Na początku stycznia mieszkańcy m.in. ulicy Mińskiej na Pradze-Południe zorganizowali protest w sprawie braku ogrzewania miejskiego w budynkach oraz przeciw wysokim kosztom ogrzewania elektrycznego. "Dość zamarzania, żądamy centralnego ogrzewania", ,"Dość wyzysku energetycznego'", ,"Najbiedniejsi płacą najwięcej - dość!" to hasła, które umieścili na transparentach. Ale problem nie dotyczy wyłącznie tej dzielnicy Warszawy.
Jak informuje Antoni Wiesztort z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, które od listopada prowadzi kampanię przeciwko drastycznym kosztom ogrzewania w warszawskich lokalach komunalnych i socjalnych, aż 50 tys. osób w lokalach gminy musi ogrzewać się prądem lub gazem. I wymienia: We Włochach 70 proc. lokatorów nie posiada centralnego ogrzewania, na Targówku i Pradze-Południe - jedna trzecia (połowa pozbawiona jest ciepłej wody).
I, jak podkreśla, ich rachunki za prąd lub gaz to nierzadko wielokrotność czynszu.
Tłumaczy, że są to kwoty szacunkowe, bo większość lokatorów na ogrzewaniu oszczędza. - I żyją w mieszkaniach, w których jest 10-14 stopni Celsjusza - mówi. - Jest to zrozumiałe, bo nie stać ich na opłacenie rachunków. Władze muszą to wiedzieć, bowiem przydzielają mieszkania ze względu na bardzo wyśrubowane kryterium dochodowe, czyli tym najniżej płatnym pracownikom czy ubogim emerytom. Paradoks polega na tym, że aby otrzymać mieszkanie, trzeba być biednym, ale żeby je utrzymać, trzeba być bogatym - dodaje działacz WSL.
Dlaczego miasto zwleka z podłączaniem budynków do sieci cieplnej? Powodów, zdaniem aktywisty, jest kilka. - Jako jeden z argumentów Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami podaje zadłużenie mieszkańców w gminie - mówi Wiesztort. Co, jak dodaje, jest argumentem skandalicznym.
Przekonuje, że wiele osób zaciąga pożyczki w bankach czy bierze chwilówki na okres zimowy, żeby być w stanie grzać w mieszkaniu przez tych kilka miesięcy.
Jego zdaniem jedyne rozwiązanie to takie, żeby do czasu podłączenia budynków do CO, miasto zwolniło lokatorów komunalnych od opłat czynszu w okresie zimowym. A w przypadku mieszkań socjalnych władze powinny uruchomić dopłaty wyrównawcze.
Jak mówi Wieszort, częstszym problemem niż zadłużenie lokatorów, są jednak choroby wynikające z niedogrzania czy zagrzybienia mieszkań. - Astma, grzybica płuc, zapalenie oskrzeli, choroby kości. Z tymi chorobami na co dzień zmagają się lokatorzy, i dorośli, i dzieci - mówi. Za to wszystko, jak podkreśla, odpowiedzialne są władze.
Innym argumentem miasta, który pojawia się w dyskusji na temat doprowadzania ogrzewania miejskiego, jest reprywatyzacja.
Jak mówi nam Michał Olszewski, wiceprezydent Warszawy, wobec wielu budynków wciąż są roszczenia, które nie zostały uregulowane. Wiesztort twierdzi jednak, że miasto w wielu przypadkach reprywatyzacją się zasłania. I podaje przykład: W przypadku budynków przy Mińskiej 33 i 35 okazało się, że spółka, która miała rzekome roszczenia, została zdelegalizowana pięć lat wcześniej. - Nagle w wyniku fali protestów tej zimy, po pięciu latach bezczynności, Biuro Spraw Dekretowych wykreśliło to fikcyjne roszczenie - przekonuje.
Podkreśla, że roszczenia powinny wręcz miasto motywować, a nie dawać możliwość pozbycia się problemu. - Miasto, reprywatyzując kamienice, zmywa z siebie odpowiedzialność. Brak centralnego ogrzewania w budynkach zreprywatyzowanych to dramat dla lokatorów. W ten sposób prywatni właściciele otrzymują wręcz zabójcze narzędzie do pozbywania się niechcianych mieszkańców, niekiedy odcinając im jedyne źródło ogrzewania, czyli prąd - wyjaśnia Wiesztort.
- Brak centralnego ogrzewania jest bardzo uciążliwe, coś o tym wiem, bo sam mam ogrzewanie na gaz i płacę dwa razy większe rachunki niż wtedy, gdy mieszkałem w lokalu z centralnym - mówi Jan Mencwel ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Jak mówi, najgorzej jest w budynkach, w których są pustostany. - Tam nie ma sąsiada, który cię ogrzeje, mieszkania od razu się wychładzają - mówi.
Zdaje sobie sprawę z tego, że problem jest złożony, ale miasto nie może się bronić reprywatyzacją.
Jak przekonuje Michał Olszewski, proces podłączania mieszkań do sieci cieplnej przebiega w Warszawie sprawnie. Wiceprezydent Warszawy porównuje stolicę do Wiednia, gdzie, jak mówi, aż 40 proc. lokali nie ma centralnego ogrzewania. W Warszawie to mniej niż 23 proc.
Miasto, jak mówi, rozpoczęło proces doposażania w miejskie ciepło w 2008 roku. - Gdy zaczynaliśmy było ponad 26,8 tys. lokali niepodłączonych, teraz to 16,4 tys. - W tym roku podłączonych zostanie kolejnych kilkaset lokali - mówi. I przekonuje: Wszystkie lokale, które pod względem technicznym i fizycznym mogą zostać podłączone do sieci, zostaną podłączone do 2022 roku.
Wiceprezydent tłumaczy, dlaczego postulaty stowarzyszenia nie są do zrealizowania przez samorząd. - Miasto nie może z kieszeni warszawiaków dopłacać do mediów. Ale pamiętajmy, że dopłacamy do samych czynszów. Podczas ostatnich dziesięciu lat z podatków warszawiaków dopłacaliśmy do komunalnych mieszkań średnio około 200 mln zł rocznie - przekonuje.
I mówi, że komu jak komu, ale tym najbiedniejszym miasto pomaga w największym stopniu.
I podaje liczby: 40 mln zł co roku wydajemy na zasiłki celowe dla najuboższych mieszkańców Warszawy. Z dodatków mieszkaniowych i energetycznych mogą korzystać wszyscy warszawiacy, nie tylko korzystający z lokali miejskich.
Jak mówi, jeśli problemem są stawki za prąd, to akurat wszystko jest w rękach rządu. - Wysokość opłaty za prąd jest regulowana przez państwo, samorząd nie ma na to żadnego wpływu. Pamiętajmy, że prąd jest opodatkowany tym samym podatkiem, co alkohol, papierosy czy paliwo. Nieraz podkreślaliśmy, że coś jest nie tak, że prąd traktowany jest niemal jak dobro luksusowe - podkreśla Olszewski.
Jak dodaje, poprzedni rząd wprowadził mechanizm dodatku energetycznego, ale zdaniem wiceprezydenta miasta okazał się on niewystarczający. - Jeśli problem ubóstwa energetycznego dotyka jakąś grupę ludzi, to powinien być stosowany mechanizm wyrównawczy - jeśli państwo dodatkowo zarabia na sprzedaży prądu, to powinno dostrzec, że są ludzie, którzy są w potrzebie - mówi Olszewski.
Jak przekonuje, miasto zwracało się kilka miesięcy temu do PGNiG w sprawie socjalnej taryfy gazowej.
Przekonuje, że miasto deklarowało chęć współpracy, jednocześnie, jak podkreśla, nie może być tak, że za wszystko płaci samorząd. - Musimy zasadnie dysponować budżetem i rozwiązać problem, podłączając lokale do sieci ciepłowniczej. Gdy oglądam się na taki Wiedeń, to myślę sobie, że naprawdę nie jest u nas źle. U nich polityka mieszkaniowa działa od 100 lat, u nas od dziesięciu, a to my zbliżamy się do tego, żeby całkowicie wyeliminować problem dostępu do sieci - stwierdza Olszewski.
Skąd zatem głosy niezadowolonych mieszkańców, skąd zagrzybiałe, niedogrzane lokale, skoro miasto twierdzi, że tym najbiedniejszym pomaga. Wiceprezydent odpowiada krótko:
Mieszkasz lub znasz kogoś, kto mieszka w lokalu komunalnym lub socjalnym bez centralnego ogrzewania? W jakich warunkach się tam żyje? Napisz do nas: metrowarszawa@agora.pl