Karpie hodują jak w cysterskich zakonach w XII wieku. Ryby z wolnego stawu Deców na święta płyną do Warszawy

Historia hodowli karpia w Polsce ginie w mrokach dziejów. Te od rodziny Deców z Grzegorzewic do dziś są hodowane, jak w cysterskich zakonach w XII wieku. Z jedną małą różnicą. Jeden karp od Deców żyje na 12 metrach kwadratowych. O jego smaku można by pisać poezję

- Poświęciliśmy rybom całe życie. Odkąd ojciec kupił gospodarstwo, każdą chwilę z nimi spędzamy - mówi Piotr Dec i oczy mu się świecą. W słowach słyszę pasję, która pokrzyżowała losy młodego Deca, podobnie jak poplątała losy ojca, Jerzego. Piotr studiował finanse w Belgii, przez dziesięć lat pracował w korporacjach, robiąc błyskotliwą karierę i pieniądze. Jerzy Dec w latach 90. prowadził w Warszawie 7 restauracji. Obaj jednak poświęcili życie rybom.

Zobacz wideo Rażenie prądem inwazyjnego gatunku karpia w Kentucky

- Przez 10 lat żyłem w przekonaniu, że moja praca w bankowości powoduje rozwój świata, pomaga przedsiębiorcom, a ludziom spełnia marzenia, o mieszkaniu, podróży, edukacji. Na wakacjach poznałem pewnego Francuza. Zaintrygował mnie, choć nie przebierając w słowach beształ mnie i psy wieszał. Mówił m.in., że to przeze mnie i takich jak ja mamy kryzys na świecie. Debatowaliśmy przez kilka dni i zrozumiałem, że miał rację. Wszystkie problemy dzisiejszego świata, gonitwa za zyskiem, niewolnictwo XXI wieku itd. są kreowane przez bankierów. Oni, ale też i ja, nakręcając koniunkturę, dajmy na to do brania kredytów, niszczą ludzi. Zmuszają do ciągłej gonitwy za pieniądzem, kosztem życia, zdrowia, rodziny czy pasji. Po dziesięciu latach ciężkiej pracy, ale też życia w luksusie zrozumiałem, że ten luksus jest pojęciem bardzo względnym. Ile by pan dał, żeby co dziennie rano widzieć orła bielika, który podrywa się do lotu? Tysiąc złotych, a może milion? Zmieniło się moje podejście do życia, wciąż ciężko pracuję, ale moja praca jest pasją i całym życiem. Zaczynam o wschodzi słońca, o zmroku kończę i odpoczywam. Znalazłem sens i rytm. To jest chyba w życiu najważniejsze - mówi Piotr.

Stawy Grzegorzowice są dziś uznawane za najpiękniejsze na Mazowszu. Ale zanim powstały, na rzece Pisi Gągolinie w XVIII i XIX wieku powstały młyny wodne. Skąd malownicza nazwa rzeki? Pierwszy jej człon najprawdopodobniej pochodzi od staropruskiego słowa "pisa" oznaczającego "ciek wodny" lub "płynącą wodę". Drugi od "gęgania" kaczek i gęsi. W okolicy od wieków podbierano pierze gęsiom na kołdry, pierzyny i poduchy.

Źródła rzeki biją w bezpośredniej bliskości gospodarstwa rybnego Deców. Otaczające stawy wzgórza są zarośnięte olchą, lubiącą wilgotną glebę. Z pagórków drobnymi strumykami woda zasila czystą, jak łza rzekę Pisię, a ta przepływając przez stawy "dosmacza" je, sprawiając, że smak ryb jest niepowtarzalny. Karp to ryba sezonowa, smakuje różnie w ciągu roku, jednak najlepiej przed Świętami Bożego Narodzenia. Na jesieni jest tłusty, gospodarze mówią "wypasiony". Od połowy października już nie je, żyje z zapasów i spala niepotrzebny tłuszcz.  Czysta i "dosmaczona" m.in. fito i zooplanktonem woda sprawia, że karp prócz tego, że chudnie, przechodzi jej smakiem. Ryba jak gąbka chłonie otoczenie, dlatego ważne są warunki w których żyje.

