Stanisław Witkacy brał eukodal, eter, heminę i haszysz. A jak wyglądało życie tych, którzy nie byli sławni ani na tyle zamożni, żeby było ich stać na drogie nielegalne substancje? Ile przed wojną kosztowały używki? Historie pochodzą z bloga pisarza Jacka Dehnela, kolekcjonera przedwojennych numerów 'Tajnego Detektywa', pierwszego polskiego kryminalnego tygodnika.
Na tropie handlarzy
Jak ustalono, do Polski narkotyki (oczywiście nielegalnie) docierały z Niemiec przez Gdańsk. W stolicy używki sprzedawano głównie w... cukierniach. Za najpospolitsze (jak na tamte czasy) rodzaje narkotyków handlarze pobierali takie kwoty: za gram kokainy - 18 zł, morfiny - 20 zł, a za gram heroiny - 30 zł.
Narkotyk z ciastka
O bardzo ciekawej historii donosił tygodnik 'Tajny Detektyw' w 1934 roku: Przed kilku miesiącami wywarło w Warszawie ogromne wrażenie wstrząsające samobójstwo żony jednego ze znanych adwokatów przy ul. Senatorskiej. Nieszczęsna kobieta wpadła w zgubny nałóg trucizny i doszła wkrótce do takiego stanu wyczerpania nerwowego, że pewnego dnia wyskoczyła z okna na bruk ulicy, ponosząc śmierć na miejscu. Ustalono, że nieszczęsna nabywała kokainę w cukierni Wiśniewskiego przy ul. Marszałkowskiej, a w następstwie poddano cukiernię ścisłej obserwacji - czytali zdumieni warszawiacy.
W ten sposób wyszły na jaw szczegóły sprzedawania narkotyków. Narkomani znali przesiadujących w cukierni sprzedawców. 'Gdy chodziło o drobne transakcje, zwracali się do nich, wpłacając z góry pieniądze. Dopiero po schowaniu pieniędzy sprzedawcy oznajmili im, gdzie znajdą kupioną dawkę trucizny. A więc: w mundsztuku papierosa, leżącego w popielniczce oznaczonego stolika, w pudełku zapałek u sprzedawcy papierosów lub w zgołu - ciastka, leżącego na talerzu przed elegancką damą z sąsiedniego stolika. Sam sprzedawca nigdy nie miał przy sobie kompromitującego dowodu winy, to też aresztowanie go w takich warunkach byłoby zupełnie bezcelowe. Kiedy chodziło o większą transakcję, umawiano się na ulicy i wsiadano do taksówki' - informowali dziennikarze.
Handel aptekarzy
Do grona klientów dilerów narkotyków należeli m.in. znani arystokraci, przemysłowcy, wyżsi urzędnicy i panie z towarzystwa. Specjalną obserwacją policja otoczyła Piotra Olechowskiego i Leona Habera. - Zbrodniarze ci wciągnęli wiele ofiar, nawet pośród młodzieży, częstując z początku darmo, lub w cenie groszowej trucizną, aż nieszczęśni wpadli w nałóg - donosił 'Tajny Detektyw'. 'Kilku wywiadowców, udając ofiary nałogu, dostało się do grona narkomanów i sprzedawców. - Stopniowo zyskali sobie zaufanie zbrodniczych handlarzy. Po kilkumiesięcznej pracy śledczej, udało się obu wymienionych handlarzy zatrzymać wraz z dowodem winy, w postaci kilkudziesięciu gramów trucizny. Obu osadzono w areszcie'.
Po aresztowaniu Habera i Olechowskiego, dalsze śledztwo potoczyło się w szybkim tempie. Ustalono, że Olechowski pozostawał w bliskich stosunkach z właścicielem apteki przy ul. Mokotowskiej 43, Stefanem Michelisem, nad którym niezwłocznie roztoczono dyskretną, ale szczegółową obserwację. Zwrócono uwagę na to, że jego apteka ma niebywałe wprost zapotrzebowanie na morfinę, kokainę i heroinę, które pobiera w wielkiej ilości ze składnicy aptekarskiej za receptami lekarskimi.
Zgoła sensacyjne wyniki dała rewizja, przeprowadzona w mieszkaniu Michelisa przy ul. Polnej 62. Ujawniono sfałszowane recepty lekarskie, za któremi Michelis ukrywał nielegalną sprzedaż narkotyków. Michelisa aresztowano, w areszcie znalazła się też kasjerka zamieszana w aferę.
Za gram kokainy aptekarz płacił w składnicy 1, 20 gr, a od handlarzy pobierał 12 zł za gram. Ci zaś dalej sprzedawali gram po 20 zł.
Dilerska szajka Ludwika Brajkopfa
Handlem narkotykami trudnili się nie tylko aptekarze, ale i wyspecjalizowane szajki. Policjanci natrafili m.in. na mieszkanie właściciela drogerii i domu przy ul. Radzymińskiej 24, Ludwika Brajkopfa.
Dostarczał on handlarzom opium, którego znaczną ilość wykryła rewizja w specjalnej skrytce za tapetą jego mieszkania. Szajka na swoich usługach miała również pracownicę wielkiej firmy przetworów chemicznych i aptekarskich 'Ludwik Spiess i Syn' - Marję Orłowską, która przy pomocy sfałszowanych faktur, otrzymała znaczne ilości heroiny.
Ustalono, że spośród klientów szajki 20 osób trafiło do zakładu dla obłąkanych w Tworkach, a cztery ofiary zakończyły życie samobójstwem.
Kokaina na loterii
Ze względu na rozpowszechnianie narkotyków aresztowano też małżonków Józefa i Annę Milczków. Wszczęto przeciwko nim śledztwo wskutek doniesienia, złożonego przez ich sublokatorkę. Obserwacje ustaliły, że w mieszkaniu aresztowanych przy ul. Ogrodowej odbywają się jakieś zagadkowe zebrania. Policja dokonała w mieszkaniu niespodzianej rewizji i znalazła większy zapas morfiny. Dochodzenie uchyliło rąbku tajemnicy mrocznego świata nałogowców.
'Aresztowani małżonkowie podali, że niezamożni morfiniści tworzą solidarna organizację, do czego są zmuszeni dla przeciwstawienia się dostawcom narkotyków, którzy prowadząc niebezpieczną kontrabandę, każą sobie płacić bajońskie sumy. Dostawcy również zorganizowani, ustanawiają dowolne ceny na nielegalnej giełdzie morfiny i kokainy. Ponieważ nie każdego stać codziennie na olbrzymi wydatek, zrzeszenia morfinistów nędzarzy prowadzą loterje na narkotyki. Odbywa się to w ten sposób, że kilka lub kilkanaście osób urządza składkę i zakupuje codziennie porcję morfiny na jedną osobę. Następuje ciągnięcie losów. Jakiś szczęśliwiec wygrywa i rzuca się drżącemi rękoma na truciznę, a reszta tylko z zazdrością spodełba patrzy na niego'.
W mieszkaniu Józefa Milczka odbywały się takie właśnie losowania. Również przy ul. Nowy Świat 23/25 wykryto specjalny klub narkomanów w domu schadzek Ludomiry Włodarczykowej.
Morfina ważniejsza niż życie męża
Przy ul. Leczno 142, mieszkanie 4-pokojowe na 3-ciem piętrze zajmował główny buchalter firmy przetworów chemicznych 'Motor', Stanisław Słabowicz. Był to człowiek młody, zrównoważony i nieźle zarabiający. Życie Słabowicza ułożyłoby się zapewne gładko, gdyby nie straszny nałóg żony jego - Henryki, która była morfinistką. W nałóg ten wpadła jeszcze w latach wojennych, kiedy była siostrą miłosierdzia w ambulansie wojskowym.
Idąc do ślubu była czysta, natomiast z biegiem lat wola kobiety słabła. - 'Stopniowo wpadła w zgubny nałóg, wydając ostatnie grosze na morfinę. Przesycony nią organizm wymagał coraz większych dawek. Słabowiczowa, wydając ogromne sumy na morfinę, rujnowała męża, grzeznącego coraz bardziej w długi. Nieszczęsny próbował wszelkimi sposobami wyrwać żonę z nałogu, a gdy wszelkie nalegania i zaklinania nie odniosły skutku, chwycił się ostatecznego sposobu: przestał żonie dawać pieniądze i groził zerwaniem...
http://tajnydetektyw.blogspot.com/
'Od tej chwili pożycie małżonków stało się udręką nie do zniesienia, aż wreszcie znalazło swój tragiczny finał. Było to w piątek, 16-go b.m. Słabowicz tego dnia nie poszedł do pracy. Odesłał do biura klucze, a sam pozostał w domu. Około godziny 10-tej rano Słabowiczowa posłała służącą po jakieś zakupy. Kiedy służąca powróciła, zastała drzwi zamknięte, a w chwili, gdy nacisnęła dzwonek, w mieszkaniu rozległy się cztery wystrzały. Gdy na jej alarm przybyła policja - wyłamała drzwi, ujrzano w pokoju leżącego na tapczanie trupa Słabowicza, obok zaś, na podłodze siedziała Słabowiczowa i całowała martwe ręce męża, którego przed chwilą zastrzeliła...'
Kobieta przyznała do zbrodni pchnął ją nałóg. - 'Nie mogłam żyć bez morfin, a on chciał mi ją odebrać' - czytano w tygodniku.
Stanisław Witkacy brał eukodal, eter, heminę i haszysz. A jak wyglądało życie tych, którzy nie byli sławni ani na tyle zamożni, żeby było ich stać na drogie nielegalne substancje? Ile przed wojną kosztowały używki? Historie pochodzą z bloga pisarza Jacka Dehnela, kolekcjonera przedwojennych numerów 'Tajnego Detektywa', pierwszego polskiego kryminalnego tygodnika.