Antonina i Jan Żabiński przed wojną stworzyli nowoczesny, na europejskim poziomie ogród zoologiczny, w którym ukrywali kilkaset Żydów. W ten sposób ocalili ich przed śmiercią. Historia niezwykłych Polaków zainspirowała Hollywood do nakręcenia filmu "Azyl".
Reżyserii podjął się Niki Caro, a Antoninę Żabińską zagrała - dwukrotnie nominowana do Oscara, Jessica Chastain. O tym, jakimi byli dziadkami i dlaczego po wojnie nie odwiedzali Zoo - opowiada starsza wnuczka, Anna Żabińska i pokazuje niepublikowane dotąd zdjęcia z rodzinnego albumu.
Książkę Azyl", na podstawie której powstał film, znajdziesz w Publio.pl
Pani Anna jest najstarszą wnuczką państwa Żabińskich i córką Ryszarda Żabińskiego, syna Antoniny oraz Jana. Ze swoją siostrą Kasią i rodzicami mieszkała na warszawskich Bielanach. Dziewczynki wspólnie z dziadkami spędzały bardzo dużo czasu: w weekendy oraz w wakacje. Państwo Żabińscy zmarli na początku lat 70. Pani Anna miały wtedy kilkanaście lat. Udało się nam z nią skontaktować dzięki jej synowi.
Pierwsze zdjęcie pochodzi z 1956 roku i zostało zrobione w domu państwa Żabińskich na warszawskim Mokotowie, przy ul. Kazimierzowskiej. - Do dziadka standardowo mówiłyśmy "dziadku". Do babci "Tola", dlatego, że babcia tak sobie życzyła - wspomina Anna Żabińska.
- Po wojnie dziadek był bardzo znany m.in. ze swoich pogadanek radiowych: "Dr Żabiński przed mikrofonem", których wygłosił ponad 1,5 tysiąca, począwszy od 1926 r. - Miał zresztą niezwykle radiowy głos. Do dzisiaj słyszę miłe słowa od osób, które wychowały się na jego audycjach. Podczas premiery książki Diane Ackermann "Azyl" miałam okazję poznać i porozmawiać ze znakomitą aktorką - panią Zofią Kucówną, która zdradziła, że uwielbiała słuchać dziadka. Sprawiło mi to dużą radość.
Na zdjęciu: Jan Żabiński w czasie Warszawskich Targów Książki. Dyrektor po zakończonej pracy w Warszawskim ZOO poświęcił się głównie działalności literackiej i oświatowej i aż do śmierci był naczelnym redaktorem i wydawcą Ksiąg Rodowodowych Żubrów.
- Każde wakacje spędzałyśmy z dziadkami i rodzicami w Sopocie - wspomina Anna Żabińska. - Wynajmowaliśmy mieszkanie na około dwa miesiące. Dzień zwykle zaczynaliśmy od spaceru. Razem z siostrą wstawałyśmy bardzo wcześnie, bo o ok. 6 rano. Gdy już byłyśmy wyszykowane, odbierał nas dziadek i wspólnie wyruszaliśmy na przechadzkę po mieście. Nasza rodzina lubiła jeść ryby, dlatego często zaglądaliśmy do rybaków po świeżo złowione flądry. Uwielbiałyśmy także zabawy z dziadkiem na plaży, gdzie dziadek ze stoickim spokojem pozwalał nam zasypywać się piaskiem aż po samą szyję - dodaje.
Za stworzenie "azylu" i uratowanie wielu Żydów, izraelski instytut Yad Vashem uhonorował Żabińskich, nadając obojgu w 1965 roku tytuł "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata".
- Bardzo długo nie zdawałam sobie sprawy z tego, co dziadkowie robili podczas wojny. W domu w ogóle się o tym nie rozmawiało. Dziadkowie nie obnosili się ze swoim bohaterstwem, uważali, że nie zrobili nic nadzwyczajnego. Nie wyobrażali sobie, że mogliby postąpić inaczej. Zresztą przeczytałam kiedyś, że dziadek nigdy publicznie sam nie pochwalił się tym, że ratował w czasie wojny ludzi - mówi Anna Żabińska i dodaje: Może i dobrze, że nie widzą tego, co dzisiaj dzieje się na świecie. Bo oni naprawdę uważali, że człowieka trzeba ratować bez względu na wyznanie i kolor skóry - dodaje. O ich wyjątkowej skromności świadczy fakt, że o ich dokonaniach wojennych mówi się dopiero od kilku lat.
Jak opowiada Anna Żabińska, jest to jedno z niewielu zdjęć z ZOO. - Zabrał nas tam tata Rysio (od redakcji: syn państwa Żabińskich, w czasie wojny mały chłopiec, był także zaangażowany w pomoc Żydom i zanosił m.in. ukrywającym się osobom jedzenie).
- Ojciec podobnie, jak dziadkowie, nie wracał wspomnieniami do tamtego okresu. W ogóle nie rozmawialiśmy o jego życiu w ZOO. Z ich punktu widzenia naprawdę nie było o czym mówić. A może tata po prostu wymazał z pamięci tamten okres. Był wtedy dzieckiem, ale na pewno zdawał sobie sprawę z tego, co się wokół dzieje. Musiały być to dla niego traumatyczne przeżycia.
Żabińska opowiada również, jak wspomina swoich dziadków. Mówi, że były to osoby bardzo serdeczne, ciepłe, otwarte.
- Tola jako kobieta nawet bardziej. Z kolei dziadek był despotyczny, ale nigdy w stosunku do nas. Nie zwracał się do nas zdrobniale, tylko zawsze: Anno, Katarzyno. Przez to czułyśmy się bardziej docenione, dorosłe. Zresztą każde spotkanie z dziadkiem było interesujące. Opowiadał nam o zwyczajach zwierząt, jednocześnie zadając najróżniejsze zagadki. Bardzo się cieszyłyśmy, gdy którąś zgadłyśmy, ponieważ podziw dziadka był nas wielką nagrodą.
Lubiłyśmy także zabawę w "ciepło-zimno". Dziadek chował jakiś przedmiot i zaraz potem siadał do fortepianu. Ciche akordy - to było zimno, gdy odnajdywałyśmy schowany przedmiot, fortepian aż huczał od dźwięków. Pomimo tak niezwykłych, dramatycznych przeżyć, dziadkowie dla nas byli najnormalniejszymi, kochającymi ludźmi.
Niezwykle miło wspominam wspólne przechadzki po Bielanach. Dziadek przyjeżdżał do nas sam, czasami z babcią, po obiedzie wyruszaliśmy na spacer i odwiedzaliśmy czynne, ówczesne kioski RUCH-u. Ekspedientki dobrze znały dziadka, żartowały na temat tego, co tym razem nam kupi. Zwykle były to misie i inne drobne zabawki.
A jaka była Antonina? - Pamiętam, że w roku szkolnym bardzo dużo czasu spędzałyśmy z babcią na telefonie. W związku z tym, że urodziła się w Petersburgu bardzo dobrze znała język rosyjski. Po szkole dzwoniłyśmy do niej, czytałyśmy jej czytanki albo recytowałyśmy wiersze, a babcia poprawiała nasz akcent - opowiada Anna Żabińska.
Co ciekawe, po wojnie państwo Żabińscy nie otaczali się wieloma zwierzakami. - W domu dziadków mieszkały jedynie dwa psy: szkockie owczarki collie. Tu na zdjęciu dziadek z Bebi - wspomina Anna Żabińska.
Kolejne zdjęcie przedstawia Jana Żabińskiego z dzikim kotem na rękach.
Anna Żabińska: Bardzo lubię to zdjęcie. Nie wiem, w jakich okolicznościach powstało, na pewno przed wojną.
Po wojnie, a dokładnie w 1949 roku, warszawski Ogród Zoologiczny został otwarty ponownie. - W 1951 roku dziadek przestał być dyrektorem ZOO, gdyż był osobą niewygodną dla ówczesnej władzy, a w 1953 roku cała rodzina została zmuszona do opuszczenia ogrodu. Po wojnie dziadek w ogóle nie odwiedzał ZOO, ale z tego, co opowiadała mi Teresa (moja ciotka), obie z babcią Tolą złamały zakaz i były w ZOO. Czy tęsknili? - Na pewno. Szczególnie Tola - wyjaśnia Anna Żabińska.
Na zdjęciu: Lata 90. Uroczystość odsłonięcia kamienia upamiętniającego Jana Żabińskiego. Na zdjęciu m.in. ówczesny dyrektor ZOO Maciej Rembiszewski, a po lewej stronie stoją: Anna z ojcem Ryszardem.
Ten natomiast rysunek - swoją karykaturę - Jan Żabiński narysował, będąc w niemieckim obozie jenieckim. - Dziadek był żołnierzem Armii Krajowej. Dowodził plutonem w powstaniu warszawskim, ciężko ranny trafił do niewoli, gdzie dla swoich współtowarzyszy prowadził cykl odczytów z życia zwierząt - wyjaśnia Anna Żabińska. - W tym samym czasie w obozie przebywał też m.in. aktor Kazimierz Rudzki, naukowcy, dziennikarze, artyści. Każdy z nich "prowadził wykłady" ze swojej dziedziny.
* Film "Azyl" w polskich kinach pojawi się 24 marca.