W Warszawie jest za mało toalet publicznych? "Nieskrapianie ścian to kwestia czegoś więcej niż tylko kultury osobistej"

- W kwestii miejskich toalet w ostatnich latach zmieniło się w stolicy co nieco na lepsze. Na Dworcu Centralnym już nie strach zostać przypilonym nagłą potrzebą, nie trzeba mieć nawet przy sobie drobnych, zapłacimy w porę kartą - mówi dr Włodzimierz Pessel. W rozmowie z Metrowarszawa.pl próbuje odpowiedzieć na pytanie, jak rozwiązać problem oddających mocz w miejscach publicznych w Warszawie.

Dostęp do publicznych toalet jest niewystarczający

Jacek Stawiany, Metrowarszawa.pl: Czy Warszawie potrzebne są miejskie szalety? Czy istniejąca infrastruktura jest wystarczająca, biorąc pod uwagę potrzeby sporego miasta?

- Już stawianie takiego pytania ujawnia przedsądy zainteresowanych problemem: raczej żywią poczucie, że dostęp do publicznych ubikacji nie jest w Warszawie wystarczający.

Gdyby kryterium dostępności wszystkich wielkomiejskich funkcjonalności "10 minut piechotą", znane z teorii urbanistyki i krytyki architektury, zastosować wobec stołecznej infrastruktury sanitarnej, można by dość łatwo wykazać, że sprawdza się ono nie dla wszystkich dowolnych punktów w przestrzeni.

12.07.2011 WARSZAWA , NOWO OTWARTE TOALETY NA DWORCU CENTALNYM . 
FOT. BARTOSZ BOBKOWSKI / AGENCJA GAZETA
SLOWA KLUCZOWE:
DWORZEC CENTRALNY TOALETA UBIKACJA
BARTOSZ BOBKOWSKI

Trzeba jednak jednocześnie oddać sprawiedliwość administratorom i włodarzom miasta, w ostatnich latach zmieniło się co nieco na lepsze. Na Dworcu Centralnym już nie strach zostać przypilonym nagłą potrzebą, nie trzeba mieć nawet przy sobie drobnych, zapłacimy w porę kartą.

08.04.2017 Warszawa . Automatyczna toaleta przy Agrykoli . Wnetrze .
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Rozpoczął się proces ustawiania toalet zaprojektowanych przez Aleksandrę Wasilkowską: owalnych pawiloników, pokrytych kaflami w glazurze, w pełni zautomatyzowanych. Jeden z nowych przybytków stanął przed górną stacją Warszawa-Powiśle - to jedna z lokalizacji dotąd "10 minut plus".

Dawny szalet u zbiegu ul. Rozbrat i Książęcej. Dziś jest tam lecznica dla zwierząt Dawny szalet u zbiegu ul. Rozbrat i Książęcej. Dziś jest tam lecznica dla zwierząt Fot. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Ubikacje zostały zepchnięte w strefę cienia

Czy decyzja o zamknięciu miejskich szaletów (teraz są w nich m.in. wietnamskie bary) była uzasadniona?

- Była to decyzja uzasadniona, ale duchem epoki, uboczny skutek transformacji i szaleństwa kapitalizmu bez kapitału. O ile mi wiadomo, za podupadające "oczka" (podziemne ubikacje warszawskie) odpowiadało u schyłku Polski Ludowej MPO (Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania, przyp. red.). W gorączkowej fazie polskich przemian zastosowano jakiś fortel prawno-urzędniczy, który pozwolił uniknąć "nadkosztu" remontu zdezelowanych wucetów i przemianować je na lokale użytkowe pod wynajem.

Bar wietnamski w dawnym szalecie
Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

Autorka projektu toalet dla Warszawy, Aleksandra Wasilkowska, jest też autorką pojęcia "architektura cienia". Ubikacje niewątpliwie zostały zepchnięte w strefę cienia. W pewnym sensie wytworzyło się ciekawe warszawskie zjawisko, pomysłowi architekci i kulturoznawcy mają się więc czym zajmować. Bohaterowie jednego z opowiadań Marka Nowakowskiego przesiadywali w takim exszalecie przy tanim piwie.

Bar Okrąglak, dawny szalet
fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

Na zdjęciach: lecznica dla zwierząt w dawnym szalecie miejskim, niżej: bar wietnamski w dawnym szalecie przy pl. Trzech Krzyży i bar w parku Świętokrzyskim w dawnym szalecie.

Sokrates Starynkiewicz Sokrates Starynkiewicz Mat. Urząd m. st. Warszawy

Warszawa miała ogółem 15 szaletów publicznych

Jak było kiedyś? 

- Sokrates Starynkiewicz (generał rosyjski, pełniący obowiązki prezydenta Warszawy w latach 1875-1892, przyp. red.) o, jak to w tamtej epoce nazywano, uzdrowotnieniu miasta myślał całościowo: zainicjował wyposażenie Warszawy w system wodociągowo-kanalizacyjny i zaprosił nad Wisłę znakomitych inżynierów z rodu Lindleyów.

Myślał także o publicznych water-klozetach (czystych, spłukiwanych toaletach) prowadzonych przez zagranicznych (!) koncesjonerów (osoba mająca zezwolenie na prowadzenie działalności handlowej, przyp. red.), które można by podłączyć do powstającej podziemnej sieci kanałów.

Jak wyliczał Stefan Starzyński, sanacyjny kontynuator warszawskiej sanityzacji, na początku 1934 roku Warszawa miała ogółem 15 szaletów publicznych, z czego 12 nadziemnych zbudowano jeszcze przed I wojną światową.

Dobro higieny a interes ekonomiczny

Według varsavianisty i dziejopisa inżynierii miejskiej Mariana Gajewskiego pierwszym "oczkiem" podziemnym, otwartym w 1930 roku, miał być szalet przy Krakowskim Przedmieściu, na Skwerze Hoovera (u wylotu ulicy Bednarskiej) - gdy go około dekady temu otwierano po remoncie, Dariusz Bartoszewicz przypisywał mu na łamach "Stołecznej" bliskość ideałom.

Starzyński w ciągu czterech lat wzniósł 9 szaletów podziemnych, 3 nadziemne i 11 pisuarów publicznych. Podjął także kroki zmierzające do przejęcia toalet przez zarząd miejski z rąk Francuskiego Towarzystwa Szaletów Publicznych (za odszkodowaniami). Obniżył opłatę za wstęp o połowę.

Historia zatem uczy, że sprawa "oczek" rozgrywa się między dwoma biegunami: dobrem higieny i interesem ekonomicznym.

Sławojka Sławojka Wikimedia Commons

Sławojki

Czy w stolicy były sławojki, czyli tzw. wychodki?

- Sławojek, przynajmniej sławojek sensu stricto, w Warszawie nie było. Pomysł ministra Sławoja Składkowskiego (co istotne, z wykształcenia lekarza) był bowiem przewidziany dla Polski wiejskiej i prowincjonalnej. Miał być realizowany tam, gdzie nie należało spodziewać się rychłego skanalizowania ani nawet instalowania szamba.

Inną sprawą jest zaś upatrywanie w "toi-toikach" czegoś w rodzaju namiastki "sławojki", toalety na skalę naszych tymczasowych możliwości. Tyle że minister ordynował ubikacje z drewna (gdy chłopu "desków było szkoda"), "toi-toiki" są zaś plastikowe.

Toi toie przy stacji Orlen
JS

Okazjonalne "skrzyknięcie"

Jak jest w innych miastach, w Polsce czy na świecie? W Łodzi np. urząd miasta oferuje lokalom gastronomicznym upusty w czynszu, jeżeli te udostępnią swoje toalety przechodniom (i poinformują o tym w witrynie). Czy w Warszawie takie rozwiązanie sprawdziłoby się?

