Spodobało ci się? Polub nas
Kto wpadł na pomysł, żeby otworzyć park trampolin w Warszawie?
Igor Konefał: To był pomysł mojego brata - Marcina, który kocha sport - jest licencjonowanym trenerem cross fitu, uprawiał sztuki walki, akrobatykę. Stwierdził, że fajnie byłoby stworzyć w Warszawie miejsce, gdzie będzie można trenować akrobatykę, a które jednocześnie nie będzie takim reliktem przeszłości. Jest kilka ośrodków sportu w Warszawie, gdzie można trenować akrobatykę, ale te miejsca są bardzo niedoinwestowane i mają nikły rozgłos. Działają w nich co prawda super trenerzy, natomiast zajęcia odbywają się rzadko. Zarówno ja, jak i mój brat byliśmy w Stanach Zjednoczonych i zobaczyliśmy, że tam parki trampolin są bardzo popularne, w każdym dużym mieście są co najmniej dwa takie miejsca. Marcin stwierdził, że Warszawa jest na tyle fajna, że też zasługuje na coś podobnego.
Park trampolin materiały prasowe Filip Blank
Dlaczego postanowiłeś się włączyć w ten projekt - do tej pory byłeś raczej związany ze sceną klubowo-barową?
Tak, to prawda, i rzeczywiście nikt mnie nigdy z moim bratem nie kojarzył. Jesteśmy kompletnie różni, pod każdym względem. Ale pomyślałem - ok., sport nigdy nie był moją pasją, nigdy czegoś takiego wcześniej nie robiłem, ale w tym miejscu nie chodzi wyłącznie o sport. I tak, po latach robienia zupełnie innych rzeczy i działania całkiem osobno, spotkaliśmy się w jednym miejscu.
Co to znaczy, że to nie tylko sport?
Gdy myślisz sobie o miejscach w Warszawie, które łączą sport z rozrywką, to w głowie pojawia ci się albo kręgielnia z ultrafioletowymi światłami, gdzie leci obciachowa muzyka, czyli coś kompletnie nie w moim klimacie albo siłownia, na której robisz sobie zdjęcie i wstawiasz na Instagrama. Brakuje miejsca, które w fajny, atrakcyjny sposób połączyło by te dwa elementy.
Park trampolin materiały prasowe Filip Blank
Przyciągnęło ludzi, którzy preferują określony styl życia.
Zależy mi na tym, żeby współtworzyć właśnie takie miejsca, którymi ludzie się po prostu cieszą.
Które szybko stają się modne.
Tak, ale niestety w dalszym ciągu jest bardzo niewiele miejsc, które potrafią przełożyć ten lifestylowy klimat właśnie na sport. Sport w ciągu ostatnich kilku lat stał się niesamowicie modny. Wystarczy spojrzeć na nasze "walle" na Facebooku, na których co chwilę pojawia się czyjś czas z Endomondo albo post - "6 rano, jestem na cross ficie". Jednocześnie wciąż żyjemy w epoce OSIRów, które może są spoko, ale nie dają zbyt wiele możliwości, tworzą jakieś niewielkie społeczności, bardzo zamknięte i hermetyczne. Powoli zaczynają powstawać naprawdę fajne miejsca - cross fitowe, zorganizowane w starych halach albo takie jak choćby pierwsza szkoła tańca na rurze Oh Lala, która jest świetna. Ale wciąż jest tego mało.
Park trampolin materiały prasowe Filip Blank
Czyli miejsca, wokół których mogłyby się tworzyć fajne społeczności.
My mamy narzędzia do tego, żeby do tych społeczności dotrzeć - choćby przez Facebooka. Znamy się na promocji i marketingu, wiele OSIRów nie ma profesjonalnych PRowców. Chcielibyśmy więc z jednej strony przejąć rolę takiego ośrodka sportu i rekreacji, czyli miejsca, gdzie profesjonalnie możesz uprawiać sport, ale i przestrzeni, w której będzie można pobyć dla "funu" - poskakać na trampolinie, powspinać się, po prostu fajnie spędzić czas w fajnej atmosferze, wśród fajnych ludzi.
Pod warunkiem, że właśnie tacy ludzie przyjdą.
To jest tak jak z klubami. Wiele osób myśli, że wytworzenie odpowiedniej atmosfery w klubie to zasługa odpowiedniego selekcjonera, który wpuszcza określone osoby, a innych nie. To bzdura. Dobra atmosfera powstaje wtedy, kiedy prowadzisz miejsce w taki sposób, że osoby, które chcesz, żeby do ciebie przychodziły, czuły się tam dobrze, a te, których nie za bardzo chcesz, czuły, że to nie jest dla nich, że preferują inny klimat. To musi dziać się w naturalny sposób. Marzeniem każdego właściciela klubu jest to, żeby ta społeczność tworzyła się sama, oczywiście na skutek twoich ruchów i działań, czyli imprez, jakie robisz, muzyki, jaką puszczasz, wystroju wnętrza, tego czy serwujesz koktajle czy na przykład piwo.
Park trampolin materiały prasowe Filip Blank
A jak to jest w przypadku Hangaru 646?
Znaczenie ma wszystko - identyfikacja, kolorystyka, wystrój, fakt, że robimy to miejsce w powojennym hangarze lotniczym dawnego lotniska Gocław, a nie na przykład w jakimś bezpłciowym blaszaku przemysłowym na obrzeżach Warszawy. To właśnie ma wpłynąć na grupę docelową. Oczywiście jesteśmy otwarci na wszystkich, ale nie ukrywam, że zależy nam również na ściągnięciu tutaj fajnych ludzi - takich, którzy w weekendy jeżdżą na wake'a albo na deskę w góry. Z drugiej strony mamy też takie poczucie misji, żeby organizować tutaj lekcje wf-u dla szkół. Fajnie, że jest coraz więcej prywatnych szkół, które dają dzieciom więcej możliwości, jak dostęp do lepszego sprzętu, ale z drugiej strony wciąż jest mnóstwo takich szkół jak ta, do której ja chodziłem, jak byłem nastolatkiem, czyli - jedna sala gimnastyczna na kilka klas, które w tym samym czasie miały zajęcia sportowe. Kończyło się to tak, że my na przykład lądowaliśmy na korytarzu i mieliśmy zajęcia na drabinkach. Każdy to pamięta. Dlatego mamy taki cel, aby umożliwić tym dzieciakom korzystanie z takiego miejsca jak to i jesteśmy dla nich w stanie zejść mocno z ceny.
Żeby pokazać tę fajną stronę wf-u.
Osobą, która projektuje tę salę jest Kuba Dytkowski - czterokrotny mistrz Polski w snowboardowych konkurencjach big air, halfpipe i slopestyle oraz wieloletni członek kadry narodowej, do tego architekt, więc zna się na tym, co robi. Ale on mówi, że on nie chce być tylko autorem projektu, tylko że jak już otworzymy, to chce tu trenować dzieciaki, bo jak on był młodszy, to nie miał takich możliwości. W ogóle odkąd puściliśmy informację o parku na Facebooku, od razu zaczęło się do nas zgłaszać mnóstwo osób. Piszą, że są trenerami akrobatyki i, że jak widzą tę halę, to są pod wrażeniem, bo zawsze marzyli o tym, żeby móc uczyć w takim miejscu. Żeby pokazywać innym tę fajną stronę sportu. Nie chcemy, żeby to miejsce było po prostu takim zwykłym obiektem rozrywkowym, tworząc je chcemy dać ludziom do myślenia, zmieniać to polskie podejście do sportu.
Ale akrobatyka raczej kojarzy się ze sportem wyczynowym, takim, do którego trzeba mieć odpowiednie predyspozycje, formę. Więc ta grupa docelowa się bardzo zawęża.
Akrobatyka to jeszcze bardzo mało znana dziedzina sportu w Warszawie i to skojarzenie ze sportem wyczynowym jest często mylne. Dlatego też fajne jest to, że oprócz mojego brata - pasjonata akrobatyki, profesjonalisty, jest taka osoba jak ja, czyli koleś nie wysportowany najlepiej na świecie, ale znający się na marketingu i PR-rze. W ten sposób się uzupełniamy. No i ja reprezentuję tę grupę ludzi, którzy nie są profesjonalistami, ale podoba im się ten sport i też chcieliby się go uczyć, próbować różnych rzeczy i zobaczyć, w czym czują się najlepiej i wtedy na przykład zapisać się na zajęcia z określonej dyscypliny. Więc jak mój brat mówi - zróbmy batuty wybijające na 6 metrów w górę, to ja mówię - stary, ja w życiu bym na taką batutę nie wszedł, no i on wtedy zaczyna rozumieć, że nie wszyscy są tacy jak on. Więc robimy i batuty wybijające na 6 metrów i niższe, wybijające np. na trzy, robimy rampę dla snowboardzistów 12-metrowej wysokości, ale o różnych stopniach nachylenia, z możliwością zjazdu z kilku różnych wysokości. Zależy nam na tym, żeby czuły się tutaj dobrze zarówno zwyczajne osoby, wchodzące na trampolinę po raz pierwszy w życiu, jak i profesjonaliści.
Park trampolin w Warszawie, czyli Hangar 646 na Gocławiu Facebook/Hangar 646 Facebook/Hangar 646
To skoro ma to być i dla dzieciaków z publicznych szkół, i dla fajnych ludzi, którzy mają kasę, żeby wyjeżdżać w góry, to jak to będzie wyglądało cenowo?
Cen jeszcze nie ustaliliśmy. To, jakie będą zależeć będzie w dużej mierze od tego, ile uda nam się wynegocjować jeszcze na etapie remontu i rozmów ze sponsorami, czy dostaniemy jakąś dotację z Unii czy z innych źródeł. No ale wiadomo, że ceny też kształtują target. Nastawiamy się więc na grupę odbiorców, których stać na to, żeby w sezonie zimowym wyjechać na deskę do Laax, a w sezonie letnim, żeby jeździć za motorówką nad Zalewem Zegrzyńskim. Ale jednocześnie zależy nam na tych dzieciakach, które wiadomo, że mają rodziców, których nie będzie stać na to, żeby opłacać drogie zajęcia u nas. Więc tych opcji cenowych będzie sporo - z jednej strony będą wejścia na godzinę z trenerem, z drugiej karnety na zajęcia cykliczne, z trzeciej opcja zajęć grupowych, dla rodzin i w końcu opcja dla szkół.
Dobrze orientujesz się w scenie rozrywkowej Warszawy. Czy twoim zdaniem ma się ona dobrze?
To skomplikowane pytanie, ale pewne jest to, że w ciągu ostatnich pięciu lat Warszawa rozwinęła się w niesamowity sposób. Pamiętam, że jeszcze te kilka lat temu w ogóle nie było tych miejsc, które teraz kształtują tę scenę rozrywkową Warszawy, jak Warszawa Powiśle czy 1500m2. No i wciąż powstają nowe. Do tego stopnia, że latem niektórzy znajomi mówili mi, że już jest ich aż za dużo. Mi to się strasznie podoba. Bo to znaczy, że zmienia się mentalność warszawiaków. W końcu zaczynają oni wychodzić z domów, bo coraz więcej zaczęło dziać się na mieście. Najlepszym na to dowodem jest to, co latem działo się nad Wisłą. Warszawa zawsze była od Wisły odwrócona, kojarzyła się głównie z tandetnymi budami z piwem. I nagle ożyła. Mnóstwo ludzi przychodziło nad Wisłę i robiło tzw. bar crawl między miejscami. A to wszystko zasługa kilku wariatów - bo nie mogę o nich mówić inaczej - którzy zdecydowali się otworzyć te miejsca bez żadnego właściwie doświadczenia w gastronomii czy prowadzeniu klubów, bo przecież nigdzie nie można się tego nauczyć. Czyli z jednej strony są chłopaki z Grupy Warszawa, którzy otworzyli Warszawa Powiśle, jak byli jeszcze takimi niedoświadczonymi szczawiami, a teraz są poważnymi biznesmenami, którzy mają dwa kluby, otwierają za chwilę restaurację i do tego zajęli się też produkcją filmową. Z drugiej strony masz Bshosę - człowieka instytucję, który otworzył 1500 i jest takim biznesowym samobójcą, bo jako jedyny w Warszawie podjął się robienia ogromnych bookingów z największymi gwiazdami muzyki elektronicznej na świecie.
Znajomi mówią natłok, a ja wychodzę w piątek wieczorem na miasto i nigdzie nie ma miejsca do siedzenia, czasem i nawet do stania przy barze, i tylko się zastanawiam, jak tu wieczór obmyślić strategicznie, żeby nie jeździć po całej Warszawie, ale w miarę szybko przemieścić się z jednego "skupiska barów" do innego. Bo tak wygląda Warszawa - kilka punktów, oddalonych od siebie o kilometr, dwa i trzy, cztery miejsca w każdym.
I to jest problem tego miasta. Że tych miejsc jest wciąż mało, ale kwestia jest też taka, że one szybko znikają i pojawiają się nowe. I to nas też przyzwyczaiło do takiego podejścia, żeby nie chodzić tylko do jednego miejsca, ale wciąż szukać nowości. Bo tak było przez całe lata 90. - coś się pojawiało, potem padało i wyrastało w tym samym miejscu coś nowego. I to też powoduje, że my tych miejsc, które już są po prostu nie doceniamy. Zaczynamy je doceniać w momencie, w którym znikają. Bo nagle się okazuje, że drugiej takiej miejscówki lub nawet podobnej po prostu nie ma. I to jest smutne. Ostatnio śmialiśmy się przez łzy ze znajomymi, z którymi miałem spędzić wieczór, że najpierw pójdziemy na bifor do Galerii Off, potem zahaczymy o Koszyki, a potem wpadniemy do 1500. Że żadnego z tych miejsc już nie ma.
W Stanach czy w Anglii jest zupełnie inaczej. Tam są lokale, które działają od 50 lat i wciąż mają się dobrze i trzymają klasę. Moim marzeniem jest, żeby na przykład Syreni Śpiew stał się właśnie takim kultowym miejscem, bo ma do tego wszelkie predyspozycje. Żebym za kilkadziesiąt lat usiadł z moimi kolegami z Grupy Warszawa przy barze w ich klubie, napił się whiskey i powspominał dawne czasy.
Więc dlaczego te miejsca padają?
Bo wchodzą deweloperzy, pojawiają się pieniądze i nagle bardziej opłacalne okazuje się postawić gdzieś biurowiec lub osiedle, a na dole zrobić bank niż klub. I właśnie dlatego mamy te dzielnice bankowe, gdzie na każdym rogu jest bank. Marzę o tym, żeby Warszawa wyglądała jak to zagłębie knajp na Poznańskiej, gdzie jest Beirut, Tel Aviv i Kraken. To piękny wycinek miasta. Mógłbym tak wziąć ten kawałek Poznańskiej i zrobić kopiuj wklej wzdłuż całej ulicy.
Park trampolin w Warszawie, czyli Hangar 646 na Gocławiu Facebook/Hangar646 Facebook/Hangar646
Czy hangar 646 również ma się jakoś wpisywać w tę scenę rozrywkową Warszawy?
Bardzo bym tego chciał, bo jestem nierozłącznie z nią związany. Jest to dla mnie co prawda nowa sytuacja, bo tak jak zawsze stałem w cieniu, bo to inni byli wizytówką miejsc, w których pracowałem, tak teraz to ja jestem twarzą. I oczywiście mój brat. Zrobimy wszystko, żeby Hangar 646 również wpisał się w tę charakterystykę nowej Warszawy, jej rozrywek i tego kulturalno-klubowo stylu życia. Poza sportem na pewno będziemy robić tu dużo innych rzeczy - organizować wydarzenia związane z kulturą, ze street artem, z tymi elementami kultury, które łączą się z tym stylem życia, żeby je rozwijać. Nie chcemy być kolejną kręgielnią, torem gokartowym czy centrum rozrywkowym, ale miejscem, które będzie tę rzeczywistość miejską w fajny sposób kształtować.