- Stawy były wykopane w miejscach, gdzie były kiedyś zalewy młyńskie - mówi Jerzy Dec - Młyny w zależności od potrzeb okolicznej ludności miały swój rytm. Ktoś, niestety nie udało mi się ustalić kto, pod koniec XIX wieku zarybił młyńskie rozlewiska. Powstały piękne stawy. Chylę czoła przed wiedzą i doświadczeniem tego anonimowego melioranta. Znał potrzeby karpiowe i umiał zagospodarować warunki, które daje rzeka Pisia Gągolina, wykorzystując naturalną, dwunastometrową  różnicę poziomów. Stawy, choć tego nie widać, są położone na zboczu. Bystry meliorant odpowiednio ukształtował ziemię i stworzył 20 niezależnych od siebie stawów, pozwalających w sposób naturalny przepuszczać między nimi wodę. Ryby do handlu, dalszego chowu, rozmnożenia i zarybiania wód otwartych pozyskujemy w różnych okresach roku. Produkując karpia nie utrzymalibyśmy się. Cena karpia nie zmieniła się od 20 lat. Stanęła w miejscu a dziś nawet jest problemy z jej utrzymaniem. A stawy trzeba przecież użyźnić, wykosić, dotlenić. Produkujemy więc m.in. karasia złotego, lina, amura, suma, leszcza, jazia, płoć, szczupaka, sandacza, okonia. Nasza praca polega na utrzymaniu balansu w przyrodzie. Nie zagęszczamy na siłę produkcji stosując np. sztuczne dotleniania wody, nie używamy też antybiotyków. Produkcja jest w stu procentach naturalna, bo opiera się na ciągłym współgraniu z naturą. Podam przykład. Do hodowli karpia potrzebny jest drapieżnik, najlepiej szczupak. Ale ile go dać to zależy od wielu czynników. Z chwilą kiedy nie wpuści pan szczupaka do stawu z karpiami, rozpleni się np. rybka z gatunku słonecznica, niepozorna, nie większa niż 7 cm, za to bardzo intensywnie rozmrażająca się. I szczupak musi tę drobnicę wymłócić, inaczej małe karpie się nie rozwiną, bo całe zboże zje słonecznica. Dopóki tego nie wiedzieliśmy w pierwszym roku straciliśmy 80 ton zboża. A taką słonecznicą za przeproszeniem nawet kota ciężko nakarmić - tłumaczy Jerzy Dec.

- Naszą hodowlę prowadzimy, jak cystersi w XII wieku, ale mamy większą wiedzę. Lepiej też znamy proporcje. Cystersi byli pionierami, często eksperymentowali. My już wiemy np. ile ryb, kiedy i o jakiej gramaturze trzeba odłowić żeby uzyskać najlepsze efekty. Pomagamy, a raczej nie przeszkadzamy naturze, ale opierając się na zdobytej wiedzy i doświadczeniu. Ale wiedzy o rybach z książek się nie zdobędzie. Wiem, nie raz próbowałem. W książkach piszą np. że jeżeli ryba ma zaczerwienione skrzela, to oznacza, że jest chora. Ale jak ją wyleczyć, lub zrobić by tych czerwonych skrzeli nie było, już nie piszą. W akwarium można zmienić wodę, albo kupić nowe rybki. A tu, na 80 hektarach całej wody wymienić się nie da, podobnie z rybami. Na szczęście nie mieliśmy jeszcze takiej katastrofy, żeby wszystkie nam zdechły. Zawsze się jakaś uchowa. Jak w życiu - mówi Piotr.

Grzegorzewice są jak z bajki. Nie ma chyba drugiego tak bogatego w dzikie ptactwo miejsca na Mazowszu. W gospodarstwie spotyka się m.in. żurawie, czarne bociany, a w bliskiej okolicy 266 innych, udokumentowanych gatunków ptaków. Najważniejszym z nich jest orlik, który dziś odbudowuje populację. Orliki u Deców gniazdują, rozmnażają się i przychodzą na rybkę.

- O poranku z okna obserwuję tego dostojnego ptaka. On ma w nosie nas i tych wszystkich ludzi, którzy się tu plączą, za to lubi się podkraść na magazyny po rybę. Pozwalam mu na to - śmieje się Jerzy Dec - Rybę też lubi podwędzić np. łabędź niemy i bocian, który przecież żabę zje, wbrew obiegowej opinii, z musu. Z punktu widzenia hodowli ptaki powodują poważne zagrożenie. Przenoszą choroby między stawami. Poza tym, taka dajmy na to czapla, zjada dziennie tyle, ile waży. To jednak nie jest problemem. Większym jest to, że ona więcej ryb rani, niż zjada. Siedzi sobie pół dnia i czeka, którą złapać, ale w międzyczasie z 20 ryb zrani. Odławiając widzimy, że ryby mają np. przetrącony kręgosłup - tłumaczy.

- Dobrze, że nie macie kormoranów - mówię.

- Dobrze żeś pan to tak cicho powiedział, bo skurczybyk nie usłyszał - denerwuje się Jerzy Dec - Niestety mamy plagę kormoranów. Niszczą ryby, co chwilę zmieniają stawy i przenoszą choroby. Może pan leczyć ryby, zmieniać wodę, a kormoran panu taką france przywlecze, że aż żal - dodaje.

Tuż obok gospodarstwa Deców stoi XIX wieczny pałac, dziś należący do skarbu państwa. W pałacu zachowały się dość dobrze utrzymane XVII wieczne piwnice, mimo faktu, że po II wojnie światowej urządzono w nich świńskie chlewnie.

Niewielki, dziesięciohektarowy park, pałacyk i stawy przed wojną kupił Alfred Meissner, znany w całej Polsce, a nawet w środkowo - wschodniej Europie dentysta. Meissner był nowatorem chirurgii szczękowej, twórcą nowych metod operacyjnych i narzędzi stomatologicznych, do dziś szczypce i kleszcze dentystyczne nazywa się meissnerowskimi. Dentysta był bogatym Żydem, posiadał kamienice w Warszawie, Żyrardowie, a Grzegorzewice traktował, jak letnią rezydencję. Tuż przed wojną przeprowadził się jednak na wieś i m.in. kontynuował hodowlę ryb na potrzeby wielkiego domu, oraz zaopatrywał w ryby żydowską gminę w Warszawie. Ryby od Meissnera cenili również goje, takie karpie według nich były czyste, bo koszerne. W swoim majątku ukrywał spadochroniarzy radzieckich, Chwilę po wybuchu powstania Meissner ze swoją dwunastką dzieci musiał z Grzegorzewic uciekać. W bliskiej okolicy stacjonował niemiecki garnizon. Podobno ukrył się w Żyrardowie, później pracował w Grodzisku Mazowieckim. Po wojnie został skierowany do Łodzi, gdzie miał organizować Uniwersytet Medyczny. Zmarł w 1953 roku.

Po wojnie gospodarstwo zostało znacjonalizowane, stało się własnością skarbu państwa. W latach 60. nastąpił największy rozwój hodowli ryb, przebudowano stawy, które w niezmienionej formie są do dziś. Niestety z czasem gospodarstwo podupadło.

- Gospodarzył mój dziadek, ojciec, gospodarzę i ja - mówi Piotr Dec - Dziś walczę, bo ceny ryb dyktują nam supermarkety. Chcielibyśmy sprzedawać je drożej, bo uważamy, że są tego warte. Niestety nikt nam za nie więcej nie zapłaci. Dlatego sprzedajemy je w cenach dyktowanych przez markety, które sprowadzają np.  mrożonego karpia z Brazylii czy z Chin. Jestem przekonany, że gdyby konsument miał wybór i wiedział skąd pochodzi karp, którego kupuje w markecie, wybrałby naszego, nawet droższego - dodaje