- Miasto, w którym istnieje duża podaż publicznych toalet, należy do kręgu urbanistycznych utopii. Miarą tego jest projekt eksperymentalnych aplikacji. Nawet z perspektywy amerykańskiej metropolii dostępnych toalet nigdy dosyć.

CLOO' from Hillary Young on Vimeo.

Projekt tworzenia alternatywnej sieci sanitarnej poprzez oznaczanie restauratorów przyjaznych dla przyciśniętych potrzebą fizjologiczną rozpatrywałbym w podobnych kategoriach eksperymentu społecznego.

W kulturze polskiej najlepiej sprawdza się okazjonalne "skrzyknięcie": toaleta dla kibica (EURO 2012), wc dla pielgrzyma (wizyty papieskie).

Ratusz musiałby zdefiniować szarą codzienność jako wielką okazję, by liczyć na powodzenie tej koncepcji. W Łodzi, owszem, pomysł wypalił (bodaj ponad 20 lokali na Piotrkowskiej udostępnia swoje toalety "bez konsumpcji"), ale w gruncie rzeczy miasto za wyrozumiałość restauratorom zapłaciło, tylko nazywając te środki ulgami.

W Olsztynie za to otwarcie sformułowano myśl o płaceniu chętnym restauratorom, by pozwalali bezpłatnie korzystać z toalet w ich lokalach.

Plażowa Plażowa DAWID ZUCHOWICZ

Coś więcej niż tylko kultura osobista

W ostatnich dniach głośno się zrobiło o ludziach sikających pod blokami na Powiślu (blisko bulwarów, gdzie można legalnie spożywać alkohol). Czy da się jakoś temu przeciwdziałać? Czy stawianie wszędzie toi-toiów jest rozwiązaniem? Czy Polacy (generalizując) nie są nauczeni "kulturalnego" oddawania moczu?

- Mocz jest naturalny, tak jak katar, a nierzucanie smarków wprost na ziemię i nieskrapianie ścian - to kwestia kultury. Kwestia nawyku i świadomości, czegoś więcej niż tylko kultury osobistej. Bo natura nie potrzebuje szczególnej oprawy dla opróżnienia pęcherza. Wydaje się, że coś tkwi w kulturze polskiej, co może obniżać standardy kultury osobistej.

Brudne Powiśle
Tomasz Golonko

Praktyki pokątnej defekacji i zjawisko "obszczymurka" wydają się mieć coś wspólnego z niedojrzałością kultury miejskiej, tej w głowach mieszkańców. Nie ma takiego sezonu, w którym jakieś charakterystyczne miejsce w Warszawie nie byłoby kojarzone z tabloidalnym widoczkiem ludzi sikających na publicznym widoku: a to arkady na placu Bankowym, a to Mazowiecka, a to zaułki Starego Miasta. Na bulwarach można by przede wszystkim rozważać zastosowanie koncepcji analogicznej do WC w pawilonie plażowym po przeciwnej stronie Wisły.

Co sądzisz na ten temat? Napisz do nas: listy_do_metrowarszawa@agora.pl

***

Dr Włodzimierz Karol Pessel (1979) - adiunkt w Zakładzie Kultury Współczesnej, współzałożyciel i kierownik Pracowni Studiów Miejskich (od 2012 roku), opiekun specjalizacji "Kultura miejska". Ukończył kulturoznawstwo w IKP UW (2003 - I rocznik absolwentów), doktor kulturoznawstwa (2008, rozprawa pod kierunkiem prof. Rocha Sulimy). Specjalności: socjologia kulturowa, skandynawistyka, historia kultury sanitarnej, studia miejskie i warszawskie. Autor m.in. monografii Antropologia nieczystości. Studia z historii kultury sanitarnej Warszawy (2010).

Więcej o: