Uciążliwy sąsiad to prawdziwa zmora. 'Trudne przypadki' zamieniają życie innych lokatorów w gehennę. Bohaterzy naszego tekstu nie zostawiają na swoich sąsiadach suchej nitki. Przeczytajcie, dlaczego.
Sąsiadka prostytutka?
Tomasz:
Ona na parterze, my na pierwszym piętrze. Ma tam po prostu burdel. Wszyscy mieszkańcy o tym wiedzą. Od rana do wieczora orgie, panna 'japy' przez cały dzień nie zamyka. Wyje jak cholera - w końcu jej za to płacą. Wszystkich doprowadza do szału. Do orgii dochodzi przede wszystkim w nocy. Latem jest najgorzej, bo śpi się przy otwartym oknie. Którejś nocy o 4 nad ranem nie wytrzymałem. Wychyliłem się z okna i zapytałem, czy może się zamknąć. Zarżała jak koń i odparła: nie. W dzień z kolei urządza imprezy. Basy na 'full'. Żeby było jeszcze weselej, to nie mieszka tam sama, tylko z jakimiś przygłupami. Chyba biorą ostre 'dragi', bo czasem biegają po całym mieszkaniu i udają zwierzęta.
Ze strażą miejską jest ten problem, że przyjeżdża zazwyczaj po godzinie albo dwóch. No to wyobraź sobie, że musisz wstać do pracy wcześnie rano, laska zaczyna jęczeć o północy, więc zanim się cała akcja skończy, to już jest 2. Ile nocy można zarywać? Raz podsłuchałem ich rozmowę z tą panią. Ona wychodzi, zaczyna kokietować, a strażnicy się chichrają: 'no wie pani, mi by to nie przeszkadzało, ale sąsiedzi chcą spać'. Absurdalne gadki. Dlatego najlepiej wymierzać sprawiedliwość samemu. Mój brat któregoś razu nie wytrzymał, poszedł na dół i oblał jej drzwi czarną olejną farbą. Inni sąsiedzi obrzucili jej okna jajkami. Na kilka dni się zamknęła.
Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak głośno jęczał
Marta:
Mam podobny problem. Mieszkam na Chłodnej, w bloku z wielkiej płyty. Zaczynam się łapać na tym, że mam ochotę jak taka stara baba walić w rury, żeby ta panna się zamknęła. Jeszcze nigdy nie słyszałam tak głośno jęczącej dziewczyny - kontynuuje. Seks uprawia przede wszystkim w ciągu dnia. Kiedy odbieram czasem wolne, to potrafi tak jęczeć przez dwie godziny non stop, potem przez pół godziny cisza i znowu - stąd moje podejrzenia co do natury jej 'działalności'.
Nie zgłaszałam tego 'problemu' nikomu. Na klatce schodowej z sąsiadami też nigdy nie wywiązała się rozmowa na ten temat. No co mam powiedzieć - pani też słyszy te jęki? Jakoś tak głupio, niezręcznie. Czasem mam wrażenie, że mężczyznom mieszkającym w bloku może się to akurat podobać.
Wyprowadzić się nie mogę, bo to moje mieszkanie. Najgorzej jest latem. Tę laskę słychać nawet na ulicy. Nie żartuję! Moi znajomi jak przychodzą to sobie żartują, ale mi już dawno nie jest do śmiechu. Jedyne dźwięki, które mi tu przeszkadzają to ona i niedzielne msze, które często puszczają przez głośniki skierowane akurat w stronę mojego bloku. Świetne zestawienie, nie powiem.
Schizofrenia
Aneta Kruszwicka:
Zaczęło się 13 lat temu. Sąsiadka mieszkająca piętro niżej zarzuciła mi, że jestem czarownicą, zakłócam ciszę, bo odprawiam czary, a na balkonie gram na trąbie. Stwierdziła także, że korzystam z wibrującej maszyny, od której w mieszkaniach na pierwszym piętrze trzęsą się poduszki.
Najpierw nasyłała na mnie patrole policji. Za każdym razem nie stwierdzono zakłócania ciszy, więc sąsiadka sprawę podała do administracji, potem pojawił się dzielnicowy. Nasłała też na mnie opiekę społeczną. Jej zdaniem od 10 lat nie wychodzę z domu. Były głuche telefony, walenie do drzwi.
Wreszcie po przedstawieniu: policji, opiece społecznej i administracji mojej umowy o pracę i dorobku zawodowego (10 lat pracy w zawodzie korektorki) została ukarana mandatami za bezpodstawne wzywanie policji. Została też objęta opieką psychiatryczną. Nadal ją spotykam, boję się gróźb, ale odpukać w niemalowane - na razie jest spokój.
Płaczące dziecko
Karolina:
Tej historii nie zapomnę do końca życia. Przez dłuższy czas niepokoił mnie płacz dziecka dochodzący z okna sąsiadów. Codziennie. Najbardziej rozdzierający serce w nocy. Po kilku tygodniach postanowiłam zainterweniować.
Najpierw trochę czasu zajęło mi dowiedzenie się, w którym dokładnie mieszkaniu żyje ta rodzina. Potem zaczęłam rozmawiać z sąsiadami. Próbowałam się dowiedzieć, czy wiedzą coś na temat sytuacji tego dziecka. Rzeczywiście wszyscy byli zaniepokojeni, jednak nikt nie chciał interweniować.
Aż w końcu poznałam sąsiadkę, która zdecydowała się wspólnie ze mną o sprawie poinformować dzielnicowego. Okazało się, że policja już od dawna interesowała się tą rodziną, ale nie miała dowodów na to, że dzieje się tam coś złego. Zanim wkroczyła do akcji, poinstruowała nas, co mamy robić, gdy słyszymy płacz malucha. Za każdym razem dzwoniłyśmy pod numer 997. I rzeczywiście policja wkroczyła do akcji.
Jak skończyła się ta historia? Dzieci sąsiadów zostały im odebrane, przynajmniej na jakiś czas, bo przez wiele tygodni nie pojawiały się w domu. Nie wiem, jak sytuacja wygląda teraz, bo już tam nie mieszkam.
'Śmierdzące' sąsiedztwo
Michał Szpakowski:
Dawna sąsiadka z Żoliborza. Aby - jaka sama mówiła - 'ciepełko nie uciekało', całą zimę zamykała okna na klatce schodowej. Mieszkała z mężem i synem. Cała trójka nałogowo jarała szlugi. W środku mieszkania panował taki smród, że nie da się go opisać. Wszystko to wychodziło na klatkę i wlatywało do innych mieszkań. A, że co drugi dzień gotowała kapustę, to mieszanka powietrza w naszym bloku osiągnęła naprawdę potworny aromat.
Teraz za to mam sąsiada, który robi grilla w ogródku. W mieszkaniu mamy aż szaro, oddychać się nie da. Wszystkiego najlepszego jak ci się sprowadzi miłośnik kiełbasek.
Natalia Ruszczyc:
Sąsiad wystawia na klatkę schodową swoje buty. Regularnie też zostawia przed drzwiami worki ze śmieciami. I tak sobie stoją nawet przez kilka dni. Śmierdzi od nich na całej klatce. Czasami mam ochotę podrzucić mu swój worek na śmieci. Jednak obawiam się, że nie zrozumiałby sugestii.
Strażnik ławki i miejsca parkingowego
Marta Kuczara:
Miałam w swoim życiu kilku fajnych, ale i fatalnych sąsiadów. W domu, w którym mieszkałam od urodzenia żył facet, który zawsze miał jakiś problem. Szczególnie irytował go mój rower. Mieszkał piętro niżej, wchodził na moje - odczepiał rower, a właściwie niszczył zapięcie i znosił go do piwnicy. Mało tego, specjalnie wyłączał światło, abym musiała wchodzić do środka po ciemku. A ja boję się ciemności. Jeżeli któryś z sąsiadów miał psa, potrafił dookoła domu porozrzucać jedzenie z żyletkami lub rozpylić na klatce schodowej gaz pieprzowy. Nigdy nie mogłam na chacie zrobić domówki, bo o 21 wzywał policję.
Piotr:
Mój znienawidzony sąsiad? Sfrustrowany emeryt z manią kontroli, na dodatek alkoholik. Mieszkał na parterze i na oknie zamontował lusterko od ciężarówki, by móc z kanapy podglądać, kto wchodzi do klatki. Potrafił wkurzyć się, gdy zaparkowano samochód 'na jego miejscu'.
Kiedyś oskarżył mnie o zniszczenie ławki na podwórku. Mimo że ławka załamała się, gdy on sam na nią usiadł. Aby ją wymienić, wyłudził kilkaset złotych od wspólnoty, po czym kupił najtańszy model. Często bywał pijany i zachowywał się wtedy wulgarnie.
Piekielna studnia
Natalia Biernacka:
Po ostatnich doświadczeniach przyrzekłam sobie, że nigdy nie zamieszkam w kamienicy typu studnia. Wszyscy zachwycają się urokliwymi, zabytkowymi czynszówkami, ale nie zdają sobie sprawy z tego, że mieszkanie w nich to gehenna. Dlaczego? Ze względu na sąsiadów.
W naszej kamienicy okna mieszkań wychodziły na niewielkie podwórze. Dzieciaki biegały od rana do nocy po podwórku i uważały, że ich wrzaski nikomu nie przeszkadzają. Inny sąsiad w niedzielny poranek zazwyczaj wystawiał za okno sprzęt grający i na cały regulator puszczał muzykę. Inny z kolei co noc wracał do domu pijany i zasypiał przy włączonym telewizorze.
Był też sąsiad, który strasznie chrapał. Szczególnie bywało to uciążliwe latem. Jednak koszmar zaczynał się wtedy, gdy ataku dostawała sąsiadka chorująca na schizofrenię. Potrafiła do białego rana drzeć się wniebogłosy. Aż do momentu, gdy ktoś z sąsiadów nie zawiadomił pogotowia. Sąsiadkę zabierano do szpitala w Tworkach i problem na jakiś czas znikał.
Nie płaci, blokuje uchwały
Hania Haupt:
Jestem w zarządzie wspólnoty w apartamentowcu na Mokotowie. W budynku mieszka pewna kobieta,
która nęka współlokatorów. Jak? Blokuje remonty, pozywając wszystkie uchwały. Nawet jeżeli są to absurdalne argumenty, trzeba na nie odpowiedzieć, a taka wymiana argumentów zwykle ciągnie się bardzo długo. Na przykład: w całym budynku zaplanowano remont polegający na usprawnieniu instalacji wodnej, ale żeby go przeprowadzić, każdy z mieszkańców musiałby do swojego mieszkania wpuścić ekipę remontową. W całym kompleksie nikt nie widział obiekcji, aby to zrobić, nie zgodziła się tylko ta pani. W związku z tym pozbawiła cały pion możliwości skorzystania z tego udogodnienia.
Druga sprawa to taka, że w klatce, w której mieszka, znajduje się przeszklenie między drzwiami - oddzielające windę od schodów i garaży. Większość mieszkańców uważa, że nie spełnia ono żadnej funkcji i należałoby je wyburzyć. Jedyną osobą, która nie zgadza się na to, jest tylko ona.
Gdy dochodzi do jakichkolwiek prób rozmowy, zastrasza zarząd wnoszeniem pozwów. Wtedy zaczyna się formalna zabawa w przesyłanie pism, a same działania są odsuwane na bok.
Co ciekawe, kobieta od wielu lat nie płaci czynszu za mieszkanie. Dlatego wspólnota pokrywa koszty wynajmu prawników, a mieszkańcy są wkurzeni, bo wszystko to odbywa się za ich pieniądze.
Przeszkadza jej tupanie
Wojtek Kwiecień:
Moja sąsiadka może nie jest z piekła rodem, ale ma do mnie pretensje, bo słyszy tupanie i twierdzi, ze hałasuję bardziej niż trzyosobowa rodzina, która mieszkała tu wcześniej. A ja po prostu chodzę po mieszkaniu, nic więcej. Kilka razy zwracała mi uwagę mówiąc, że ona nie wie, co ja tam robię, bo 'chodzę po jej głowie'. Natomiast ja słyszę, gdy przeklina, po godz. 22, oglądając 'Szkło Kontaktowe'.
Marta Zawiła - Piłat:
Nie moja historia, ale mojego przyjaciela. Jego sąsiadka tupie. Złośliwie, specjalnie używa do tego ciężkich buciorów, od 6 do 22. Robi to celowo, wie, że mają małe dziecko. Dlaczego to robi? Bo ich nie lubi. Próbowali z nią rozmawiać. Nie pomagało. Zaproponowali nawet kupienie od niej mieszkania.