- Jak krowa zachoruje, to pan to widzi, wystarczy na nią spojrzeć i wiadomo - mówi Jerzy Dec - Rybę najpierw trzeba złapać, nie wiadomo czy złapało się zdrową czy chorą i od razu trzeba ją wrzucić z powrotem do wody, bo tam jest jej naturalne środowisko. Jednak podobnie, jak inne zwierzęta, trzeba ryb ciągle doglądać. Nie mamy sezonów ogórkowych,  bo nawet zimująca ryba musi mieć np. ciągły przepływ wody, tlen do oddychania. U nas ryba rośnie w sposób naturalny. Na powierzchni 12 m2 rozwija się tylko jedna ryba. Można więc ją porównać do kury z wolnego wybiegu. Nasze karpie to ryby z wolnego stawu. Tuż przed połowem trzyletnich ryb, a czasami też czteroletnich (dla porównania ryby z intensywnych, sztucznych hodowli są wyławiane w drugim roku życia, red.), są one przenoszone do innych stawów, gdzie aż do połowu żyją w większym zagęszczeniu. Pod koniec życia specjalnie zmienia się warunki bytowe karpia. Ryby się cisną i chudną, a to wpływa na ich smak, dlatego choć życie mają, jak w Madrycie, żywota dożywają w ścisku - tłumaczy Jerzy Dec

Karp od Deców zanim trafi na wigilijny stół, pożyje sobie jak panisko. Prócz naturalnego pożywienia w postaci fito i zooplanktonu jest dokarmiany zbożem, głównie jęczmieniem, pszenicą, żytem, grochem, kukurydzą. To też wpływa na smak ryby. W stawach pływają też 40 kg tołpygi, obwodem w pasie zbliżone do dorosłego mężczyzny. Są też dziesięcioletnie sumy po 10 kg każdy, bo w gospodarstwie prócz stawów hodowlanych, są też stawy wędkarskie, zarybiane co jakiś czas nowymi rybami, także drapieżnikami

- I tak, jak w życiu - mówi Dec - Żeby nie wiem jak te grube ryby mniejsze rybki ganiały, młóciły i wycinały w pień, to zawsze jakiś jeden osobnik przeżyje. Rozmnoży się i da początek nowemu. W życiu też trzeba mieć szczęście - mówi Jerzy Dec

Grzegorzowice, mała wieś między Mszczonowem a Tarczynem, 60 kilometrów na południe od Warszawy. W otulinie mieszanego lasu, od ponad 130 lat, w 20 stawach nad rzeką Pisią Gągoliną hodowane są m.in. szczupaki, liny, sandacze, karasie i co ważne, zwłaszcza przed świętami - karpie. Z gospodarzami Piotrem i ojcem Jerzym Decami spotykam się tuż przed karpiowymi żniwami. Roboty jest moc.

gospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicachgospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicach Adam Pilorz

- Poświęciliśmy rybom całe życie. Odkąd ojciec kupił gospodarstwo, każdą chwilę z nimi spędzamy - mówi Piotr Dec i oczy mu się świecą. W słowach słyszę pasję, która pokrzyżowała losy młodego Deca, podobnie jak poplątała losy ojca, Jerzego. Piotr studiował finanse w Belgii, przez dziesięć lat pracował w korporacjach, pnąc się po szczeblach kariery. Jerzy Dec w latach 90. prowadził w Warszawie 7 restauracji. Obaj zrezygnowali z wygodnego życia i poświęcili się rybom. Mówią, że mają misję. Po pierwszym kęsie smażonego karpia od Deców zrozumiałem jej sens.

Przeze mnie jest kryzys na świecie

- Przez 10 lat żyłem w przekonaniu, że moja praca w bankowości powoduje rozwój świata. Pomaga przedsiębiorcom, napędza gospodarkę, a ludziom pozwala spełniać marzenia o podróżach czy własnym mieszkaniu. Myliłem się. Po dziesięciu latach ciężkiej pracy zrozumiałem, że luksus jest pojęciem względnym. Ile by pan dał, żeby codziennie rano widzieć orła bielika, który podrywa się do lotu? Tysiąc złotych, a może milion? Zmieniło się moje podejście do życia. Już nie gonię choć wciąż ciężko pracuję. Dzień zaczynam o wschodzi słońca, o zmroku kończę pracę i odpoczywam. Znalazłem swój rytm a praca stała się pasją - mówi Piotr.

