Pierwsze wiaty przystankowe stanęły w Warszawie jeszcze przed wojną. Ale były daleko od centrum. Montowano je jedynie przy trasach linii podmiejskich. W mieście była tak gęsta zabudowa, a ulice tak wąskie, że po prostu brakowało na nie miejsca. Stawiano więc słupki, żeby pasażerowie wiedzieli, gdzie czekać na autobusy i tramwaje. Najpierw nie było na nich nawet informacji o numerach linii i czasach odjazdu.
Od lewej: podświetlany przystanek tramwajowy z reklamami na Krakowskim Przedmieściu stojący obok bramy UW (zdjęcie zrobiono ok. 1926 r.); bardzo wąski przystanek tramwajowy w Al. Jerozolimskich (zdjęcie z 2 sierpnia 1938 r.), fot. ze zbiorów NAC i ZTM (Archiwum Dokumentacji Mechanicznej)
Dopiero po zakończeniu wojny wybudowano w centrum pierwsze wiaty, pod którymi mogli się schować pasażerowie trolejbusów. Później pojawiły się także na pętlach tramwajowych i autobusowych. Najpierw stawiano proste, drewniane konstrukcje.
Prowizoryczna wiata przystankowa na ul. Puławskiej przed pl. Unii Lubelskiej (widok na ul. Skolimowską). Na pierwszym planie samochód Trabant 601. Zdjęcie z 1968 roku, fot. Zbyszko Siemaszko / ze zbiorów NAC
Dopiero w latach 60-tych pojawiły się "nowoczesne" wiaty. W kolejnych dekadach zmieniały się modele zadaszeń, ale zawsze panował w mieście przystankowy miszmasz. Teraz jest w końcu szansa, by ujednolicić ich wygląd. Do końca roku stanie 1580 nowych wiat (na 4264 wszystkich przystanków w mieście - stan na luty 2016 roku). Zastąpią najbardziej zniszczone albo zamontowane zostaną tam, gdzie do tej pory zadaszenia nie było (a takich przystanków jest prawie połowa).
Brak wiaty na przystanku autobusowym przy skrzyżowaniu ul. Sobieskiego, Chełmskiej i Belwederskiej, fot. Zbyszko Siemaszko / ze zbiorów NAC
Kobieta czeka na przystanku przy ul. Wawelskiej. Widoczne słupki przystankowe, z lewej - starego typu, z prawej - nowy, z podświetlanym szyldem. W tle siedziba Ministerstwa Gospodarki Terenowej i Ochrony Środowiska. Zdjęcie z 1974 roku, fot. Grażyna Rutowska / ze zbiorów NAC
Brak wiaty przystankowej na Trasie W-Z w styczniu 1990 roku, fot. Piotr Wójcik / Agencja Gazeta
Brak wiaty na przystanku autobusowym przy ul. Chełmskiej, 21 grudnia 1992 roku, fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Brak wiaty na przystanku autobusowym dla linii 402 na pl. Trzech Krzyży (widok od strony ul. Wiejskiej), fot. Grażyna Rutowska / ze zbiorów NAC
Tak się chronią pasażerowie czekający na autobus linii 157 podczas ulewy, brakuje wiaty przystankowej na ul. Smoczej (przy ul. Nowolipie), fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Zobaczcie, jak wiaty przystankowe w Warszawie zmieniały się od lat 60-tych aż do dziś. Kliknijcie w następny slajd.
Absolutny oldskul. Dziś już tego typu wiat nie zobaczycie w Warszawie. Dokładnie dwa lata temu zlikwidowano ostatnią taką w Warszawie. Stała na rogu ul. Przasnyskiej i Rydygiera na Żoliborzu. Musiała zniknąć, bo wokoło deweloperzy stawiają na terenach poprzemysłowych osiedla mieszkaniowe i po prostu stare wiaty nie pasowały do nowoczesnych apartamentowców.
Wiata przystankowa typu "Stolica" na rogu ul. Przasnyskiej i Rydygiera na Żoliborzu, 27 grudnia 1997 roku, fot. Marcin Dziubiński / ze zbiorów ZTM
Wiaty typu "Stolica" pojawiły się na początku lat 60-tych. Ich konstrukcja była prosta. Do stalowych rur przytwierdzono tafle zbrojonego szkła i ławeczki. Łatwo je było poznać po skrzydlatych, opadających do wewnątrz, daszkach zawierających trujący azbest. Po kilku latach porastał je mech, co pewnie z przymrużeniem oka można by potraktować jako namiastkę ekologicznego przystanku.
Wiata przystankowa typu "Stolica" przy ul. Jagiellońskiej na Żeraniu, usunięto ją w 2002 roku, zdjęcie zrobiono 25 stycznia 1998 roku, fot. Marcin Dziubiński / ze zbiorów ZTM
Podobno pasażerowie czekając pod taką wiatą na autobus lub tramwaj wydłubywali kit, którym uszczelniono szyby. Zadaszenia typu "Stolica" produkowano do 1974 roku.
Pojawiły się wraz z otwarciem Trasy Łazienkowskiej (stąd ich nazwa), czyli w 1974 roku. Najpierw stawiano je na przystankach wzdłuż tej arterii. Mieszkańcy byli zachwyceni nowoczesnością i elegancją nowych wiat. Były wykonane z aluminium, drewna i szkła.
Przystanek tramwajowy typu "Ł" w upalną niedzielę 9 czerwca 1996 roku w Al. Jerozolimskich, fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Doceniano je za to, że dobrze chronią przed deszczem i promieniami słońca. Dlatego bardzo szybko zaczęto je montować w całej Warszawie. Ostatnie tego typu wiaty stawiano jeszcze w latach 90-tych. Produkowano je w trzech odmianach, różniących się od siebie głębokością.
Zaraz po otwarciu Trasy "Ł" obok nowych wiat stanęły także żółte tablice (z wielką literą "A") z podświetlanym wieczorami rozkładem jazdy i numerami autobusów.
Podświetlona tablica przy przystanku na Trasie Łazienkowskiej w 1974 roku, fot. Grażyna Rutowska / ze zbiorów NAC
Dziś wiaty typu "Ł" przez niektórych uznawane są za kultowe. Doczekały się także profilu na Facebooku, gdzie internauci wrzucają ich zdjęcia - zarówno współczesne, jak i archiwalne.
Wielu uznawało je za najtrwalsze, choć często niszczyli je wandale:
Pomazany przystanek typu "Ł" w 2002 roku, fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta
Z kolei inni pasażerowie tak o przystanek dbali, że nawet położyli dywan, żeby było jak w domu:
Wykładzina dywanowa rozłożona na przystanku autobusowym Czarnieckiego przy ul. Krasińskiego na Żoliborzu, maj 2014 roku, fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
Czasami aż trudno uwierzyć, że 25-letnie przystanki stawiano jako "nowości". Tak było w 1999 roku na ul. Chełmskiej:
Na ul. Chełmskiej robotnicy stawiają wiatę przystankową, 3 lutego 1999 roku, fot. Maciej Zienkiewicz / Agencja Gazeta
I jeszcze zdjęcie sprzed wielu lat, gdy zimą naprawdę mocno sypało, a przystanek chronił przed śniegiem:
Przystanek autobusowy linii 106 i 406 przy ul. Królewskiej. Zdjęcie zrobiono w 1977 albo 1978 roku, fot. Grażyna Rutowska / ze zbiorów NAC
W zasadzie niewiele różnią się od tzw. eŁek. Pojawiły się w latach 90-tych - najpierw na Targówku, dlatego tak je potocznie nazywano. Potem kryli się pod nimi pasażerowie z innych dzielnic Warszawy.
Wiata typu "Targówek" przy wyjściu ze stacji metra Stokłosy na Ursynowie, fot. Google Street View
Wyróżniały się czerwonym kolorem, ale przez to łatwiej można było zauważyć rdzę. Niestety, wiaty te dość szybko korodowały. Uważni obserwatorzy zauważyli, że konstrukcja w razie wypadków składała się niczym domek z kart.
Złośliwie nazywano je solariami. W upalne dni szybko się nagrzewały, bo ich przezroczysty dach nie chronił przed słońcem. Gdy pojawiły się w 1991 roku, powiało Zachodem. Były kolorowe - ich obramowanie miało mocny, rzucający się w oczy, czerwony kolor.
Przepisy są po to, by je łamać... W tle wiaty Adpolu, fot. Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta
Miały też - dotąd niespotykany w stolicy - łukowo wygięty dach. To były też pierwsze wiaty w Warszawie, które częściowo służyły jako nośnik reklamowy. Wynikało to z umowy, jaką miasto podpisało z firmą Adpol (stąd potoczna nazwa tego typu wiat).
Wiata Adpolu przed Galerią Mokotów, fot. Wojciech Surdziel / Agencja Gazeta
W połowie lat 90-tych na 200-stu takich przystankach zainstalowano głośniki, z których pasażerowie czekający na autobus mogli słuchać Radia Zet. Pomysł na promocję rozgłośni jednak nie do końca się udał. Tak to wspomina założyciel i ówczesny szef Zetki: "Wiedzieliśmy, że awarie będą się zdarzać, bo taka jest natura techniki. Ale przy tak dużej liczbie punktów głośnikowych nie nadążaliśmy z usuwaniem usterek. Każdego dnia co dziesiąty przystanek wymagał interwencji technicznej. A to głośnik nie działał, a to dźwięk był zbyt cichy, a to coś trzeszczało. Najgorzej było, kiedy głośnik zaczął przeraźliwie buczeć. Wtedy ludzie musieli masowo uciekać spod wiaty przystankowej. Kompletna antyreklama!" ("Andrzej Woyciechowski: Moje Radio Zet" - Iwona Jurczenko-Topolska i Krzysztof Dubiński, Warszawa 2015, wyd. Muchomor).
O "grających" przystankach wspomniała też pod koniec 1994 roku Polska Kronika Filmowa:
To musiało być kompletne zaskoczenie dla pasażerów, którzy latem 2004 roku wysiadali na przystanku przy dawnych Domach Towarowych Centrum. Wychodząc z autobusu można było od razu rozsiąść się wygodnie w fotelu czy na sofie.
Przystanek autobusowy Adpolu przy ul. Marszałkowskiej, fot. Anna Bedyńska / Agencja Gazeta
Wiata na tydzień zamieniła się w przytulny pokoik ze stolikami, krzesełkami, szafkami z książkami i lampami. Pasażerowie mogli poczytać gazetę, a przy okazji wypełnić ankietę. Akcję "Urządzamy wygodniej nasze miasto" wymyśliła IKEA. Mieszkańców pytano m.in. o to, co zrobić, by Warszawa stała się bardziej przyjazna i funkcjonalna.
Przystanek autobusowy Adpolu przy ul. Marszałkowskiej, fot. Anna Bedyńska / Agencja Gazeta
Na przystankach Adpolu zimą testowano też nagrzewnice. Zainstalowano je na próbę na 10-ciu przystankach. Komu zrobiło się zimno, naciskał specjalny guzik pod wiatą, by zapalić - dającą ciepło - świetlówkę. Pomysł może i by się przyjął, ale to była jedynie akcja reklamująca jedną z firm dostarczającą energię elektryczną.
Piotr Wrzeszcz testuje grzejnik na przystanku przy ul. Waryńskiego, fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Wiaty Adpolu były też bardzo funkcjonalne. Służyły:
* jako miejsce, wokół którego można odpocząć po mocno zakrapianej imprezie
Zdjęcie z 6 lutego 1995 roku, fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
* jako miejsce, gdzie można rozładować energię
Zniszczony przez nieznanych sprawców przystanek przy Trasie Łazienkowskiej, fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
* jako miejsce, skąd lepiej i więcej widać
16 czerwca 2012 roku, "powiększona" strefa kibica w czasie EURO 2012, fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
* jako miejsce kontaktu z zielenią
Tak zielono wokół przystanku na pl. Bankowym zrobiło się w maju 2008 roku, fot. Jacek Łagowski / Agencja Gazeta
No to jeszcze czarno-białe zdjęcie sprzed lat:
Przystanek Adpolu w Al. Jerozolimskich (w tle Hotel Marriott) w marcu 1993 roku, fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Stanęły jesienią 2011 roku w dwóch miejscach na Trasie W-Z: nad stacją metra Ratusz-Arsenał i przy słynnych "miśkach" na Pradze. Miały być jeszcze pod pl. Zamkowym, ale nie zgodziła się na to stołeczna konserwator zabytków.
Kosmiczny przystanek tramwajowo-autobusowy w al. Solidarności - przy słynnych "miśkach", fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta
Szklane wiaty faktycznie wyglądają kosmicznie, ale tylko po zmroku, gdy są efektownie podświetlone. Kosmiczna była też ich cena. Za ustawienie czterech wiat (po dwie na każdym przystanku) zapłacono - bagatela - prawie 7,5 mln złotych.
Są najdłuższe w Warszawie - mają 48 metrów, więc może się pod nimi schronić przed deszczem i śniegiem faktycznie sporo osób.
Kosmiczny przystanek tramwajowo-autobusowy w al. Solidarności - przy słynnych "miśkach"Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
Montaż kosmicznych wiat zajął znacznie więcej czasu niż wcześniej zakładano. Zadaszenia były gotowe dopiero po dwóch miesiącach od rozpoczęcia prac.
Dzięki ledowemu oświetleniu wiaty są fotogeniczne. Zresztą sami oceńcie:
Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Zaczęto je stawiać pod koniec 2014 roku. I tak rozpoczęła się "przystankowa" rewolucja w Warszawie. Do końca tego roku w całym mieście stanie aż 1580 nowych, szklanych wiat.
Nowa wiata przystankowa przy Dworcu Centralnym, fot. materiały prasowe
Dziś widać je już w wielu dzielnicach. Zastępują stare (często nawet 40-letnie), zniszczone, skorodowane i pomazane zadaszenia. Montaż nowych wiat kosztuje aż 80 mln złotych, ale miasto nie dokłada do tego ani złotówki. Firma AMS, która je stawia, czerpie zyski z umieszczanych na przystankach reklam. Po dziewięciu latach wiaty przejmie miasto.
Zobacz, jak montuje się nową wiatę przystankową:
Wiaty z pewnością są estetyczne, choć wielu warszawiaków narzeka na ich niefunkcjonalność.
Wszystkie nowe wiaty są interaktywne. Czekając na autobus można wejść na stronę gateams.com i np. sprawdzić rozkład jazdy z tego przystanku albo zaplanować z niego podróż, na stronie dostępne są też informacje o aktualnych utrudnieniach w ruchu oraz można skorzystać z audiobooka lub e-booka. Niektóre wiaty są też wyposażone w Free WiFi, kody QR oraz technologię NFC.
Są trzy rodzaje nowych, szklanych wiat:
* konkursowe
Nowa wiata przystankowa w centrum - przy Cepelii, fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Są zaokrąglone. Poznacie je po czerwonej lamówce. Stanęły w najbardziej reprezentacyjnych i ważnych komunikacyjnie lokalizacjach - w centrum, na Pradze-Południe, bliskiej Woli, Ochocie i Mokotowie. Ich projekt miasto wyłoniło wiele lat temu w konkursie, który wygrało Towarzystwo Projektowe. Pasażerom się nie spodobały. Narzekali, że nie chronią przed wiatrem i deszczem. Urzędnicy wyjaśniali, że stanęły tam, gdzie nie trzeba długo czekać na autobus. Po zmroku wiata jest wewnątrz oświetlona.
* konserwatorskie
Nowa wiata przystankowa w Al. Ujazdowskich, fot. Alina Gajdamowicz / Agencja Gazeta
Ich projekt uzgadniano z konserwatorem zabytków. Zobaczycie je w najbardziej reprezentacyjnych rejonach m.in. na Krakowskim Przedmieściu i w Al. Ujazdowskich. Na drewnianej ławce może usiąść kilka osób. Są też płytkie, bo nie mogą zabierać zbyt dużo miejsca na wąskich chodnikach.
* seryjne
Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz podczas uroczystego otwarcia nowej wiaty przystankowej przy ul. Budowlanej na Targówku, fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Będzie ich najwięcej, bo 955 spośród 1580. Są różnej długości (od 2,8 do 5,6 metra). Na pasku przecinającym w połowie szyby znajduje się herb miasta z syrenką. Wiaty seryjne są najbardziej praktyczne. Mają proste kształty, są głębokie, można się pod nimi skryć przed wiatrem i deszczem, a dzięki "mlecznemu" daszkowi - także przed słońcem. Takie wiaty znajdą się w mniej eksponowanych miejscach, głównie w dzielnicach peryferyjnych.