Zapytaliśmy kilkoro mieszkańców Pragi-Północ i okolic - zarówno całkiem doświadczonych, jak i świeżo upieczonych - jak szybko z ich perspektywy przebiegają procesy urbanizacji i gentryfikacji Pragi-Północ. Czy to jeszcze "rezerwat", by posłużyć się tytułem praskiego filmu Łukasza Palkowskiego sprzed równo dekady, czy już "nowy Kreuzberg", jak przewidują od dawna badacze miejskich trendów?
LUCYNA OLSZEWSKA, współtwórczyni nieistniejącej już sceny artystycznej na Warszawskiej Pradze, Teatru Szwedzka 2/4, redaktorka, mieszkanka Targówka:
Bardzo lubię Starą Pragę i ciągle znajduję tu coś nowego. Ciągnie mnie do niej chyba z sentymentu do Łodzi, gdzie mieszkałam i pracowałam po studiach, lubię w niej to, że łączy powrót do korzeni starej stolicy z poszukiwaniem nowego miejskiego smaku.
Gdy sprowadziliśmy się całą rodziną do Warszawy na samym początku lat 90., żeby budować Teatr Szwedzka 2/4, miałam głowę pełną porównań ze starą Łodzią. Tam też napatrzyłam się na różne ludzkie historie, bo życie w przedwojennych kamienicach, często w opłakanym stanie, było zwyczajnie trudne. Pierwsze więc, co zrobiłam na Pradze, to poszłam pozwiedzać kojarzące się z łódzkimi ulicami Brzeską i Targową. Oglądałam je zafascynowana, wchodziłam na podwórka, podziwiałam kapliczki, uśmiechałam się do Maryjek. Dzisiaj myślę, że dobrze, że nic mi się wtedy nie stało. Koleżanka aktorka z zespołu nie miała tyle szczęścia: skręciwszy któregoś wieczoru po spektaklu w nie tę uliczkę, dostała po prostu w zęby. W Łodzi mimo wszystko było wówczas dużo bezpieczniej, choć i na Pradze dziś jest już inaczej - klimat jak z opowiadań Marka Nowakowskiego wyparował, kodeks honorowy dawnych praskich rzezimieszków też już zanikł.
Jolanta Michalak
Z czasem jednak Stara Praga zaczęła się zmieniać. Patrzyłam, jak pracownie wynajmują artyści, było tu taniej. Za nimi na wernisaże i noce przy winie przybywała ich publiczność. Pracownie powstawały i w starych kamienicach, i np. w blokach przy Białostockiej. Przybywało teatrów niezależnych, a ludzie "z miasta" zaczęli przyjeżdżać na Pragę dla alternatywnych knajp - najpierw tych przy Inżynierskiej czy Ząbkowskiej, jak Łysy Pingwin czy W oparach absurdu, potem też przy 11 Listopada 22.
Gdy przy Targowej i w okolicach Dworca Wschodniego zaczęły powstawać nowe biurowce i tam przeniosły się duże firmy, zaroiło się na Pradze od innych ludzi. Musieli gdzieś jeść, zaczęli więc penetrować pod tym kątem okoliczne uliczki. W odpowiedzi na to zapotrzebowanie pojawiło się więcej lokali o śródmiejskim charakterze, jak np. kawiarnia Stara Praga przy Ząbkowskiej 4 czy Pausa Włoska przy Ząbkowskiej 5 z dobrą kuchnią śródziemnomorską. Działający przy Stalowej 52 artbutikowy, nagradzany hotel wraz z restauracją zaciekawia z kolei udanym połączeniem współczesnego minimalistycznego designu i wzornictwa w stylu retro. Na szczęście działa tu też kilka miejsc, które odwołują się do praskiej atmosfery, np. restauracja i pub Szynk Praski przy Stalowej 37, gdzie można zjeść tradycyjne dania kuchni warszawskiej i polskiej. Na tutejsze pyzy w słoiku - podobnie jak na te z lokalu Pyzy Flaki Gorące przy Brzeskiej 29/31 - przyjeżdżają nawet zagraniczni turyści. Do moich ulubionych należy też zagłębie vintage'owych sklepów - jakoś tak się złożyło, że na północ od Warszawy Wileńskiej ulokowało się kilka galerii sztuki użytkowej z wzornictwem z lat 60. i 70., np. Look Inside przy Wileńskiej 21 czy Lata 60-te przy 11 Listopada 54. Lubię też składnicę książek przy Brzeskiej, gdzie można kupować publikacje niszowych wydawców, ale można też oddawać swoje książki, by potem trafiły do potrzebujących - np. do więźniów.
Jolanta Michalak
Ten fragment miasta bardzo ożywiło otwarcie drugiej linii metra - dużo się buduje, w każdą wolną przestrzeń wpycha się nowy biurowiec lub apartamentowiec z lokalami usługowymi na parterze, które pozajmują sklepy dużych sieci handlowych. To urawniłowka, ale przynajmniej czysta i elegancka. Bardzo ucieszyło mnie też otwarcie nowoczesnego Muzeum Warszawskiej Pragi, oddziału Muzeum Warszawy, gdzie szczególnie widać szacunek do historii dzielnicy: młodzi dizajnerzy współpracują ze starymi rzemieślnikami, odnowiono polichromie z dawnej bóżnicy. Chciałoby się, żeby ktoś odrestaurował więcej pięknie zdobionych domów pamiętających życie zamożnych warstw żydowskiego mieszczaństwa. To jedyny tak duży kwartał autentycznej przedwojennej Warszawy.
PATRYCJA DULNIK, projektantka graficzna i podróżniczka, od niedawna mieszkanka Starej Pragi.
Praga-Północ jest moją dzielnicą od czterech miesięcy. Pamiętam, że jako świeżo upieczona studentka ASP przyjeżdżałam tu z aparatem fotograficznym i bez cienia wahania zaglądałam w najciemniejsze ulice, obdarte ceglane podwórka i zapuszczone klatki schodowe.
Z perspektywy czasu zrozumiałam, jak zuchwałe było to zachowanie. Praga-Północ, a szczególnie niektóre jej części, uchodziły za niebezpieczne, pełne pijaństwa, biedy i patologii. Moje wypady fotograficzne były więc niejako podróżą do "dzikich krajów", chęcią uchwycenia innego świata. Mieszkałam wtedy w centrum Warszawy i nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zdecyduję się tu przeprowadzić.
Tymoteusz Doligalski
Wynosiłam się po czterech latach mieszkania na Muranowie. Szybko musiałam zdecydować się na nowe lokum i przyjaciółka podesłała mi link z nowo wyremontowaną kamienicą przy ulicy Targowej. Mieszkanie było bardzo ładne, ale z drżącym sercem jechałam na drugą stronę Wisły. Kiedy wysiadłam z tramwaju, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Praga jawiła się jako czysta, uporządkowana dzielnica, mimo pewnego chaosu wizualnego wprowadzanego przez liczne nowe realizacje i kamienice w remontach. Szybko, choć także z lekkim zdumieniem, zdecydowałam się na wynajem mieszkania. Dalej było już tylko lepiej. Mieszkając na Pradze odkryłam dużo nowo powstałych kawiarni i knajpek, są tu antykwariaty, pracownie artystyczne, małe warzywniaki oraz sławne niegdyś imprezownie przy Ząbkowskiej oraz 11 Listopada. Dotarła tu druga linia metra, a wraz z nią fala napływowa z prawobrzeżnej Warszawy ze swoją energią, tempem i temperamentem, które powoli wlewają się w głąb Pragi.
MARTA LUTOSTAŃSKA, design researcher w Senfino, projektuje oraz prowadzi badania z użytkownikami stron i aplikacji internetowych, mieszka i pracuje na Pradze, którą wciąż odkrywa.
Warszawianką jestem od urodzenia, prażanką od ośmiu lat. Ale do 17. roku życia moja stopa nie postała na praskim brzegu (no, chyba że w ZOO), a gdy już przeprawiłam się w końcu samodzielnie przez Wisłę, to chowałam pieniądze w skarpetkach. Teraz mnie to śmieszy, bo na Pradze-Północ czuję się dobrze i bezpiecznie. Zaczęłam od mieszkania chyłkiem z brzegu, na rogu Namysłowskiej i Starzyńskiego. Tramwaj i ścieżka rowerowa pod samym domem, więc nie wymagało to chodzenia po zmroku przez osiedla. Pod oknem był też basen i sławny weekendowy bazarek, gdzie można kupić chemię z Niemiec, ciuchy z Anglii, jabłka z wozu i jaja z koszyka. Targowisko ma swoich zagorzałych fanów, ale, jak się okazuje, i przeciwników, co odkryłam w fejsbukowej grupie "Mieszkamy na Pradze Północ". Moim zdaniem bywalcy zarówno grupy, jak i bazaru to fantastyczny miks i to w te dwa miejsca zdecydowanie należy udać się po haust lokalnego folkloru. Ale latami czaiłam się właśnie na skraju Pragi, z roweru lub tramwaju podziwiając uroki mostu Gdańskiego i panoramę Warszawy, która według Stasiuka właśnie stąd jest najpiękniejsza. Zgadzam się w stu procentach.
Tymoteusz Doligalski
A potem poznałam T., który przeprowadził się w bliskie sąsiedztwo placu Hallera, co znacząco wpłynęło na moje zaangażowanie w życie dzielnicy. To z nim zaczęłam wędrówki po tutejszych knajpach, które zresztą wyrastają jak grzyby po deszczu. Naszym ulubionym miejscem jest zdecydowanie Zakład Mięsny przy Wileńskiej 25, ale w okolicy nie brakuje też klimatycznych lokali z kuchnią ormiańską, mołdawską, rosyjską, libańską czy włoską. Zdecydowanie jest gdzie zjeść i się napić, a Pierwsza Liga przy Jagiellońskiej 26 to wręcz wymarzone miejsce do oglądania meczów. Tuż obok jest też kino Praha, którego repertuar pozostawia jednak sporo do życzenia.
Mieszkając już niecały kilometr od siebie szybko zostaliśmy z T. pełnoprawną parą i kontynuowaliśmy zwiedzanie okolicy. Spacery zaprowadziły nas między innymi do Muzeum Pragi, gdzie pracują fantastyczni, zaangażowani kuratorzy, którzy o Pradze wiedzą absolutnie wszystko. Także wycieczki z Praską Ferajną to skarbnica lokalnych ciekawostek i historii, z atrakcjami w rodzaju przedzierania się w deszczu przez chaszcze i tory kolejowe na cmentarz choleryczny.
Tymoteusz Doligalski
Chyba mam dużo szczęścia, bo nie dosyć, że mój partner sprowadził się na Pragę Północ, to jeszcze firma, w której pracuję, przeniosła się właśnie z Kabat na tę stronę Wisły. W sąsiedztwie spotykam też coraz więcej znajomych, więc tworzy się tu naprawdę fajna społeczność. Niedługo w ogóle nie trzeba się będzie ruszać z Pragi. No i dojeżdża do nas metro. Więc ci z drugiego brzegu nie mają już wymówki, by nie przekraczać Wisły, bo to żaden wysiłek.
KARINA KRÓLAK, projektantka biżuterii, prowadzi pracownię przy Inżynierskiej 3 w lokalu numer 15, członkini Stowarzyszenia Inżynierska 3.
Na Inżynierskiej pracuję od 15 lat. Najpierw przyjeżdżałam z innych części Warszawy na sesje zdjęciowe, do galerii i kawiarni mieszczących się w okolicy. Od ponad siedmiu lat mam tu własną pracownię, razem z grupą artystów założyliśmy Stowarzyszenie Inżynierska 3. Dbamy o okolicę i promujemy ją. Organizujemy wystawy, warsztaty, akcje społeczne integrujące nas - artystów z mieszkańcami. Nigdy nie spotkaliśmy się z ich strony z przejawami wrogości. Mogło zdarzyć się raz czy dwa, że dzieciaki łobuzowały na podwórku i rzucały kamykami w okna, ale raczej składałabym to na karb zwykłego dziecięcego testowania granic. Jesteśmy już zgraną społecznością, więc ludzie nas lubią i szanują. Wydaje mi się, że mit niebezpiecznej Pragi jest właśnie tym: mitem dla turystów.
Jak zmienia się Praga? Zmienia się ze względu na inicjatywy oddolne, naszą pracę. Wkładamy ogrom energii i serca w to, by dzielnica była coraz bardziej atrakcyjna, ciekawa dla przybyszy i mieszkańców. Zmieniamy ją na lepsze, czynimy bardziej dostępną. Pojawienie się drugiej linii metra ułatwiło nam wszystkim komunikację, ale pamiętamy też te lata, kiedy budowa metra odcięła Pragę od reszty miasta. Zamknięte i rozkopane ulice sprawiły, że zniknęło wtedy sporo kawiarni i sklepów.
Tymoteusz Doligalski
Dla nas Praga jest najlepszym miejscem do pracy! Są tu ogromne przestrzenie w budynkach postindustrialnych. Wiele osób odkryło miłość do tych ulic na długo przed planami rozbudowy Portu Praskiego, rewitalizacją kamienic czy otwarciem Stadionu Narodowego. Mamy w sobie trudną do wytłumaczenia miłość do tej dzielnicy.
MACIEK KUKURBA, projektant, właściciel marki i sklepu z designem Pan Popi ulokowanego na Pradze.
Reprezentuję podejście lokalnie-patriotyczne, ponieważ związałem się jedynie z kwartałem ulic pomiędzy Jagielońską, Okrzei i Portem Praskim. Mój wybór miejsca padł na Pragę raczej ze względów finansowych niż za sprawą miłości do tej dzielnicy. Dawniej po prostu dla mnie nie istniała, bo było mi na drugą stronę Wisły nie po drodze, a do tego ulegałem legendzie niebezpiecznej dzielnicy wiszącej od zawsze nad Pragą.
Dziś powtarzam wszystkim, że życie zawodowe tutaj po prostu się opłaca, to najlepsze miejsce w Warszawie, jeśli szukasz przyjaznego klimatu. Jesteśmy oddaleni o pięć minut od centrum, a ceny wynajmu lokali mamy jak z małego miasteczka. Prawdopodobnie niedługo wzrosną, bo metro i bliskość kolejnych nowych osiedli sprawią, że przestanie to być oaza okazji. Co prawda łatwo mi tak mówić, bo mój biznes nie zależy od klienta z ulicy, ale wokół Pana Popiego od dłuższego czasu otwierają się różne małe sklepiki i firmy, więc chyba jest im tam tak samo dobrze. Poza tym nadal czuję, że za cenę dużo niższą niż w centrum dostaję w gratisie dużo więcej "charakteru". Choć oczywiście zdarza się, że klienci, którzy słyszą, że mają przyjechać na Pragę, bledną i wymyślają wymówki. Nie doceniają charakteru prawdziwej Warszawy!
Tymoteusz Doligalski
Nowe inwestycje mieszkaniowe na Pradze postrzegam jako desant: pojedyncze osiedla otoczone fosą i palisadą, które przekonują potencjalnych nabywców, że totalne odgrodzenie się od Pragi jest największym atutem przedsięwzięcia. Pomijam już to, że te nowe osiedla powstają często na zgliszczach poprzemysłowych obiektów i najstarszych kamienic, nieudolnie naśladując loftowe klimaty, bo to kwestia gustu. Dla mnie to zwykłe bloki oklejone tandetnymi ozdóbkami. Oczywiście narzekam, ale moim zdaniem ta część Pragi jak na razie nic nie zyskała na boomie budowlanym. Może gdy powstaną planowane obiekty biurowe, w naszej części dzielnicy pojawi się więcej życia. Póki co pojawiły się korki na małych ulicach dojazdowych do osiedli.
Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Ten fragment Pragi bardzo ożywił się za to pod względem knajp. W Domu pod Sowami na rogu Jagielońskiej i Okrzei są trzy fajne lokale, w tym jeden jeszcze przed otwarciem. Wieczorami jest w nich całkiem miło, cała kamienica, która została wyremontowana i cieszy oko, ożyła. Zestaw atrakcji w postaci knajpek i kina po przekątnej to genialna opcja, idealna nie tylko do życia zawodowego. Nie ma ścisku, wszędzie wkoło smaczne lancze, a ludzie nie udają, że są z Nowego Jorku i tylko przez pomyłkę trafili do Warszawy.