Spodobało ci się? Polub nas
Przeczytałem tekst Igora Nazaruka o "tacie w mieście" i o tym, jak ciężko mu w komunikacji miejskiej z małym dzieckiem. Wszystko to prawda: karcące spojrzenia, złote porady różnych pań ("proszę założyć mu czapeczkę", "gdzie ma smoczek?"), obojętność kierowców (nie wszystkich zresztą - zdarzają się też bardzo pomocni), poczucie, że jak dziecko zapłacze, to "rodzic sobie nie radzi". Smutno. Należy się więc ojcom kilka słów o pozytywach. Mieszkamy w tzw. mało prestiżowej dzielnicy - hałasy w nocy, syf w bramie. W promieniu kilkuset metrów od domu mamy dwa całodobowe sklepy z alkoholem, dwie (też całodobowe) budki z automatami do gier, zajezdnię autobusową i półlegalny bazar. Łatwo zgadnąć, że człowiek zmuszony jest na co dzień znosić głupie teksty i nagabywanie o dwa złote czy papierosa. Ale nie jak jest z dzieckiem . Ojciec z dzieckiem staje się nietykalny, płynie przez pętlę i bazar, jak po jeziorze Genezaret - nikt go nie zaczepia, miejscowi menele kłaniają się i są mili. Dresiarze usuwają się z chodnika. Pani na stoisku z owocami na widok mojego syna wybiera najładniejsze jabłka, a jeśli chcemy tylko jedno - dostajemy gratis. Ze słowami "niech zdrowo rośnie". Naprawdę. Nie denerwujcie się, ojcowie. W miejskiej komunikacji mamy wszyscy podobnie: staruszkowie, kobiety w ciąży, niepełnosprawni . Ale na autobusie życie się nie kończy, ludzie potrafią być naprawdę życzliwi dla taty z dzieckiem. Czego wszystkim Wam życzę, TG
Przeczytaj cały cykl: TATA W MIEŚCIE