Adam Stawicki, rzecznik MZA: Notorycznie stoją w drzwiach, utrudniając innym wchodzenie i wychodzenie. Przykład: kobieta z dzieckiem w wózku, ludzie wchodzą pierwsi, nie wpuszczają jej, a ona przecież nie zostanie przy drzwiach, musi dostać się do swojego miejsca. Zanim pasażerowie jej ustąpią - to trwa! Ten autobus nie odjedzie po minucie, tylko po trzech czy pięciu, i od razu łapie opóźnienie. A wystarczy trochę empatii i myślenia o innych. Wtedy wszyscy byliby zadowoleni.
Cezary, kierowca autobusu od 27 lat, prowadzi szkolenia dla innych pracowników: Nie jestem w stanie tego zrozumieć - dojeżdżam do przystanku, widzę, że niepełnosprawny będzie wsiadał do pojazdu. W momencie, gdy wychodzę, te 30 osób, które również chciały jechać - wszyscy są w środku. Minęli wózek i matkę z dzieckiem, bo to jest sprawa kierowcy, ich to nie dotyczy. A dla niepełnosprawnego czy matki z dziećmi zabrakło już miejsca.
Cezary: Jako kierujący mam prawo wydawać polecenia pasażerom i muszę w kulturalny sposób wyprosić te 30 osób. Kto z państwa wsiadł na tym przystanku? Proszę o opuszczenie pojazdu. Najpierw wejdzie niepełnosprawny, później matka z wózkiem, jeśli państwo się nie zmieszczą, będą czekać na następny autobus. "A dlaczego? Ja mam prawa, mnie się spieszy" - słyszę. Staram się tłumaczyć, że niepełnosprawny ma obliczony czas podróży, plan korzystania z toalet, limit swojej sprawności fizycznej - na ile da sobie radę, na wszystko bierze zapas czasowy. Należy uczulać ludzi na empatię w stosunku do osób, które mają gorzej, są słabsze, którym trzeba pomóc.
Cezary: Tu sytuacja zawsze jest delikatna. Tak samo ciężko jest wyprosić rowerzystę, kiedy wchodzi matka z dzieckiem. Decyzja kierowcy autobusu jest podyktowana bezpieczeństwem i komfortem wszystkich.
Tymczasem kierowca nie ma prawa wyprowadzić nikogo z autobusu. Może tylko prosić o opuszczenie pojazdu bądź poinformować nadzór ruchu i czekać na przybycie służb mundurowych. Wiadomo, że zatrzymanie autobusu na kilkanaście minut czy nawet dłużej nie spodoba się pasażerom.
Marta, prowadzi autobusy od trzech lat: Autobus przegubowy ma cztery pary drzwi. Można korzystać z każdych, a niemal zawsze ustawia się kolejka do drugich drzwi - najbardziej ulubionych. I czekamy. A pierwsze, trzecie i czwarte są zamknięte.
Adam: To samo się dzieje, kiedy drzwi się otwierają - czekające na przystanku osoby stoją na wprost nich i blokują przejście. Wiadomo, że osoby ze środka muszą najpierw wyjść, ale jak mają to zrobić? W Paryżu byłem zdziwiony, kiedy na peronie metra zobaczyłem wymalowane linie z informacjami, którędy trzeba wychodzić z, a którędy wchodzić do pociągu. Takie instrukcje są jednak potrzebne. Inna sprawa to chociażby głośne słuchanie muzyki czy rozmowa telefoniczna na cały autobus.
Marta: Czy koniecznie trzeba napisać sms-a przed wejściem do pojazdu - nie wiadomo, czy pasażer będzie w końcu wchodził czy nie. Albo kwestia żółtych linii na przystankach. One są po to, by pasażerowie trzymali bezpieczną odległość od autobusu, gdy my wjeżdżamy w zatokę przystankową. Sporo osób ma powyżej metra siedemdziesięciu, metra siedemdziesięciu pięciu - niestety mogą one zostać "zgarnięte" przez lusterko, jeśli stoją za linią.
Adam: Tutaj apel: pamiętajmy, aby stać pół metra od krawężnika, kiedy wjeżdża autobus.
Aleksander, kierowca autobusu od trzech lat: W nocy słabo widać i pomachanie w ostatniej chwili na przystanku na żądanie może spowodować utrudnienie. Dlatego każdemu polecam użycie do tego celu telefonu komórkowego lub zwykłego odblasku.
Marta: Nawiązując do telefonów komórkowych. Pasażerowie często są wpatrzeni w ekran smartfona i nie dostrzegają nadjeżdżającego autobusu. Jeżeli jest to przystanek na żądanie, to może przegapić pojazd albo zorientuje się w ostatniej chwili, kiedy nie można się już bezpiecznie zatrzymać. I pojawia się żal do kierowcy, że nie zatrzymał.
Cezary: Przystanek na żądanie jest dla nas bardzo ważny. Czy my zawczasu dostrzeżemy to wszystko, co musimy? Czy jest tam osoba niepełnosprawna, która nie może machnąć albo niedowidząca, która w ogóle nie zauważy autobusu? Analiza wszystkich czynników musi odbyć się w bardzo krótkim czasie. Pasażer powinien być świadomy, że kierowca wykonuje ogromną liczbę czynności poza tym, że zbliża się do przystanku.
Cezary: Prowadzenie autobusu jest trudniejsze niż pilotowanie samolotu. Autobus ze 150 osobami jest prowadzony przez jednego kierowcę, który musi zapewnić to wszystko, co w samolocie cała załoga - kapitan, drugi pilot, nawigator i stewardessy. Samolot ma też autopilota, który pozwala się oderwać od wykonywanych zadań choć na chwilę. A my jesteśmy ciągle na najwyższych obrotach.
Cezary: Pasażer ma swoją wizję tego, jak powinien zachowywać się kierowca autobusu i często przelewa ją na papier w formie skargi. Uważa, że wszystko mu się należy, wszystko w autobusie może, a kierowca to ten, który ma tylko prowadzić.
Adam: Bardzo często zachowanie kierowcy jest odbierane jako złośliwość. "On mnie ochlapał, on mnie przyciął". Często są skargi: "biegłem do autobusu, a kierowca mi nie otworzył, a na pewno mnie widział". My zawsze tłumaczymy: kierowca zamyka drzwi, kończy obsługę przystanku i patrzy w drugie lusterko, by bezpiecznie wyjechać z zatoki. Nie ma szans, żeby zobaczyć dobiegającą osobę. Pamiętajmy o tym i starajmy się powstrzymać się od jednoznacznych ocen.
Adam: Kiedyś było regułą, że kiedy prowadzący zaczekał na dobiegającą osobę, ta szła do kabiny kierowcy czy nawet z daleka dziękowała. Teraz czegoś takiego już nie ma. To smutne, że ludzie nie doceniają ciepłego gestu drugiego człowieka, tylko traktują go jak rzecz, która mu się należy.
Marta: Kierowca ewidentnie czeka na pasażera i na 100 proc. ten wie, że na niego czeka. Siadają gdzieś z tyłu, nie podniosą ręki czy nie kiwną głową w podziękowaniu. To jest takie przykre. Szczególnie, że to ukłon w stronę pasażera z naszej strony. Chcemy dla pasażerów jak najlepiej, ale byłoby przyjemnie, gdyby częściej nas wsparli jakimś miłym słowem...
Cezary: Wiele lat temu, jak prowadziłem autobus w Wigilię, Boże Narodzenie czy sylwestra do późnych godzin nocnych, nie było pasażera, który nie podszedłby do kabiny i nie powiedział "panie kierowco, szczęśliwego Nowego Roku, wszystkiego najlepszego z okazji świąt, długo pan będzie jeździł? Zdąży pan poświętować w gronie rodzinnym?". Zacząłem liczyć: dzisiaj życzenia złożyło mi 15 osób, minął rok, dwa, trzy - siedem osób. Teraz w sylwestra jeździłem do 23.48, czyli rozwiozłem prawie wszystkich świętujących i nikt nie odezwał się ciepłym słowem. Poczułem się jak śrubka, jak mechaniczna część autobusu. A kierowca to żywy człowiek z emocjami, któremu też należy się szacunek i życzliwe podejście. Uczmy się takich zachowań nawzajem, wtedy będzie nam się łatwiej żyło.
Cezary: Pasażer, decydując się na rozmowę z kierowcą, z góry zakłada, że może zostać potraktowany w sposób agresywny, obelżywy, nieuprzejmy i nieelegancki. Dochodzi do szyby nastroszony emocjami jak zawodnik na ringu. Krąży opinia o kierowcach, jakie to są mutanty, neandertalczyki, które kipią agresją, nienawidzą wręcz pasażera. Słowa "pan kierowca" już nie istnieją. Teraz jest to "kerowca" - synonim czegoś obrzydliwego.
Marta: Bardzo rzadko zdarzają się miłe akcenty, pochwały. Zwykle to osoby starsze, które potrafią rozpoznać kierowcę - "jedzie nasz". Potrafią życzyć miłego dnia czy podziękować za bezpieczną jazdę. Położyć jabłuszko czy pomarańczkę, cukierkiem poczęstować.
Cezary: Ja zawsze osobie, która przychodzi do mnie z pretensjami, mówię tak: proszę pana, czy pan ma w ogóle pojęcie o mojej pracy? Pan jechał 15 minut tym autobusem, widzi pan urywek. Zapraszam jutro, wziąć termosik, kanapki, umawiamy się o 14:30 na pętli na Chomiczówce. Nie każę panu prowadzić, siądzie pan sobie z przodu, przejeździ ze mną całą zmianę, 9-10 godzin, będzie pan chodził siusiu tyle razy, ile ja, jadł kiedy ja, pił kiedy ja, resztę czasu spędzi pan w pozycji operatora koparki. O godzinie 23:48 zjedziemy do zajezdni, jeszcze trzeba autobus zatankować, przejechać przez myjnię, odprowadzić w tzw. grzędę. Całość zajmuje czasem do 10 godzin z życia. Ja jutro o 14:30 będę na Chomiczówce, a pan będzie? Będę pojutrze, za tydzień, za miesiąc. A pan będzie?
Cezary: Co ludzie zostawiają! Z reguły butelkę czy puszkę po piwie, która została wniesiona, ale nigdy nie jest wyniesiona. Zaczyna się turlać w czasie jazdy, tworzy zagrożenie dla innych pasażerów - ktoś może na niej stanąć, poślizgnąć się, butelka może pęknąć, będzie szkło, może zablokować mechanizm drzwi. Jak się zachowują pasażerowie? Nie zauważają butelki, powstaje syndrom niewidomych. Albo starają się ją nogą blokować, odbijają ją, piłkarzyki! A wystarczy wstać, złapać za szyjkę przez rękawiczkę, papier, chusteczkę i na każdym przystanku jest kubeł. A pasażerowie? "Ale to nie moje, ale...".
Cezary: Komunikacja miejska bez pasażera nie jest komunikacją. On jest najcenniejszy. Żeby wszystko scalić, musi być symbioza, wzajemne zrozumienie i poszanowanie. Dopóki istnieje szansa rozmowy, zawsze jest szansa na porozumienie i na dobrą komunikację. A o tym decyduje właściwy przekaz informacji.
***
Co myślicie o warszawskich kierowcach autobusów? Piszcie na metrowarszawa@agora.pl.
Ładuję syna do wózka, do którego mocuję kamerę i ruszam w miasto sprawdzić, jak to jest z tymi "obniżającymi się" autobusami