Spodobało ci się? Polub nas
Bieg jest nietypowy, bo dystans mierzy się tu nie kilometrami, a stopniami schodów, które trzeba pokonać. Jest ich 836. Dyscyplina jest mało widowiskowa: kibiców na trasie nie ma, trudno tę rywalizację pokazać w telewizji, zamiast widoków na miasto, gołe ściany i jedynie co 22 stopnie zmienia się numerek przy tabliczce z napisem "Piętro". Ale chętnych do wzięcia udziału w "Biegu na szczyt Rondo 1" z roku na rok przybywa, padają też kolejne rekordy: ostatni sprzed roku. Piotrowi Łobodzińskiemu wbiegnięcie na 37. piętro zajęło jedynie 3 minuty i 27 sekund (średnio: 5,5 sekundy na jedno piętro!).
Piotr Łobodziński podczas treningu przed zawodami "Bieg na szczyt Rondo 1" Fot. Michał Radkowski Piotr Łobodziński podczas treningu przed zawodami "Bieg na szczyt Rondo 1", fot. Michał Radkowski
Jak będzie w tym roku? - Mam nadzieję, że uda mi się obronić tytuł i poprawić rekord trasy - przyznaje nasz dwukrotny zdobywca Pucharu Świata w bieganiu po schodach (2013 i 2014 r.), dwukrotny Mistrz Polski w tej dyscyplinie (2001 i 2012 r.) oraz mistrz Europy z 2014 roku. To on prowadzi trening.
Meta na dachu
Widok jest dość niecodzienny: w holu przeszklonego biurowca przy rondzie ONZ wysoki i szczupły mężczyzna ubrany w sportowy dres i buty do biegania rozciąga nogi, wykonuje ruchy biodrami, skłony, wymachy rękami w górę i dół. Obok mijają go nieco zdziwieni biznesmeni w skrojonych na miarę garniturach i eleganckie bizneswoman z walizkami.
Piotr Łobodziński podczas treningu przed "Biegiem na szczyt Rondo 1" Fot. Michał Radkowski Piotr Łobodziński podczas treningu w holu wieżowca przed zawodami "Bieg na szczyt Rondo 1", fot. Michał Radkowski
"Bieg na szczyt Rondo 1" organizowany jest w Warszawie już po raz piąty. Od początku w tym samym miejscu: w największym, ale nie najwyższym budynku biurowym w stolicy (o prawie 20 metrów bliżej nieba jest Warsaw Trade Tower). Ale to pierwszy trening w historii, który odbywa się w miejscu zawodów. Wcześniej na podobne zgrupowania zapraszano do sąsiednich wieżowców: Marriotta czy InterContinental. Na trening przyszło kilkanaście osób, w tym cztery dziewczyny. Po kilku minutach już w sportowych strojach opuszczają hol i przenoszą się do jednej z kilkunastu klatek schodowych w wieżowcu. 192 metry - to całkowita wysokość Ronda 1. Choć pięter jest 40., zawodnicy biegną do 37. - tu, gdzie jest symboliczna meta. W dniu zawodów wybiega się na przeszklony taras widokowy wewnątrz budynku. Nagrodą może być więc zapierający - i tak już wtedy słaby - dech w piersiach na panoramę rozwijającej się Warszawy.
Trening przed zawodami "Bieg na szczyt Rondo 1" Fot. Michał Radkowski Trening przed zawodami "Bieg na szczyt Rondo 1", fot. Michał Radkowski
Jak najłatwiej dostać się z parteru na 37. piętro? Windą. Czas przejazdu to zaledwie 53 sekundy. Ale zawodnicy korzystają z niej tylko w przeciwnym kierunku. To jaka więc technika jest najlepsza przy wbieganiu po schodach? - Co dwa schodki, wtedy się mniej męczę, a poza tym tak się szybciej wchodzi - przyznaje Karolina. - I łapanie się poręczy tak, jakbyś się wspinał po linie - dorzuca Małgosia. Obie przyznają, że przyjemniej wbiegałoby się, gdyby klatka była przeszklona i była lepsza wentylacja.
Trening przed maratonami
Karolina ma 29 lat i na co dzień pracuje w firmie przewozowej. Na treningi przychodzi raz w tygodniu. Zaczęła niedawno, bo dopiero po Nowym Roku. Z kolei Małgosia, szczupła 25-latka, wchodzenie (bo zaznacza, że nie biegła) po schodach traktuje jako przygotowanie przed kolejnym w swoim życiu maratonem. Pod koniec marca zmierzy się na królewskim dystansie w Rzymie. Bieganie to jej hobby. Trenuje po zajęciach na Uniwersytecie Medycznym, gdzie jest doktorantką. - Na ten trening namówił mnie mój dobry kolega. Nie żałuję, weszłam już 3 razy. Było strasznie duszno, ale sam trening to bardzo fajna sprawa.
Potwierdza to Kuba, który opisuje tę dyscyplinę krótko: - Ludzie wchodzą do klatki schodowej, biegają po schodach i spędzają godzinę na poceniu się - mówi, ale dodaje, że to dobry trening w Warszawie przed górskimi biegami, w których startuje. - Jaki czas? - pytam Kubę na 37. piętrze. - Teraz 6 minut i 30 sekund - mówi sapiąc i łapiąc co chwila powietrze. - Ale wcześniej było 5 minut, 40 sekund - dorzuca. I to poprzednie wejście okazało się "życiówką" Kuby. Najtrudniejszy moment na trasie? - Pomiędzy początkiem a połową - żartuje. - Na 16. piętrze jest zdrapany numer i to jest ta granica, gdzie kończy się zabawa, a zaczynamy zasuwać.
Kuba podczas treningu przed zawodami "Bieg na szczyt Rondo 1" Fot. Michał Radkowski Kuba podczas treningu przed zawodami "Bieg na szczyt Rondo 1", fot. Michał Radkowski
Ale największym jego osiągnięciem było zdobycie Everestu. Dodajmy: w sercu Warszawy. Zawody Marriott Everest Run odbyły się miesiąc temu w znanym hotelu naprzeciw Dworca Centralnego. Pomysł jest prosty: masz 24 godziny, żeby pokonać dystans, jaki mają himalaiści, chcąc dostać się na najwyższy szczyt świata. W ciągu doby uczestnicy tej zabawy musieli pokonać 42 piętra aż 65 razy. Kubie się udało, a nawet wykonał plan ekstra, bo po 24 godzinach okazało się, że na liczniku ma 10,5 km.
Kuba jako jedyny uczestnik treningu biega bez obuwia. - To jest dla mnie naturalne, tu jest gładka, twarda, równa nawierzchnia, bez żadnych śmieci. Mam mocniejsze stopy i czuję, że lepiej biegnę niż w butach.
Szybko się męczysz
Wbiec na 37. piętro próbuję i ja. Początek jest obiecujący. Dość szybko pokonuję kolejne stopnie. Zgodnie z zaleceniami zaliczam stopą co drugi schodek. Jeszcze się chce, jeszcze można bez zadyszki pokonać kolejne piętra. Pod sobą, na jasnej posadzce, widoczne są ślady potu, które zdradzają, że nie tylko ja grzeję się wraz z oddalaniem się od startu. Im wyżej, tym mocniej chwytam poręczy. Raz prawą, raz lewą - tak słyszałem na dole. Przy siódmym piętrze powoli tracę nadzieję na dojście do mety. Zwalniam, już nie biegnę. Coraz wolniej pokonuję kolejne stopnie. Zatyka mnie w gardle, serce łomocze, pot spływa po twarzy. Do mety docieram po 10 minutach. - Jest to bardzo meczące. Ból w płucach jest bardzo odczuwalny, ale to wchodzenie wciąga - zwierza się Michał. Podziwiam swojego imiennika, który przyszedł na trening po raz pierwszy. Michał ma 22 lata, studiuje na UW finanse i rachunkowość. Przebiegł już maraton, teraz szykuje się do kolejnego. - Tu na schodach jest inaczej. Człowiek się szybciej męczy. To trening zdecydowanie bardziej intensywny niż przy biegach płaskich. No i jeszcze jedno: tu nie trzeba biec przez dwie godziny bez przerwy.
Piotr Łobodziński trenuje przed "Biegiem na szczyt Rondo 1" Fot. Michał Radkowski Piotr Łobodziński podczas treningu "Bieg na szczyt Rondo 1", fot. Michał Radkowski
Na koniec wracam do Piotra Łobodzińskiego, naszego mistrza. - Jeżeli chodzi o moją technikę, to od startu do mety pokonuję co dwa stopnie. Wolno zaczynam, biegnę równym tempem, aby utrzymać tę prędkość do samej mety tak, aby nie zwolnić i nie przejść do marszu. Każdy zawodnik, nawet niewytrenowany, do 10. piętra może dotrzeć szybko. Dopiero później naprawdę zaczynają się schody. Zalecam każdemu, aby zacząć spokojnie. Jeśli myślimy, że biegniemy wolno, to jeszcze zwolnijmy. Naprawdę ten ból później spowoduje, że to, co zyskaliśmy na tych pierwszych 10. piętrach, stracimy na ostatnich. Moja metoda to też niepatrzenie na numery pięter. Im później je zobaczę, tym jestem bliżej sukcesu - zdradza swój sekret.
W piątej edycji "Biegu na szczyt Rondo 1", która odbędzie się już 14 marca, Piotr liczy na sukces. Tym bardziej, że to początek jego tegorocznych startów w dużych imprezach. Dwa tygodnie później - w stolicy Kataru - będzie brał udział w organizowanych pierwszy raz Mistrzostwach Świata w biegu po schodach. Wcześniej odwiedzi jeszcze Paryż, gdzie weźmie udział w pierwszej edycji podobnych zawodów na Wieży Eiffla. Jest w ekskluzywnym gronie 60 zawodników, których wybrano spośród wszystkich zgłoszeń z całego świata. Trzymamy kciuki!