gatunku. Koń to zwierzę uciekające, na wolności możliwość ucieczki warunkuje jego przetrwanie. Jeśli osobnik jest chory, słaby, czy niewystarczająco szybki - pada łupem drapieżnika. Mimo udomowienia przez człowieka, w koniach nadal zachował się instynkt przetrwania. Główną bronią tego zwierzęcia są nogi. Kiedy koń nie może galopować, a z protezą jest to raczej niemożliwe - staje się nieszczęśliwy. Nawet najspokojniejszy osobnik, znajdujący się pod opieką ludzi, którym ufa, może się spłoszyć, czegoś przestraszyć. Przebywając w stadzie z innymi końmi też potrzebuje względnej sprawności fizycznej. Zwierzęta te ustalają między sobą hierarchię, niejednokrotnie gryząc się przy tym i kopiąc. W tym przypadku koń pozbawiony możliwości ucieczki przed zębami lub kopytami pobratymców też ma raczej niewielkie szanse na szczęśliwe życie.
mem Joanna Lipińska Joanna Lipińska
Ale da się takiego konia wyprowadzić, wyleczyć?
W Polsce otwartych złamań się nie leczy. Przynajmniej ja nie słyszałam o takich przypadkach, choć mogę się mylić. Leczy się inne, niekiedy bardzo poważne kontuzje. Sam Espadon, będąc dwuletnim ogierem, przeszedł poważne leczenie. Gdyby nie jego właścicielka, która się nie poddała i postanowiła go uratować, wkładając w to bardzo dużo pieniędzy i czasu - koń pewnie trafiłby do rzeźni. A tak biegał zdrowo kilka lat, aż do tej czarnej niedzieli.
Jakie mogą być negatywne następstwa długotrwałego leczenia konia?
Jest ich wiele. Wiadomo, że z leczeniem wiąże się przeważnie długotrwałe ograniczenie ruchu u konia, czego następstwa mogą być bardzo niebezpieczne. Najpoważniejsze to kolki, które u koni z powodu konstrukcji ich układu pokarmowego są bardzo poważną przypadłością i niejednokrotnie kończą się śmiercią. Znam przypadki wspaniałych ogierów - cennych reproduktorów, czy klaczy, które już po zakończeniu kariery na torze musiały zostać uśpione właśnie z powodu kolki. Dzieje się tak pomimo tego, że właściciele dbali o nie, zapewniali im najlepsze życie. Oprócz kolek przy długotrwałym unieruchomieniu konia zagrożenie stanowią ochwaty i wiele innych schorzeń.
Czyli można, czy nie można wyleczyć konia z otwartym złamaniem?
Podczas gdy złamania zamknięte są u koni bez problemu leczone i zwierzęta po takich kontuzjach często wracają na tor, złamania otwarte to w zasadzie wyrok. W latach 70. w Ameryce żyła pewna klacz wyścigowa, nazywała się Ruffian, Niepokonana, zwyciężała zarówno z klaczami, jak i ogierami, wygrywała o kilkanaście długości, była żywą legendą. Pewnego dnia stanęła do pojedynku z ogierem Foolish Pleasure, który zdobył amerykańskie Trzy Korony, tak jak w tym roku w Polsce zrobił to Va Bank. Niestety w czasie tego pojedynku klacz doznała otwartego złamania nogi. Właściciele nie poddali się, nie uśpili jej na torze i na klaczy przeprowadzono dwunastogodzinną operację. Operacja się udała, wszystko szło dobrze, aż do momentu wybudzania z narkozy. Ruffian zaczęła się szamotać, próbując wstać. Chciała biec, uciec. Przy którejś z kolei próbie podniesienia się złamała drugą nogę. Wtedy już trzeba było ją uśpić. Jej śmierć nie przeszła jednak bez echa. Wyścig, w którym Ruffian złamała nogę był to tzw. match race, czyli wyścig jeden do jednego. Po tragicznym wypadku klaczy w Stanach zakazano organizowania tego typu gonitw. Zakaz obowiązuje do dziś. Dlaczego? Konie to zwierzęta ambitnie. Wiele z nich ma świadomość po co jest na torze i chce rywalizować, tak jak często to robią w naturalnym środowisku. Gdy dwa dobre konie się spotkają i biegną ze sobą oko w oko - zmuszają same siebie do wykrzesania z organizmu maksimum możliwości. Takie po prostu są. Stanowią czasem niebezpieczeństwo same dla siebie.
Innym przykładem nieudanej walki o życie konia jest historia legendarnego Barbaro, który wygrał Kentucky Derby w 2006 roku w Ameryce. Złamał zadnią nogę. Nie było to otwarte złamanie, ale też bardzo poważne. Również został poddany operacji i leczeniu. Rekonwalescencja szła dobrze, złamaną nogę wyleczono, jednak na pozostałych kończynach pojawił się ochwat (ostre zapalenie kopyta), prawdopodobnie spowodowany ograniczeniem ruchu i przeciążeniem. Zapalenie było tak poważne, że nie dało się nic zrobić i wspaniałego Barbaro trzeba było uśpić.
mem Joanna Lipińska Joanna Lipińska
W toczącej się dyskusji pojawiają się też wątpliwości dotyczące jakości i stanu samego toru na Służewcu.
W mojej ocenie dopóki organizator nie zadba odpowiednio o nawierzchnię, ryzyko wypadków będzie rosło, zwłaszcza na torze płotowym, który w przeciwieństwie do toru płaskiego przeważnie nie jest odpowiednio nawadniany. Chociaż w ubiegłą niedzielę, jak wynika z relacji jeźdźców, tor wewnętrzny był w porządku i jego stan z wypadkami klaczy raczej nie miał związku.
Faktem jest, że cały sezon było sucho. Nagle spadł deszcz. Mam wrażenie, że organizator gonitw, czyli Totalizator Sportowy, nie był na to przygotowany.
Dodam, że od 1939 roku dopiero niedawno przeprowadzono specjalistyczne badanie bieżni na Służewcu.
mem Joanna Lipińska Joanna Lipińska
Jak to? Dlaczego?
Struktura organizacyjna jest następująca: Polski Klub Wyścigów Konnych (inaczej zwany Jockey Clubem) jest właścicielem tego zabytkowego zespołu obiektów, dzierżawcą zaś i organizatorem wyścigów jest Totalizator Sportowy S.A. i tam właśnie należałoby skierować to pytanie.
Wspomniane wyżej badanie bieżni zleciła Prezes PKWK, pierwsza (być może na świecie) kobieta na takim stanowisku. I w zasadzie to wszystko, co mogła zrobić, gdyż nie ona dysponuje środkami na renowację i konserwację obiektów. Z raportu specjalisty wynika, że należy nawierzchnię poprawić, chociaż możliwe jest przeprowadzenie tego w sposób, który nie zakłóciłby przebiegu gonitw w sezonie wyścigowym. Niestety, kilka tygodni temu pani Marczak została odwołana. Ostateczną decyzję o tym, czy zostanie na stanowisku podejmie minister rolnictwa. Kilkaset osób ze środowiska koniarzy podpisało petycję w obronie pani prezes, gdyż jest powszechnie szanowana i lubiana. Bardzo zależy jej na losie koni.
Czy ta "czarna niedziela" może coś zmienić na Służewcu?
Myślę, że organizatorzy powinni w końcu zwrócić uwagę na stan bieżni. Wyrównywać ją dokładnie po opadach deszczu, nawadniać w czasie jego niedostatku. Obecnie robią to, choć wiele osób, w tym dżokejów biorących udział w wyścigach, twierdzi, że nie jest to działanie profesjonalnie. Ale jeżeli odwołają panią prezes, obawiam się, że nie będzie już nikogo, kto tego przypilnuje.
Konie, które zginęły podczas ostatniej gonitwy na Służewcu
Espadon Espadon złamał nogę na zakręcie przed prostą finiszową, gdy tempo w wyścigu zaczynało być podkręcane. fot. Joanna Lipińska Espadon złamał nogę na zakręcie przed prostą finiszową, gdy tempo w wyścigu zaczynało być podkręcane. fot. Joanna Lipińska
Habana zmarła na miejscu. fot. Joanna Lipińska Habana zmarła na miejscu, w trakcie upadku skręciła kark. fot. Joanna Lipińska
Kora Korę trzeba było uśpić. Otwarte złamanie był zbyt poważne. fot. Igor Nazaruk Korę trzeba było uśpić. Otwarte złamanie był zbyt poważne. fot. Joanna Lipińska
Joanna Lipińska o sobie: Od 2007 roku jestem związana ze środowiskiem wyścigów konnych (najpierw we Wrocławiu, a od kilku lat w Warszawie). W 2011 weszłam w posiadanie konia wyścigowego, który uległ na Torze poważnej kontuzji i obecnie wiedzie życie emeryta-rencisty w pensjonacie pod Warszawą. Od 2012 roku prowadzę portal internetowy, zajmujący się zagadnieniami związanymi z hodowlą i wyścigami koni pełnej krwi angielskiej oraz czystej krwi arabskiej (www.tower-racing.pl) . Konie kocham od zawsze, z tym, że typowa dla małych dziewczynek fascynacja tymi pięknymi zwierzętami z czasem przerodziła się w coś poważniejszego. Trudno mi się porównywać z fachowcami, którzy od dziesiątków lat zajmują się praktycznie lub teoretycznie wyścigami i hodowlą, mimo to uważam, że tych kilka lat obecności na Torze zaowocowało zdobyciem przeze mnie dość rozległej wiedzy w tej dziedzinie. Priorytetem jest dla mnie dobro zwierząt, czego nigdy nie ukrywam i głośno formułuję swoje uwagi. Zapewne nie przysparza mi to wielu zwolenników w środowisku wyścigowym, ale taka już jestem.
Joanna Lipińska Joanna Lipińska i Tower Joanna Lipińska i Tower