"Chciałabym, żeby w Warszawie były miejsca bez strefy ciszy" mówi nam współwłaścicielka Równonocy [WYWIAD]

Współprowadzi jedną z niewielu knajp w Warszawie, gdzie zjesz codziennie w środku nocy - Równonoc na Chmielnej. Dorotę Talajko zna każdy, kto pracował w gastronomii. Nam opowiada o tym, że chciałaby stref bez ciszy w Warszawie i wyższej kultury picia.

Jak wyglądała Twoja droga zawodowa, że znalazłaś się tu jako właścicielka Równonocy?

Zaczęłam jako kelnerka i pomoc barmana i to było w CDQ, potem w Chimerze, Tomba Tomba, Bugatti. dużo tego było...

Równonoc jest miejscem przyjaciół. Prowadzimy to we trójkę. Długo o tym myśleliśmy i marzyliśmy. I się udało.

Skąd pomysł na to miejsce?

O tym, żeby mieć swoje miejsce, marzyłam chyba od 18 lat. Właścicieli Równonocy jest trzech. Przyjaźnimy się wszyscy od paru lat i w końcu się zgadaliśmy, że można coś fajnego zrobić. Coś własnego. Każde z nas interesuje się czymś i zna się też na czymś innym.  Zaczęliśmy od tego, że szukaliśmy lokalu. W trakcie szukania - bo nie zajęło to dwóch dni, tylko o wiele więcej - omawialiśmy nasze cele, docieraliśmy się, co chcemy robić. Działamy 1,5 roku i dopiero teraz wyłania się to, co byśmy chcieli tak naprawdę wspólnie robić. I dziś jest super.

Skąd jego sukces?

Nigdy nie jest tak, że czujemy się całkowicie zadowoleni, że ach będzie tak zawsze. Chmielna zawsze jest pusta i tam nic się nie dzieje.

Wygrywamy tym, ze jesteśmy otwarci bardzo długo i również kuchnia działa bardzo długo. Pracujemy do godz. 3 w nocy w tygodniu, zawsze, choćby było pusto. Do godz. 5 w weekendy, wszyscy - łącznie z kuchnią. Mnóstwo osób, wracających z imprez, przychodzi do nas na ciepłe jedzenie, bo jest pyszne. Na pewno jest to karta przetargowa, a poza tym mamy świetną obsługę. Wnętrze jest takie, że przyjemnie się w nim siedzi. Do tego fajne drinki, przystępne ceny. Klimat jest super, bo na pierwszym miejscu są ludzie, a jeżeli jest dobra ekipa, to możesz zrobić wszystko. Fajni ludzie skupiają fajnych ludzi.  Dzięki nim zdobywamy publikę, mamy własną i czujemy się trochę bezpieczniej.

Choć cały czas myślimy, jak to będzie. Wiadomo, że w gastronomii nic nie wiadomo. Bazujemy na naszych przyjaciołach. Na otwarciu było bardzo dużo ludzi, ale każdy nudzi się nowym miejscem,  z nowym miejscem trzeba dotrzeć do ludzi. Uczyliśmy się też na błędach. Teraz mamy stałą grupę ludzi, którzy przychodzą regularnie.

Skąd inspiracje?

My też  jemy i pijemy w Równonocy, więc na pewno nie kierujemy się tylko kalkulacją biznesową. Menu jest efektem wspólnej pracy. Jest w nim dużo potraw portugalskich - dzięki temu, że jeden z naszych wspólników jest z Portugalii. Ale jedzenie gotują wszyscy i jak ktoś coś wymyśli, to robi to. Wszystkie pasty są robione przez nas własnoręcznie. Warzywa są kupowane u znajomych, którzy je hodują. Pieczywo wypiekamy na miejscu. Mamy bardzo dobre oliwy, więc wszystko jest zdrowe. Natomiast z alkoholami jest tak, ze my żyjemy nocą, jesteśmy po obu stronach baru, więc jak widzimy coś smacznego, to staramy się to wprowadzić. I wymyślać nowe rzeczy. Często też przychodzą goście i mówią, że gdzieś pili coś dobrego i pytają się, czy możemy wprowadzić. Mamy takie rzeczy. Część podpatrujemy też w innych knajpach i trochę zmieniamy własną ofertę. Część drinków mamy kompletnie autorskich.

Co bierzesz z Zachodu?

Z każdego wyjazdu staram się przywieźć butelkę alkoholu, którego nie znam. I jeżeli on się przyjmuje, to zostawiamy w karcie. Teraz mamy jeden taki trunek, to jest San Domingo z Portugalii, to jest bimber. Ma zwolenników i ludzi, którzy go nienawidzą.

Co najbardziej lubisz w Warszawie?

Ja w ogóle kocham Warszawę, więc wszystko lubię w Warszawie. Co prawda, poruszam się głównie po Śródmieściu, a gdzie indziej nie chadzam, ale lubię, że jest pełno ludzi, pełno knajp. Warszawa się bardzo zmienia i jest spoko.

O jakiej Warszawie marzysz?

Ja bym przede wszystkim chciała, żeby nie było strefy ciszy. Nie mówię, że wszędzie. Ale żeby były takie miejsca, gdzie naprawdę o godz. 22 czy o 23 nie muszę się denerwować, że mój gość głośno się śmieje. Bo to jest nienormalne. Bardzo bym chciała, żeby miasto nie wymierało o godz. 23 czy 24. I żeby można było spokojnie przejść po mieście z piwem (którego nie piję). I żeby była kultura picia. Dramatycznie denerwują mnie burdy i syf, i chamstwo.

Właśnie, co najbardziej w Warszawie przeszkadza?

To właśnie syf. I straszny bałagan. Ludzie o nic nie dbają. Mają to w nosie. I brak kultury picia. Że jak się pije to na umór, że się rzyga pod siebie i sika pod siebie. Widzę ludzi, którzy idą Chmielną na imprezy i wracają z imprez. I to są te same osoby, ale bardzo różne.

Twoje ulubione miejsce.

Generalnie spędzam w pracy cały czas. Ale jest parę lokali, do których chodzę. Parking, pawilony, czasami coś na Powiślu, plac Zbawiciela.

A jacy są warszawiacy?

Najpierw trzeba by określić, kto jest warszawiakiem. Natomiast ludzi, których tu znam bardzo lubię. Większość jest bardzo sympatyczna. Na pewno Warszawa jest największym miastem i tutaj na więcej możemy sobie pozwolić. Ja jestem cała wytatuowana i nikt się za mną nie ogląda. Mamy większą pewność siebie. Ale nie wyróżniamy się - nie mamy ogona czy trzeciego oka.

Więcej o: