Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przeprowadziło na początku 2017 roku liczenie osób bezdomnych na terenie Polski. Okazało się, że najwięcej takich osób jest na terenie Mazowsza, bo aż 4 785 osób. Z czego w samej Warszawie jest ich 2,7 tysiąca.
Dla takich ludzi na terenie Warszawy prowadzone są noclegownie oraz schroniska. Placówki prowadzą Monar czy Caritas. W wielu z nich, tak jak w schronisku Caritas na Żytniej, można poddać się leczeniu, a także resocjalizacji i w efekcie wyjść z bezdomności. Bezdomni z tej możliwości przeważnie korzystają, co pokazuje brak miejsc w schroniskach. W tym przy ulicy Łopuszańskiej jest 28 miejsc noclegowych. Wszystkie zajęte.
Są jednak tacy, którzy z własnej woli nie chcą przebywać w noclegowniach czy schroniskach. Dlaczego? Oto historie bezdomnych oraz pracowników noclegowni, którzy opowiedzieli nam, jak wygląda życie w takich miejscach.
Monar. Organizacja, która na terenie Warszawy prowadzi m.in. noclegownie i schronisko dla bezdomnych. Największe tego typu placówki w mieście. Mimo to tej zimy wszystkie miejsca do spania są już zajęte. - Prowadzimy noclegownie i schronisko dla bezdomnych przy ulicy Kijowskiej 22 oraz Marywilskiej 44a. Wszędzie brak miejsc, więc życie pokazuje, że takie miejsca wręcz muszą być - mówi Teresa Sierawska z Monaru.
Pani Teresa dodaje, że duża liczba bezdomnych wynika z faktu, że łatwo stracić dach nad głową i wylądować na ulicy. Bardzo trudno natomiast z takiej sytuacji życiowej wyjść. - Dlatego każdy, bez względu skąd jest i jaką ma sytuację materialną, zasługuje na pomoc i poczucie bezpieczeństwa - wyjaśnia.
Z powodu dużej liczby osób chętnych Monar uruchomił ogrzewalnię przy Kijowskiej na około 30 osób. - Ogrzewalnia czynna jest od rana do wieczora, potem otwieramy noclegownię, w efekcie całą dobę potrzebujący mają schronienie - mówi kierownik Monaru przy Kijowskiej, pan Tomasz Ratajczak.
Kierownik prosi, by nie robić zdjęć jego mieszkańców. Oprowadza nas jednak po terenie ośrodka. Na korytarzach, jak i w samych pokojach panuje porządek. W stołówce zaś można poczuć zapach mocnych środków czyszczących. - Podłoga była niedawno myta, bo stołówka o tej godzinie nie wydaje posiłków, natomiast za czystość w schronisku odpowiadają sami mieszkańcy - mówi Tomasz Ratajczak. Kierownik pokazuje nam również łazienki, gdzie znajdują się prysznice. W pokoju obok stoją pralki. - Mieszkańcy sami sobie piorą ubrania - dodaje.
To kłóci się z obiegową opinią, że w takich miejscach jest brudno, a nawet są wszy, przez co wielu bezdomnych nie chce w nich przebywać. - Jak ktoś nie chce poddać się leczeniu i wyjść z bezdomności, to zawsze znajdzie powód, by do nas nie trafić - kwituje Ratajczak.
Teresa Sierawska: Ludzie przychodzą z różnych stron i niestety zawsze zdarzy się, że ktoś przyniesie ze sobą insekty. Pracownicy Monaru dodają, że osoby zawszone biorą prysznic, dostają nowe i czyste ubranie, a stare i zawszone jest po prostu palone. - Najwięcej pieniędzy, zaraz po opłaceniu opału, idzie właśnie na czystość - mówi Sierawska. I kończy: W noclegowniach bywa z tymi wszami różnie, ale w schroniskach sytuacja jest bardziej opanowana.
Prócz noclegowni, jak zaznaczyła Sierawska, na terenie Warszawy są też schroniska dla osób bezdomnych. Takie miejsce prowadzi też przy Łopuszańskiej 17 katolicka wspólnota Chleb Życia. Żeby znaleźć tu miejsce, trzeba spełnić kilka warunków. Najważniejsze to nie pić.
- Możemy przyjąć 27 osób i na ten moment mamy komplet - mówi Piotr, pracownik i członek wspólnoty. I dodaje: Niektórzy opuszczają schronisko, bo piją, co jest złamaniem regulaminu. Wtedy na to miejsce szybko znajduje się kolejny chętny.
Piotr przyznaje, że choć zawsze są chętni, by schronić się w ich ośrodku przed zimą, to część bezdomnych woli spać na dworze. - Nie każdy chce zostać w noclegowni, a tym bardziej w schronisku. Bo jest zakaz picia alkoholu, w niektórych miejscach trzeba też iść do pracy. A to nie każdemu pasuje - wyznaje Piotr. - Bezdomni chcą być wolni, dlatego wolą spać na ulicy - kończy.
W schronisku Chleb Życia, by utrzymać miejsce, trzeba pracować. Nie wolno za to pić alkoholu. Mimo to wszystkie miejsca są zajęte. Jednak jak zaznacza Piotr, przed nikim nie można zamykać drzwi.
- Sumienie by nie pozwoliło, szczególnie w zimę, nie przyjąć bezdomnego, mimo że wszystkie miejsca są zajęte. Kiedy są skrajne warunki atmosferyczne, to przyjmiemy każdego, damy nie tylko coś ciepłego do jedzenia, ale jak trzeba będzie, to i znajdziemy miejsca do spania. Nie można przed nikim zamykać drzwi - mówi Piotr. - Jesteśmy katolikami, nie możemy odmówić pomocy - podkreśla.
Zbyszek często nocuje w noclegowniach. Wybiera się tam, gdy jest trzeźwy. - To warunek, by móc się dostać do noclegowni - przyznaje 50-latek. Po chwili tłumaczy, że trzeźwość wynika z braku pieniędzy na alkohol. - Gdy nie mam za co pić, to idę do Monaru na nockę, żeby przespać wygodnie zimową noc - wyjaśnia warszawski bezdomny. Co, jak nie znajdzie miejsca w Monarze przy Skaryszewskiej? - Szukam innej noclegowni albo śpię na klatkach schodowych - tłumaczy.
Zbyszek w noclegowni nie tylko się prześpi, ale także umyje. Mówi, że bycie czystym daje mu poczucie godności. - Nawet ludzie inaczej mnie odbierają, gdy się umyję i ubiorę czystą odzież - wylicza 50-latek. I dodaje: Czasem warto nie pić, by pójść do noclegowni i mieć łóżko, jedzenie i ciepłą wodę.
Warszawiak zaznacza, że sam nie korzysta ze schroniska, bo to oznacza zerwanie z dotychczasowym życiem wolnego człowieka. - Jestem poważnym gościem, jak będę chciał naprawdę skończyć z bezdomnością i alkoholem, wtedy pójdę do schroniska. Teraz nie jestem na to gotowy - mówi bezdomny. Dodaje też, że wielu idzie do schronisk, żeby mieć ciepły posiłek i spanie, a nie po to, by się leczyć. - Dla mnie to zajmowanie miejsca tym, co naprawdę chcą wyjść na ludzi. Ja tak nie robię - kończy wątek Zbychu.
Przyznaje też, iż wielu bezdomnych nie jest w stanie zrezygnować z alkoholu nawet na jeden dzień. Mówi, że rozumie, bo uzależnienie to czasami jedyna rzecz, która bezdomnym została. - Jest wierniejsza niż rodzina - mówi Zbychu. Gdy schodzimy właśnie na tematy rodzinne, bezdomny milknie.
Po dłużej chwili łamiącym głosem dodaje: Ja nie mam rodziny. Wiesz, kiedy to odczuwam najbardziej? W Boże Narodzenie. I wiesz, co wtedy robię? Umyty i w czystym ubraniu idę spać na klatkę schodową do bloku czy kamienicy, bo wtedy ludzie nie wyganiają, wręcz się zdarza, że częstują wigilijnymi potrawami i herbatą. Wyobrażam sobie, że jestem na Wigilii, że nie jestem sam.
Czy dostał kiedykolwiek zaproszenie do mieszkania? - Wiele razy, ale nigdy nie skorzystałem - mówi. - Wstydzę się, zostaję na klatce i tu spędzam Wigilię - kończy.
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa co roku wydaje apele, by w zimę zwracać szczególną uwagę na bezdomnych i informować policję i straż miejską o ich losach. Informuje też o liczbie bezdomnych, którzy umierają z zimna. W 2016 roku między 1 listopada a Nowym Rokiem było to aż 27 zgonów. W innym tonie wypowiadają się administracje stołecznych osiedli. W 2016 roku jedna z wolskich spółdzielni wywiesiła na klatkach schodowych apel, by nie pozwalać bezdomnym przebywać na klatkach w zimę.
Teresa Sierawska z Monaru apeluje, by nie wyrzucać bezdomnych z klatek. - Jeżeli nie brudzą i są spokojni, to dajmy im przetrwać zimową noc na naszej klatce schodowej. Natomiast dziwią mnie apele administracji o takiej treści. W tych czasach na szczęście ludzie są coraz bardziej empatyczni i tego nie robią - wyjaśnia pracownica Monaru. - Jeżeli boimy się zagadać do bezdomnego przebywającego na klatce schodowej to dzwońmy pod numer 986. Straż Miejska w Warszawie prowadzi zimowe akcje pomocy bezdomnym we współpracy z noclegowniami - dodaje Sierawska. I kończy: Ale nie dzwonić po policję! Bezdomny to nie przestępca!
To, co przyznaje ze smutkiem Zbyszek, potwierdzają pracownicy warszawskiej Caritas. Święta to bardzo trudny okres dla ludzi bezdomnych. - Pracujemy cały rok, ale to właśnie w okresie Bożego Narodzenia mamy najwięcej pracy - przyznaje pani Krystyna. - Jest więcej chętnych wśród bezdomnych i samotnych, by znaleźć u nas schronienie. Z czego to wynika? Święta budzą emocje, które są uśpione cały rok. Mamy tego świadomość, że nikt nie chce być sam - dodaje pracownica Caritas.
Caritas prowadzi dwa schroniska dla bezdomnych. Przy ulicy Żytniej 1a oraz Wolskiej 172. Pod tym pierwszym adresem schronienie znajdują także bezdomne kobiety. Jednak w obu schroniskach, podobnie zresztą, jak w innych tego rodzaju miejscach, alkohol jest zabroniony.
Pani Krystyna wyjaśnia jednak, dlaczego to takie ważne: Trafiają do nas bezdomni, którzy chcą wyjść z nałogu. Prócz noclegu i jedzenia, mogą poddać się terapii, ale także podjąć starania o resocjalizację. Nie może być tak, że jedna osoba walczy z nałogiem, gdy druga pije, bo to nie przyniosłoby żadnego skutku.
- Bycie trzeźwym to tak naprawdę jedyny warunek, jaki bezdomny musi spełnić, by znaleźć u nas miejsce - zaznacza.
Ale są wyjątki. Jak się okazuje, gdy za oknem są bardzo niskie temperatury, Caritas przyjmie na noc nawet osobę pod wpływem alkoholu. - Naszym obowiązkiem jest zapewnić takim osobom schronienie - dodaje pani Krystyna.
Waldemar ma 46 lat, choć wygląda na wiele starszego. Mówi, że zniszczył go alkohol, ale nie ma zamiaru ukrywać tego faktu. - Jestem pijakiem i nie będę opowiadać bajek, że byłem dobrym człowiekiem, tylko życie mnie okrutnie potraktowało - mówi.
Poznajemy się na Dworcu Zachodnim, w okolicy kas biletowych od ulicy Tunelowej. Kupuję Waldkowi herbatę w pobliskim punkcie gastronomicznym. O tym, dlaczego wylądował na ulicy, nie chce mówić. Z chęcią jednak przyznaje, dlaczego nie szuka sobie domu. - Czuję się wolny jako bezdomny. A poza tym, w schroniskach są wszy - kończy.
Pracownik Caritas: Rzeczywiście insekty w placówkach dla bezdomnych istnieją. I mogą trafić się wszędzie, nawet tam, gdzie dba się o czystość. W takich miejscach nietrudno o insekty, bo są różni ludzi.
- My oczywiście dbamy o higienę, a nasze schroniska spełniają wszelkie normy, ale jak ktoś ma insekty, to my na to nie mamy wpływu - dodaje.
Pytam Waldka, czy to nie jest tak, jak mówi kierownik Monaru przy Kijowskiej. Że nie śpi w noclegowni, bo to oznacza zakaz picia. - Powiem tak. Nie pójdę do schroniska, bo tam trzeba poddać się terapii, a ja na to nie mam ochoty. I tyle na temat. Ale do noclegowni tym bardziej nie pójdę. Wiesz dlaczego? Bo gorsze od niepicia wódki jest posiadanie wszy - kończy warszawski bezdomny.