Gospodarstwo Eko Farm Grzegorzewice Gospodarstwo Eko Farm Grzegorzewice  Adam Pilorz

Stawy Grzegorzowice są dziś uznawane za najpiękniejsze na Mazowszu. W miejscu gdzie powstały, na rzece Pisi Gągolinie w XIX wieku stały młyny wodne. Skąd malownicza nazwa rzeki? Pierwszy jej człon najprawdopodobniej pochodzi od staropruskiego słowa "pisa" oznaczającego "ciek wodny" lub "płynącą wodę". Drugi być może od "gęgania" kaczek i gęsi. W okolicy od wieków podbierano gęsiom pierze na kołdry, pierzyny i poduchy. Źródła rzeki biją w bezpośredniej bliskości gospodarstwa rybnego Deców. Otaczające stawy wzgórza porastają olchy. Te drzewa lubią wilgotną glebę. Z pagórków drobnymi strumykami woda zasila czystą rzekę Pisię Gągolinę, a ta przepływając przez stawy sprawia, że smak ryb jest niepowtarzalny.

Przyrodzie nie przeszkadzać, historię szanować

Karp to ryba sezonowa, smakuje różnie w ciągu roku, najlepiej jednak przed Świętami Bożego Narodzenia. Na jesieni jest tłusty, gospodarze mówią "wypasiony". Od połowy października już nie je, żyje z zapasów i spala niepotrzebne zapasy tłuszcz. Karp prócz tego, że chudnie, przechodzi smakiem wody z rzeki Pisi Gągoliny. Ryba jak gąbka chłonie otoczenie, dlatego tak ważne są warunki w których żyje.

gospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicachgospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicach Adam Pilorz

- Stawy były wykopane w miejscach, gdzie były kiedyś zalewy młyńskie - opowiada Jerzy Dec - Młyny w zależności od potrzeb okolicznej ludności miały swój rytm pracy. Ktoś, niestety nie udało mi się ustalić kto, pod koniec XIX wieku zarybił młyńskie rozlewiska. Powstały piękne stawy. Chylę czoła przed wiedzą i doświadczeniem tego anonimowego melioranta. Znał potrzeby karpiowe, wykorzystując ukształtowanie terenu i dwunastometrową różnicę poziomów, umiał zagospodarować warunki, które daje rzeka Pisia Gągolina. Stawy, choć tego nie widać, są położone na zboczu. Bystry meliorant stworzył 20 niezależnych stawów, pozwalających w naturalny sposób przepuszczać między nimi wodę - tłumaczy Jerzy Dec.

gospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicachgospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicach Adam Pilorz

Ryby hodowane w gospodarstwie mają różne przeznaczenie, są więc do handlu, do dalszego chowu, do rozmnożenia lub zarybiania wód otwartych. W zależności od przeznaczenia są pozyskiwane w różnych okresach roku.

- Hodując tylko karpia, nie utrzymalibyśmy się na powierzchni - mówi Jerzy Dec - Cena karpia nie zmieniła się od 20 lat, stanęła w miejscu, a dziś mamy problemy nawet z jej utrzymaniem. A stawy trzeba użyźnić, wykosić, dotlenić. Dlatego prócz karpia hodujemy m.in. karasia złotego, lina, amura, suma, leszcza, jazia, płoć, szczupaka, sandacza, okonia. Nasza praca, mówiąc w skrócie, polega na utrzymaniu balansu w przyrodzie. Nie zagęszczamy na siłę produkcji stosując np. sztuczne dotleniania wody. Produkcja jest w stu procentach naturalna, opiera się na ciągłym współgraniu z naturą. Podam przykład. Do hodowli karpia potrzebny jest drapieżnik, najlepiej szczupak. Ale ile go dać, to zależy od wielu czynników. Z chwilą, kiedy nie wpuści pan szczupaka do stawu z karpiami, rozpleni się panu np. rybka zwana słonecznicą. Niepozorna, nie większa niż 7 cm, za to bardzo intensywnie rozmnażająca się. I szczupak musi tę drobnicę wymłócić, inaczej karpie się nie rozwiną, bo cały pokarm zje słonecznica. Na początku prowadzenia gospodarstwa, dopóki tego nie wiedzieliśmy, straciliśmy 80 ton zboża, którym dokarmiamy ryby. A taką słonecznicą, za przeproszeniem, nawet kota ciężko nakarmić, z siedem by ich musiał zjeść - śmieje się Jerzy Dec.

gospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicachgospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicach Adam Pilorz

- Naszą hodowlę prowadzimy jak cystersi w XII wieku, ale dziś mamy większą wiedzę - mówi Piotr - Cystersi byli pionierami, musieli eksperymentować. My już wiemy np. ile ryb, kiedy, i o jakiej gramaturze trzeba odłowić, żeby uzyskać najlepsze efekty. Pomagamy, a raczej nie przeszkadzamy przyrodzie, opierając się na zdobytej wiedzy, a przede wszystkim na doświadczeniu. Niestety, wiedzy o rybach z książek się nie zdobędzie. Wiem, nie raz próbowałem. W książkach piszą np. że jeżeli ryba ma zaczerwienione skrzela, to oznacza, że jest chora. Ale jak ją wyleczyć, lub zrobić by tych czerwonych skrzeli nie było, już nie piszą. W akwarium można zmienić wodę, albo kupić nowe rybki. A tu, na 80 hektarach, w 20 stawach całej wody wymienić się nie da, podobnie z rybami. Na szczęście nie mieliśmy jeszcze takiej katastrofy, żeby wszystkie nam zdechły. Zawsze się jakaś uchowa. Jak w życiu - mówi Piotr.

gospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicachgospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicach Adam Pilorz

Orzeł bielik wpada na rybkę

Grzegorzewice są jak z bajki. Nie ma chyba drugiego tak bogatego w dzikie ptactwo miejsca na Mazowszu. W gospodarstwie spotyka się m.in. żurawie, czarne bociany, a w bliskiej okolicy 266 innych udokumentowanych gatunków ptaków. Najważniejszym z nich jest bielik, który dziś odbudowuje populację. Bieliki u Deców gniazdują, rozmnażają się i przychodzą na rybkę.

- O poranku z okna obserwuję tego dostojnego ptaka - mówi Jerzy Dec. Bielik ma w nosie nas i wszystkich ludzi, którzy się tu plączą. Za to lubi się podkraść na magazyny po rybkę. Pozwalam mu na to. Rybę lubi też podwędzić np. łabędź niemy i bocian, który przecież żabę zje, wbrew obiegowej opinii, tylko z musu. Z punktu widzenia hodowli ptaki powodują poważne zagrożenie. Przenoszą choroby między stawami. Taka dajmy na to czapla zjada dziennie tyle, ile waży. To jednak nie jest problemem. Większym jest to, że ona więcej ryb rani, niż zjada. Siedzi sobie pół dnia i czeka, którą złapać, ale w międzyczasie z 20 ryb uszkodzi. Odławiając widzimy, że ryby mają np. przetrącony kręgosłup - tłumaczy.

gospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicachgospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicach Adam Pilorz

- Dobrze, że nie macie kormoranów - mówię.

- Dobrze żeś pan to tak cicho powiedział, bo skurczybyk nie usłyszał. Niestety mamy plagę kormoranów. Niszczą ryby, co chwilę zmieniają stawy i przenoszą choroby. Może pan ryby leczyć, zmieniać im wodę, a kormoran panu taką francę przywlecze, że aż żal - denerwuje się Jerzy Dec.

Tuż obok gospodarstwa Deców stoi XIX wieczny pałac, dziś należący do skarbu państwa. W 1830 roku pałac wraz z 230 ha ziemi należał do Zofii Kuszell. W pałacu dość dobrze zachowały się XVII wieczne piwnice. Aż trudno uwierzyć, że po II wojnie światowej urządzono w nich świńskie chlewnie.

Dziesięciohektarowy park, pałac i stawy od Zofii Kuszell odkupił Alfred Meissner, dentysta znany w całej Polsce, a nawet w Europie Środkowo-Wschodniej. Meissner był nowatorem chirurgii szczękowej, twórcą nowych metod operacyjnych i kilku narzędzi stomatologicznych. Dentysta był majętnym Żydem, posiadał kamienice w Warszawie, Żyrardowie, a Grzegorzewice traktował, jak letnią rezydencję. Meissner kontynuował hodowlę ryb na potrzeby wielkiego domu i licznej rodziny. Zaopatrywał też w ryby żydowską gminę w Warszawie. Chwilę po wybuchu powstania Meissner musiał z Grzegorzewic uciekać. W okolicy stacjonował niemiecki garnizon. Podobno ukrył się w Żyrardowie, później w Grodzisku Mazowieckim. W 1945 roku majątek rozparcelowano a Meissnera skierowano do Łodzi, gdzie miał organizować Uniwersytet Medyczny. Zmarł w 1953 roku. U Deców poznałem przodków Meissnera, którzy od lat starają się odzyskać majątek.

gospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicachgospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicach Adam Pilorz

Polak woli mrożonego karpia z Chin?

Gospodarstwo zostało znacjonalizowane, stało się własnością skarbu państwa. W latach 60. nastąpił największy rozwój hodowli ryb, przebudowano stawy, które w niezmienionej formie są do dziś. Niestety z czasem gospodarstwo podupadło.

- Gospodarzył mój dziadek, ojciec, gospodarzę i ja - mówi Piotr Dec - Dziś walczę, bo ceny ryb dyktują nam supermarkety. Chcielibyśmy sprzedawać je drożej, bo uważamy, że są tego warte. Niestety nikt nam za nie więcej nie zapłaci. Dlatego sprzedajemy je w cenach dyktowanych przez markety, które sprowadzają np. mrożonego karpia z Brazylii czy z Chin. Jestem przekonany, że gdyby konsument miał wybór i wiedział skąd pochodzi karp, którego kupuje w markecie, wybrałby naszego, nawet droższego - dodaje.

gospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicachgospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicach Adam Pilorz

- Jak krowa panu zachoruje, to pan to widzi. Wystarczy na nią spojrzeć i wiadomo - mówi Jerzy Dec - Rybę najpierw trzeba złapać, nie wiadomo czy złapało się zdrową czy chorą i od razu trzeba ją wrzucić z powrotem do wody, bo tam jest jej naturalne środowisko. Jednak podobnie, jak inne zwierzęta, trzeba ryb ciągle doglądać. Nie mamy sezonów ogórkowych, bo nawet zimująca ryba musi mieć np. ciągły przepływ wody, tlen do oddychania. U nas ryba rośnie w sposób naturalny. Na powierzchni 12 m. kw. rozwija się tylko jeden karp. Można więc go porównać do kury z wolnego wybiegu. Tuż przed połowem trzyletnich czasem czteroletnich ryb (dla porównania ryby z intensywnych, sztucznych hodowli są wyławiane w drugim roku życia) są przenoszone do innych stawów. Aż do połowu żyją w większym zagęszczeniu. Pod koniec życia specjalnie zmienia się warunki bytowe karpia. Ryby się cisną i chudną, a to wpływa na ich smak. Dlatego życie mają, jak w Madrycie, ale żywota dokańczają w ścisku - tłumaczy Jerzy Dec.

gospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicachgospodarstwo rybackie EKO FARM w Grzegorzewicach Adam Pilorz

Karp od Deców, zanim trafi na wigilijny stół, pożyje sobie jak panisko. Prócz naturalnego pożywienia w postaci fito i zooplanktonu jest dokarmiany zbożem, głównie jęczmieniem, pszenicą, żytem, grochem, kukurydzą. To również wpływa na jego smak.

W stawach zdarzają się 40 kg tołpygi, obwodem w pasie zbliżone do dorosłego mężczyzny. Są też dziesięcioletnie sumy po 10 kg każdy. W gospodarstwie prócz stawów hodowlanych, są też stawy wędkarskie, zarybiane co jakiś czas nowymi rybami, także drapieżnikami. To raj dla wędkarzy

O karpie od Deców z gospodarstwa Eko Farm pytajcie m.in w sieci sklepów Simply i internetowym targu lokalnej żywności Rano Zebrano. Kilogram karpia w gospodarstwie Eko Farm kosztuje około 14 zł.

Więcej o: