Udaliśmy się do warszawskich sklepów popularnych sieci (Tesco, Lidl, Biedronka, Media Markt), żeby na własne oczy przekonać się, czy z okazji piątkowych przecen doświadczymy dantejskich scen.
Okazało się jednak, że "czarny piątek" wcale nie podbił serc warszawiaków. Sklepy świeciły pustkami. Więcej ludzi można często tam spotkać w zwykłe piątkowe popołudnia.
- Przyjechałam po pościel, bo jest w promocji - mówi pani Anna, którą spotykamy w Lidlu na Woli. - Ale słabe one, jak na takie święto zakupów. W telewizji pokazywali, że w USA to nawet 80 procent taniej. A u nas dwa złote mniej tylko - dodaje.
Spotkani klienci mówili naszemu reporterowi, że nawet w ciągu tygodnia zdarzają się lepsze promocje.
- Czekam na poniedziałek w Lidlu - wyznaje pani Weronika. - Wtedy będzie genialna patera ze szkła za 59 zł. 4 w 1! To jest promocja. A rabat na wódkę jest zawsze - rzuca.
W Biedronce sprzedawczynie nie do końca wiedzą, czym jest Black Friday. - A tak na polski język, to o co chodzi? - pyta jedna. - Aaa nie. U nas żadnych promocji. To chyba w Arkadii - zastanawia się.
Młody chłopak kupuje głośnik bezprzewodowy. Czy specjalnie po niego przyszedł?
- Tak, bo jest naprawdę dobry i tylko 111 złotych - zaznacza. - Za taka cenę można kupić mniejszy i słabszy. To dobra okazja. Będzie na imprezy - dodaje.
Jak ocenia całą akcję? - Szczerze? Totalne nieporozumienie. U nas w Polsce to bida z nędzą. Ale w internecie już widać prawdziwy Black Friday. Tam naprawdę można upolować okazję - twierdzi.
- To też żadne promocje - mówi klientka, dodając, że opakowanie kapsułek Vizir w Rossmanie można kupić 7 zł taniej.
W Tesco ludzie wykupili ekspresy do kawy, reszta stoi i czeka. Markowy sprzęt można było kupić za 300 zł mniej. Mikrofalówka aż o połowę tańsza, kosztuje 129 zł.
Sami sprzedawcy w Tesco mówią, że Black Friday nie różni się od innych dni, kiedy są promocje. Radzą, by poczekać do poniedziałku. Albo do 24 grudnia, kiedy będą wyprzedawać wszystko.
Pani w Tesco. - Przyszłam skuszona wielkimi promocjami, a tu d*** blada - mówi bez ogródek pani w Tesco. - Jestem emerytką i codziennie chodzę po sklepach. Ceny są niższe w tygodniu niż dziś - dodaje.
- Pan przyjdzie we wtorek. Będą promocje na czajniki - mówi inna kasjerka w Biedronce. Ale tutaj też ludzie nie nastawiają się na promocje. Nikt nie pyta o zniżki. Biorą chleb i jajka i wychodzą.
- Żadne promocje, tylko kilka fajnych okazji - twierdzi pan Andrzej. - Wiem, co to Black Friday, bo byłem w Stanach Zjednoczonych 10 lat. I nasze "czarne piątki" to kpina - ocenia.