W rozmowie z Metrowarszawa.pl Marlena Happach, nowa dyrektor Biura Architektury i Planowania Przestrzennego podkreślała, że uporządkowanie estetyczne Warszawy to jeden z jej priorytetów. 5 czerwca rozpoczną się konsultacje społeczne warszawskiej uchwały krajobrazowej, podczas których mieszkańcy będą mogli się wypowiedzieć na temat tego, co myślą o szpecących płachtach, szyldach i billboardach. Czy naprawdę im one przeszkadzają? Postanowiliśmy ich zapytać.
Wielu wszędobylskie reklamy traktuje już jako stały element polskiego krajobrazu. Wystarczy jednak uważniej przyjrzeć się przestrzeni, żeby się przerazić - w każdej dzielnicy można natknąć się na skupiska brzydkich obrazów, w samym centrum królują z kolei gigantyczne płachty.
Na Bielanach reklamy układają się w 'łuk triumfalny' prowadzący na osiedle,na Woli zaś mieszkańcy mówią na zagłębie reklamowe 'China Town'. Gdzie indziej jest Disneyland, a w centrum po prostu wiszą szmaty. Nie wszyscy jednak na szpecące reklamy w Warszawie narzekają. - A co, ma być szaro jak za komuny? - pytają. Oceńcie sami.
Tomasz Golonko
Na zdjęciu: płachta reklamowa i reklamy przy rondzie ONZ
Cała Warszawa walczy z 'reklamozą'. Mieszkańcy podkreślają, że w stolicy panuje nieład. Mają wielki żal do władz, że do tej pory nikt z tym nic nie zrobił.
Tomasz Golonko
- Poza Warszawą to jeszcze się na to godzę, choć z trudem. Ale w stolicy Polski, która jest wizytówką kraju? Nie wybaczę. Gorzej niż na największej wsi. Wystarczy się rozejrzeć. Ale mam zmutne wrażenie, że ludziom to odpowiada - mówi Ewa.
- Ja to nie mogę tego uwielbienia do brzydoty zrozumieć - łapie się z kolei za głowę pan Janusz napotkany na ulicy Andersa. - Czy to trzeba obkleić wszystkie rogi, jakieś świecące banery zamontować i jeszcze takie wolnostojące reklamy postawić, aby swój biznes promować? Czy oni myślą tylko o sobie? Czy to nie ma bata na takich sklepikarzy? - zastanawia się.
Zdjęcie tytułowe: płachta naprzeciwko hotelu Novotel, ulica Nowogrodzka
Zdjęcie poniżej: reklamy przy rondzie ONZ
Pani Agata nie przebiera w słowach. - Nieestetyczne to mało powiedziane. Gust jak dupa, każdy ma inny, ale znajdź pan tutaj kogoś, kto powie, że te reklamy to coś ładnego - żartuje pani Agata. - Wszystko ma swoje granice. Bezguście też - kwituje i podsumowuje: Te skupiska to taki Jarmark Europa albo China Town. Tragedia.
Na zdjęciu: płachta reklamowa przy Al. Jana Pawła, róg z Al. Solidarności
Nie wszystkim reklamy przeszkadzają. - Całe osiedla są w billboardach, obok śmietnika też stoją reklamy i komu to przeszkadza? Bo mi na przykład nie. Jest kolorowo - mówi pani Olga. - Ma być szaro jak za komuny? Ja się w życiu na szare bloki i brudne altanki napatrzyłam i zdecydowanie wolę reklamę - mówi. Z Kubą Wojewódzkim na przykład, na którego z okna od czasu do czasu popatrzę.
Na zdjęciu: billboard przy rondzie Dmowskiego, przy Cepelii.
Na zdjęciu: płachta reklamowa przy rondzie Jazdy Polskiej, metro Politechnika
Źle jest nie tylko w Śródmieściu. W innych dzielnicach natknęliśmy się na przykuwające uwagę dzieła sztuki reklamowej.
- Tylko nas**ć przed sklepem i będzie pakiet - mówi pani Anastazja o wszechobecnych reklamach w okolicy ulicy Potockiej. To właśnie tu stoi budynek ze sklepami, apteką oraz lokalami gastronomicznymi, którego elewację szyldy, banery, kolorowe szmaty.
Tomasz Golonko
I dodaje: My na to z chłopakami mówimy Disneyland, bo jest tak kolorowo. Fakt, budynek z niemal każdej strony pokryty jest mało estetycznymi banerami reklamowymi.
- Ja na to mówię "slums attack" (z ang. atak slumsów, przy. red.) - śmieje się Wojtek, student mieszkający w pobliskich blokach. I wyjaśnia genezę nazwy: Moja babcia kiedyś usłyszała to określenie i powiedziała, że to idealna nazwa dla tego budynku.
Na zdjęciu: ul. Potocka
Do śmiechu jednak nie jest pobliskim mieszkańcom, których domy stoją w bezpośrednim sąsiedztwie Disneylandu. - Patrzę codziennie z okien na ten bajzel i dziwię się, że miasto nie reaguje - mówi starsza pani, która prosi o anonimowość. I dodaje: Tu zaraz obok mieszka prezes Jarosław Kaczyński, mógłby coś zaradzić, aby zrobić z naszą ulicą porządek. Niestety, prezes Kaczyński problemu może nie widzieć, bowiem jego dom stoi nie przy Potockiej, gdzie straszą reklamy, a przy Mickiewicza.
Na zdjęciu: Bielany, Al. Reymonta
Prawdopodobnie każda dzielnica posiada takie miejsca. - Ja to nazywam Łuk Triumfalny - mówi o ogromnych billboardach stających na warszawskich Bielanach pani Genia. - Jak ich nie było, to można było zobaczyć drzewa, a za drzewami bloki, a teraz? Teraz to można zobaczyć cycki z aktorem - dodaje.
Myśli sobie, że może to się komuś podoba, szczególnie panom, ale jej to nie kręci. - Aleja Reymonta na wysokości bloku pani Geni to jedna wielka powierzchnia reklamowa, a od ilości banerów i billboardów można dostać oczopląsu. - Na każdym rogu po kilka bilboardów, do tego małe reklamy. To naprawdę paskudnie wygląda - kończy mieszkanka Bielan.
Na zdjęciu: Bielany, Al. Reymonta
Podobnie jest w okolicach Wola Parku na Woli, gdzie zarówno wśród bloków, jak i w okolicach przystanków, pełno jest krzykliwych banerów i reklam.
Tomasz Golonko
Na zdjęciu tytułowym: ul. Górczewska, okolice budowy II linii metra
Poniżej: Wola
- Robi pan zdjęcie śmietniko-baneru - zaczepia mnie pan Konrad, mieszkaniec Bemowa. Przy ulicy Powstańców Śląskich na wysokości zajezdni autobusowej i tramwajowej, gdzie nawet śmietnik zamienił się w baner reklamowy.
Tomasz Golonko
Pan Konrad: Okna ludziom tymi reklamami zaklejają, a teraz nawet śmietniki. Pan napisze, że to są niezłe jaja.
Na zdjęciu tytułowym: Bemowo, ul. Powstańców Śląskich
Na zdjęciu poniżej: Bemowo, ul. Górczewska
Autor tekstu: Tomasz Golonko