Spodobało ci się? Polub nas
Nie ukrywam, że na ten lot czekałem długo. Perspektywa lepszego poznania mojego miasta z wysokości 300 metrów wydała się kusząca: zobaczyć w końcu dach Stadionu Narodowego (pamiętacie powtarzające się problemy z jego zamykaniem?), ogarnąć wzrokiem plażujących na rozległej "poniatówce", zajrzeć na niedostępny dla przechodniów teren Elektrociepłowni Siekierki czy podziwiać z góry zakamarki Parku Skaryszewskiego... W redakcji koleżanki i koledzy zazdrościli, a ja ze wstydem przyznawałem, że mam lęk wysokości. Ale o strachu szybko zapomniałem, z jednym małym wyjątkiem. Ale o tym kilka akapitów niżej.
Dzika plaża pośród drzew
Żeby zobaczyć Warszawę z lotu ptaka, pojechałem do Ciszycy niedaleko Konstancina-Jeziorny. To mała, spokojna wieś licząca ponad 100 mieszkańców. W pobliżu znajdują się Wyspy Świderskie z pięknymi dzikimi plażami i bardzo jasnym piaskiem. Dookoła rozciągają się pola i łąki. Do Ciszycy można dojechać na przykład rowerem kierując się na południowy-wschód od centrum Warszawy. Zajmie nam to mniej więcej godzinę. Dociera tu również autobus ZTM linii L14, jego trasa biegnie jednak poza granicami Warszawy. Po ścieżce prowadzącej wzdłuż wału dojedziemy do heliportu Konstancin. Tu znajduje się lądowisko firmy Sky Poland , dzięki której polecieliśmy nad miastem.
Helikopter, którym lecieliśmy nad Warszawą Fot. Michał Radkowski Helikopter, którym lecieliśmy nad Warszawą, fot. Michał Radkowski
Muzyka na słuchawkach
Na miejscu wita mnie Tomek Sęk - młody, uśmiechnięty pilot z prawie 10-letnim stażem. W górę zabierze nas Robinsonem R44 - niewielkim, lekkim helikopterem, wyglądającym trochę jak duża zabawka. Na pokładzie, prócz pilota, mieszczą się jeszcze trzy osoby. Siadam z przodu, obok Tomka. Przed startem zakładam słuchawki, które wygłuszają hałas z silnika, ale też ułatwiają rozmowę podczas lotu. I tu miła niespodzianka. Tomek sięga po płytę. Po chwili słyszę dobrą, gitarową muzykę. O stresie szybko zapominam. Maszyna odrywa się od ziemi. Jesteśmy coraz wyżej. Choć dzieje się to szybko, nawet nie zorientowałem się, kiedy wystartowaliśmy. Po kilkunastu sekundach osiągamy docelową wysokość. Jesteśmy 300 metrów nad ziemią. I z tej perspektywy będziemy podziwiać Warszawę.
Lot helikopterem nad Warszawą Fot. Michał Radkowski Widok na Wisłą z helikoptera, fot. Michał Radkowski
Pod nami Wisła , która co chwila odsłania tworzące się od kilkunastu dni wysepki. Widoczne mielizny to wina niskiego poziomu wody. Z rzeki wystają kamienie, gałęzie, drewniane paliki. Po obu brzegach przykuwają uwagę niemal bezludne plaże. Kto ich szuka pod Warszawą, powinien kierować się w tym kierunku.
Miasto jak na dłoni
Lecimy dość szybko, ok. 180 km/h, ale tej prędkości się nie czuje. Uwierzcie, bo pisze to osoba, która boi się latać. Zresztą warto skupić się na tym, co jest za szybą. Nim zdążyłem nacieszyć się widokiem leniwie płynącej wąskim korytem Wisły, po lewej stronie wyłoniły się charakterystyczne biało-czerwone kominy. To znak, że mijamy Elektrociepłownię Siekierki. W tle majaczą już wieżowce w centrum Warszawy. Po kilkunastu sekundach jesteśmy nad mostem Siekierkowskim. Stąd mamy dobry widok na ciągle rozbudowujące się osiedle Gocław.
Lot helikopterem nad Warszawą Fot. Michał Radkowski Widok na Most Siekierkowski i osiedle Gocław, fot. Michał Radkowski
W słuchawkach słyszę głos Tomka. - Zerknij teraz w lewo - zachęca. Obok Wisły widać duży zbiornik wodny. Miejsce jest niedostępne dla warszawiaków. To osadnik, w którym wodociągowcy gromadzą wodę na trudne czasy. Sztuczny zbiornik zajmuje aż 18 hektarów i jest ogrodzony. Dalej jest Port Czerniakowski, ale niestety słabo widoczny z helikoptera. Za to wśród zieleni wyłania się duży, jasny, niewysoki i lekko zaokrąglony obiekt. Z trudem rozpoznaję, że to stadion Legii przy ul. Łazienkowskiej. Szybko jednak muszę odwrócić głowę, bo pod nami remontowany most Łazienkowski. Widok wyjątkowy, ponieważ w takim stanie nie można go było zobaczyć przez ostatnie 40 lat.
Lot helikopterem nad Warszawą Fot. Michał Radkowski Widok z helikoptera na Most Poniatowskiego i panoramę Warszawy, fot. Michał Radkowski
Mocny skręt nad stadionem
Lecimy dalej na północ. W oddali po prawej stronie Wisły widać już kolejny stołeczny (choć narodowy) stadion przypominający biało-czerwony kosz wiklinowy. Ale wcześniej uwagę przykuwają dwa baseny z - wydawałoby się - błękitną jak lazur wodą. Przez moment czuję się jakbym leciał na wakacje do ciepłych krajów i przelatywał nad jednym z kurortów. Wrażenie podtrzymuje widok na plażę przy moście Poniatowskiego. Choć nie ma na niej wielu warszawiaków, bo tego dnia było akurat pochmurno, to jednak taki obrazek jeszcze kilka lat temu trudno było sobie wyobrazić. Dziś Wisła przyciąga do siebie mieszkańców.
Lot helikopterem nad Warszawą Fot. Michał Radkowski Widok z helikoptera na Stadion Narodowy, niżej widać baseny przy Wale Miedzeszyńskim, fot. Michał Radkowski
Jesteśmy na półmetku naszego przelotu nad miastem. Docieramy do Stadionu Narodowego . Tomek pyta czy chcę mieć fajne widoki na miasto. - Pewnie - rzucam bez zastanowienia. W tym momencie helikopter mocno przechyla się na prawo - tak, że mam wrażenie jakbyśmy stracili kontrolę nad maszyną. Po chwili okazuje się, że zrobiliśmy skręt o 180 stopni. Byłem przerażony. - Ale miałeś minę. Bezcenny widok - śmiał się Tomek. Bezcenny widok także za oknem: na pierwszym planie dach Stadionu Narodowego w kształcie kół ze szprychami i sterczącą, wysoką iglicą pośrodku, a w tle nasz warszawski Manhattan, czyli zestaw najwyższych budynków w mieście.
Lot helikopterem nad Warszawą Fot. Michał Radkowski Widok z helikopteru na Stadion Narodowy i centrum Warszawy, fot. Michał Radkowski
Teraz znów rzut oka na praską stronę. Dopiero z pokładu helikoptera zdaję sobie sprawę jak wielki obszar zajmuje Park Skaryszewski. Robimy jeszcze jedną rundkę wokół stadionu i wracamy z powrotem do Konstancina. Daleko na horyzoncie widać mały punkcik. To wielka (druga co do wielkości w Polsce) Elektrownia w Kozienicach, oddalona od stolicy o ponad 80 kilometrów. - Rzadko kiedy jest aż taka dobra widoczność - przyznaje Tomek.
Helikopter, którym lecieliśmy nad Warszawą i jego pilot Tomasz Sęk Fot. Michał Radkowski Helikopter, którym lecieliśmy nad Warszawą i jego pilot Tomasz Sęk, fot. Michał Radkowski
Po 20 minutach od startu znów jesteśmy na ziemi. Żal opuszczać helikopter, ale trzeba. Trzech śmiałków już czeka na swoją kolej, by spojrzeć na Warszawę z góry.