Spodobało ci się? Polub nas
- Internet powybijał nas, jak kawki - mówi mi pan Andrzej, który jeszcze w 2008 roku handlował używanymi podręcznikami na placu. Dziś z łezką w oku wspomina te czasy, kiedy "z drugiego końca Warszawy, ba, nawet z Radomia przyjeżdżali do nas po książki".
- A u nas wszystko było, a jak aktualnie nie było, to się załatwiało na cito - opowiada pan Andrzej.
- Przejść się nie dało, co chwilkę ktoś zaczepiał "Może jakieś podręczniki? Taniej niż w księgarni". Prócz tego, wszędzie te samochody, te wasze magazyny na kółkach. Nie dało się zaparkować, ani przejść spokojnie - prowokuję dyskusję.
- Ale była adrenalina - uśmiecha się pan Andrzej - Trzeba było walczyć o klienta, stąd ci naganiacze. Ale umówmy się, nikt przypadkowy po placu nie chodził, tylko ci co szukali podręczników, a my im w tym pomagaliśmy, a przy okazji parę groszy się przytuliło. Komu to przeszkadzało? Powiem panu, że nie szkoda mi nawet tych pieniędzy, ale kontaktu z klientem, rozmowy. Warszawiacy kiedyś mieli pewność, że jak przyjadą na plac, to znajdą to, czego szukają. A dziś? Weź pan się w tym internecie odnajdź! No ja, bynajmniej nie potrafię - kończy stary sprzedawca podręczników.
DLUGA KOLEJKA PO PODRECZNIKI SZKOLNE Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta
- A gdzie są inni sprzedawcy? Zrezygnowali ze swoich biznesów?
- Ci co mieli kapitał pozakładali punkty z podręcznikami wokół placu, inni sprzedają w internecie. I jest jeden, ostatni, co z samochodu sprzedaje, ale to na Kredytowej, bo tu nie można. Straż miejska go przegania - tłumaczy pan Andrzej.
Plac Dąbrowskiego Plac Dąbrowskiego, fot. Igor Nazaruk Plac Dąbrowskiego, fot. Igor Nazaruk
Rzeczywiście na samym placu i w najbliższej okolicy naliczyłem cztery punkty z tanimi podręcznikami i tylko jednego "naganiacza". Nic to, w jednym z tych punktów znalazłem podręcznik, wydany w 2009 roku, którego za diabły nie mogłem znaleźć w internecie.
- W 2008 ostatecznie nas z placu wygonili - mówi sprzedawca w sklepie przy placu Dąbrowskiego 3 - Szczerze mówiąc, na dobre mi to wyszło, bo już nie miałem gdzie tych książek poupychać. A żuka, w którym kiedyś miałem swój magazyn, mam do dziś. Jest na chodzie staruszek. Zostawiłem go, sentymentalny jestem. Kiedyś tych samochodów wokół placu stało strasznie dużo - nyski, tarpany, żuki, polonezy, maluchy, a wszystkie wyładowane po sufit podręcznikami. Handel szedł dobrze, ale warunki były straszne, mieszkańcy protestowali, policje wzywali i się skończyło. To co pan widzi tutaj - tu sprzedawca wskazuje regały książek tak wysokie, że trzeba się wspinać po drabinie, żeby sięgnąć po poszukiwaną książkę, a porządeczek ma taki, że mucha nie siada - to tylko część tego co mam. Resztę wystawiłem na Allegro. Złote czasy na handel używką już się skończyły, albo inaczej - dziś handel odbywa się w sieci - kończy sprzedawca.
MZ 1828 MACIEJ ZIENKIEWICZ/Agencja Wyborcza.pl MACIEJ ZIENKIEWICZ/AGENCJA GAZETA
W sieci znajduję opis i fotorelację z nieformalnego bazaru używanych podręczników sprzed 12 lat: "Każdego dnia na Kredytowej, pod księgarnią i na Placu Dąbrowskiego odbywa się zażarta walka o klienta. Naganiacze, stojąc na wysuniętych placówkach zlokalizowanych w wielu punktach tej okolicy, zaczepiają większość przechodniów (no może emeryci mają u nich odpuszczone). (...) Na ulicy i na placu pełno jest śmieci, odpadków kartonowych po szybkim jedzeniu, często puszek po piwie i pustych flaszek po gorzałce. Szczególnie widoczne jest to wczesnym rankiem..." - pisze niejaki Szuwaks. Pod tym nickiem dwanaście lat temu ukrywał się Michał Pawlik, dziś prowadzący serwis warszawa.pl
Centralny Bazar Podręczników Szkolnych fot. "Szuwax" Michał Pawlik fot. "Szuwaks" Michał Pawlik
- Było to miejsce, gdzie mógł pan kupić każdą książkę, lub ją zamówić. Konkurencja była spora, ale handlarze się między sobą dogadywali. Dziś wspominam to miejsce z pewnym sentymentem. Leciało się po te książki na miasto, a plac miał swój specyficzny klimat. Forpocztą handlarzy byli tzw. naganiacze, dziś już ich tam nie ma. Ale wtedy byłem też na nich wściekły. Te ich samochody magazyny, wrośnięte w asfalt, policja nie reagowała, bród, bałagan. A przecież Plac Dąbrowskiego to ważne historycznie miejsce, poza tym urokliwe. To, że handlarze pootwierali punkty z używanymi podręcznikami, to bardzo dobrze. To świadczy, że się cywilizujemy. Kiedy w Polsce wybuchła demokracja, pod Pałacem Kultury działy się dantejskie sceny, szczęki, drapieżny kapitalizm. Potem nastąpił mały skok cywilizacyjny i handel przeniósł się na Stadion i do hal pod Pałacem. Dziś, mamy centra handlowe takie jak Marywilska i inne centra na obrzeżach miejsc. Z drugiej strony miasto traci swój charakter. Brakuje mi miejsc, gdzie ludzie mogą przyjść, spotkać się, wymienić poglądy, a przy okazji pohandlować. Z wielkim sentymentem wspominam targi książki, które odbywały się w Pałacu Kultury w latach 70. Przy okazji targów ludzie przynosili swoje książki pod Pałac, wymieniali się nimi i handlowali, ale tak naprawdę spotykali się. Bo musi pan wiedzieć, że książki mają wielką moc i zbliżają ludzi - mówi Michał Pawlik.
Używane podręczniki Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl Fot. Sławomir Kamiński / AG
Dziś na Placu cisza, jak makiem zasiał.
Nie ma wielkiej księgarni WSiP. Nie ma podręcznikowych "naganiaczy". Nie ma zaparkowanych wokół placu, i wzdłuż ul. Kredytowej furgonetek magazynów. Wszyscy siedzą na Allegro.