Spodobało ci się? Polub nas
Zaczęliśmy na Woli. Tu od lat w kolejce po "pączki na Górczewskiej" stoi się nawet kilka godzin. Pracownia Cukiernicza Zagoździńskich działa w tym miejscu od 42 lat, ale w tym roku obchodzi 90-lecie otwarcia ich pierwszej cukierni, także na Woli. Słodki zapach od samego rana kusił przechodniów już od ul. Wawelberga. Dziś klienci ustawieni w bardzo długiej kolejce byli żywą reklamą dla Zagoździńskich.
Długa kolejka przed cukiernią Zagoździńskich przy ul. Górczewskiej fot. Michał Radkowski Długa kolejka przed cukiernią Zagoździńskich przy ul. Górczewskiej, fot. Michał Radkowski
Policzyliśmy: 240 osób czekało na wejście do środka cukierni. Ogonek ustawiony wzdłuż ścian kolejnych budynków kilkakrotnie zakręcał. - Pan jest ostatni - mówię do mężczyzny stojącego aż na Działdowskiej pod numerem 14. - Pewnie parę godzin stania przede mną, ale warto - zapewniał mnie rano Jacek, mieszkający po sąsiedzku. - Tu od dzieciństwa przyjeżdżałem do dziadków na pączki. Są bardzo smaczne. Próbowałem innych, ale żaden nie równa się z tymi. Receptura nie zmieniła się od 90 lat. Pączek musi być dobrze wysmażony, mieć dużo lukru i nadzienie, najlepiej z róży.
Cukiernia Zagoździńskich na Woli fot. Michał Radkowski Cukiernia Zagoździńskich na Woli, fot. Michał Radkowski
Jest 9.30. Z cukierni wychodzi zadowolona Sylwia. - Już po - mówi z ulgą. - Przyszłyśmy przed siódmą.
- A chciało się tyle stać? - pytam. - No pewnie, bo tu są najlepsze pączki. Nie ma w nich chemii, mają dobry smak i nie są napompowane - zachwala. W ręce trzyma siatkę, a w niej 20 zapakowanych w karton pączków. Taki limit wyznaczono dziś na jedną osobę.
Gdzie ta kolejka?
Przenosimy się na Nowy Świat. Tu od ponad 140 lat znajduje się cukiernia Bliklego. Trudno ją było dziś zauważyć, bo zamiast kolejki wystającej na zewnątrz, klienci zmieścili się w środku. W zakręconym ogonku stało zaledwie ok. 40 osób.
Kolejka do kasy w cukierni u Bliklego na Nowym Świecie fot. Michał Radkowski Kolejka do kasy w cukierni u Bliklego na Nowym Świecie, fot. Michał Radkowski
Wśród nich był pan Janusz. - Pączuszki stąd są według mnie najlepsze w Warszawie, a może i w Polsce. Kupuję tu od lat, bo mam zaufanie do pana Bliklego.
W podobnym tonie wypowiadała się klientka, która pracuje tuż obok cukierni. Podkreśla jednak, że właśnie tu kupuje swoje ulubione pączki. - Mają w sobie magię. Może to wynika z wieloletniej tradycji? - zastanawia się.
Cukiernia Bliklego na Nowym Świecie fot. Michał Radkowski Cukiernia Bliklego na Nowym Świecie, fot. Michał Radkowski
Stali bywalcy Bliklego byli nieco zaskoczeni, że tak szybko można było dziś kupić pączki. Jak mówią: im później, tym więcej klientów. A cena raczej nie odstraszała: za jednego pączka trzeba było zapłacić 3,20 zł.
Szef wsadzi muszelkę
Co innego na Chmielnej. Tu naliczyliśmy aż 104 osoby, które po pączki ustawiły się w kolejce do okienka cukierni Pawłowicz, znanej z tego, że od Brackiej do Nowego Światu kusi niezwykle zachęcającym słodkim zapachem. Nawet najbardziej oporni są tu wystawiani na ciężką próbę, by przejść deptakiem i nie ulec pokusie.
Kolejka po pączki do cukierni Pawłowicz na ul. Chmielnej fot. Michał Radkowski Kolejka po pączki do cukierni Pawłowicz na ul. Chmielnej, fot. Michał Radkowski
Spotykam Kasię i Pawła. Przyszli tu nieprzypadkowo. - To jest bardzo znane i lubiane miejsce w Warszawie, nie tylko z okazji Tłustego Czwartku, gdzie można skosztować przepysznych pączków o różnych smakach - mówi, jak w reklamie, Paweł. Kasia jest bardziej konkretna: - Tu pączki są świeże i ciepłe, a nie stare gnioty, które dostaje się w markecie.
Kasia i Piotr przed cukiernią Pawłowicz na ul. Chmielnej fot. Michał Radkowski Kasia i Piotr przed cukiernią Pawłowicz na ul. Chmielnej, fot. Michał Radkowski
Kasia zabierze pączki do pracy, gdzie zgodnie z tradycją szef do jednego z nich wsadzi muszelkę. Kto na nią trafi, dostanie premię.
Ostatni w kolejce stoi pan Piotr. Jest prawnikiem, do stolicy przyjechał służbowo z Chodzieży. W Warszawie jest raz w miesiącu, wypadło akurat dziś. Czemu wybrał cukiernię Pawłowicz? - Z doświadczenia - odpowiada krótko. - Ponieważ ileś razy w normalne dni jadłem tu pączki, a idzie się tam, gdzie i inni chodzą, zwłaszcza miejscowi, więc skoro tyle osób tu przychodzi, to raczej jest tu dobry wyrób, szczególnie że w innych cukierniach jest dziś pusto.
Minus za brak nadzienia
Tak jak np. w Lukullusie na Mokotowskiej czy u Wróbla na Noakowskiego. Tam pączki można było kupić bez kolejki. Co prawda, w obu cukierniach drzwi co chwila się otwierały, ale klienci byli od razu obsługiwani. Asia i Marcin przyszli na Mokotowską, bo przeczytali wczoraj, że Lukullus zajął pierwsze miejsce w rankingu miesięcznika "Kukbuk". Pączkom wystawili wysoką notę: 9/10. Jeden punkt Asia odjęła za zbyt mało nadzienia.
Asia i Marcin przed Lukullusem na Mokotowskiej fot. Michał Radkowski Asia i Marcin przed Lukullusem na ul. Mokotowskiej, fot. Michał Radkowski
Z kolei na Noakowskiego do Wróbla od kilku lat przychodzi Natalia. Tu kupuje pączki, bo to rodzinna tradycja. W tym roku na szczęście nie musiała czekać w kolejce. - To chyba ta godzina. Rok temu byłam tu o 17-ej i stałam na ulicy - mówi.
Natalia przed cukiernią Wróbla przy ul. Noakowskiego Fot. Michał Radkowski Natalia przed cukiernią Wróbla przy ul. Noakowskiego, fot. Michał Radkowski
Głos moglibyśmy oddać też tym, którzy zignorowali tradycyjne obchody Tłustego Czwartku, ale w taki dzień jak dziś pączkowym skrytożercom mówimy stanowcze nie!