Przyjezdni pokazali nam swoje lodówki. Są imponujące! "W ten sposób pielęgnuję swoją przaśność"

"Określenie "słoiki" jest fajne, bo kojarzy się z "pycha" jedzeniem, które dostaję od mamy i babci. A wszyscy, którzy używają go jako inwektywy, to zwyczajni zazdrośnicy, co jedzą kanapki z serem". Osoby nie pochodzące z Warszawy pokazały nam swoje lodówki po powrocie do stolicy po świętach. Są imponujące! Zobaczcie sami!
Lodówki po świętach Lodówki po świętach Katarzyna

"Ci, którzy używają określenia "słoik" jako inwektywy, to zazdrośnicy"

"Określenie "słoiki" jest fajne, bo kojarzy się z "pycha" jedzeniem, które dostaję od mamy i babci. A wszyscy, którzy używają go jako inwektywy, to zwyczajni zazdrośnicy, co jedzą kanapki z serem". Osoby nie pochodzące z Warszawy pokazały nam swoje lodówki po powrocie do stolicy po świętach. Są imponujące! Zobaczcie sami!

Katarzyna, 30 lat, pochodzi z Błonia

Uważam, że określenie "słoiki" jest fajne, bo kojarzy mi się z pysznym jedzeniem, które dostaję od mamy i babci. A wszyscy, którzy używają go jako inwektywy, to zwyczajni zazdrośnicy, co jedzą kanapki z serem na wszystkie posiłki.

Po świętach w mojej lodówce znajdują się: paka bigosu, sałatka jarzynowa, pierogi (ukryte), ozory w galarecie, pomarańcze i mandarynki. I tatar z daniela. I ćwikła. A w zamrażarce schab ze śliwką, kaczka z jabłkami i pierogi z mięsem. Ciasto: sorry, ale cała blacha poszła.

Lodówka po świętach Lodówka po świętach Arek

"Ja biorę chętnie, bo dla mnie to jest dość wygodne"

Arek z Żyrardowa

Nie utożsamiam się ze słowem "słoik". W Żyrardowie mieszkałem tylko do ósmego roku życia, później przeprowadziłem się do Warszawy na bodajże cztery lata, następnie około 9-10 mieszkałem w Łomiankach, ale w tym czasie uczyłem się w Warszawie, bywałem tam codziennie. Teraz mieszkam znowu w Warszawie. W sumie nikt mnie nie nazywa "słoikiem", ale nawet jakby tak było, to podchodziłbym do tego z mega dystansem, nie ruszają mnie takie rzeczy.

Co do jedzenia, to nie jest tylko moje, ale również współlokatora. Co ciekawe, zupełnie przypadkiem, też pochodzi z Żyrardowa i również z niego przywiózł jedzenie. A co tam jest? W sumie trudne pytanie. Na pewno jakieś ciasta, ale nie mam pojęcia jakie, bo nie jadam. Bigos, flaki, śledź w oleju, ryba po grecku, pierogi z kapustą i grzybami, sałatka jarzynowa, ryba po grecku. Ogólnie większość rzeczy, które przywieźliśmy się dublowała, różniły się tylko trochę w smaku.

Ja biorę chętnie, bo dla mnie to jest dość wygodne, szczególnie, że na co dzień ostatnio bardzo mało gotuję i stołuję się na mieście. Babcia za to nalega, żeby dać mi tego jedzenia jak najwięcej, a ja zawsze muszę ją trochę stopować, bo jakbym rzeczywiście wziął tyle, ile daje, to połowa wylądowałaby w koszu.

Lodówki po świętach Lodówki po świętach Robert Czerwik

"Pielęgnuję w ten sposób swoją przaśność"

Robert Czerwik z Częstochowy, projektant, od 13 lat mieszka w Warszawie

W moim przypadku to już tradycja, że po świętach przywożę tonę jedzenia od mojej mamy i organizuję imprezę dla moich znajomych. Nazywamy ją fachowo - "świątecznym jedzeniem bigosu mamy Czerwikowej". Więc tak - siedzimy w mojej pracowni, pijemy prosecco i nagle wjeżdża garnek ugotowanego bigosu.

Lodówki po świętachRobert Czerwik

Po świętach, jak wpadają do mnie klientki, to też jest z tego jedzenia dobry użytek, zawsze któraś przyjdzie głodna i zagada: "Hej Robert, masz coś do jedzenia?" I ja wtedy wyciągam galaretkę, roladki wieprzowe - to całe przaśne jedzenie. Zawsze jest przy tym kupa śmiechu.

Lodówki po świętachRobert Czerwik

Lodówki po świętachRobert Czerwik

Mówię sobie, że pielęgnuję w ten sposób swoją "przaśność" i pilnuję, żeby ta Warszawa mnie nie zmieniła. Jak śpiewała pięknie w swojej piosence "Stolica" Karolina Czarnecka: "Mamo, tęsknie za tobą, powiedz czy jestem jeszcze sobą?". I to jest chyba najważniejsze w tej całej dyskusji o "słoikach", żeby się nie zmieniać. Ja pochodzę z Częstochowy i nie wstydzę się tego, kocham moje miasto - mimo że mam świadomość, że jest pod wieloma względami daleko za Warszawą.

Lodówki po świętach Lodówki po świętach Ania

"A pierogi też sama sobie zrobisz?"

Ania, pochodzi z Końskich w województwie świętokrzyskim

Mama dalej pakuje mi jedzenie, choć wie, że gotuję sobie sama. Zawsze w takich sytuacjach pyta: "A pierogi też sama sobie zrobisz?" i wtedy już przestaję się opierać. Teraz jedzenie przywożę okazjonalnie, po świętach, ewentualnie czasem przywiozę drożdżówkę mamy z kruszonką i owocami, bo sama w życiu takiej nie zrobię.

Lodówki po świętachAnia

Na studiach wyjeżdżałam z pustą walizką, a wracałam z pełną. W trakcie sesji faktycznie nie miałam czasu gotować. Teraz mój brat jest na studiach i też dostaje prowiant.

Kiedyś miałam z tym problem, bo wyglądało to trochę tak, jakbym sama nie potrafiła o siebie zadbać. Ale kiedy przyszła pierwsza sesja i całe dnie siedziałam w bibliotekach, byłam zadowolona, że po powrocie do domu nie muszę stać przy garach. Odgrzewałam kotleta, dokupowałam świeże warzywa i miałam obiad. Później okazało się, że moi znajomi robią podobnie.

Teraz raczej już nie korzystam z takiej pomocy rodziców. Bo lubię gotować. To miłe, że chcą mi pomóc. Chyba też trochę wciąż nie mogą zrozumieć, że jestem już dorosła.

W lodówce jest też kilka pudełek mojego chłopaka. Dostał ciasta, duże pudełko pierogów, rybę po grecku, dwie pieczenie i sałatkę. Przydała się, bo rano po świętach zaspałam do pracy i złapałam w locie pojemnik z lodówki.

Lodówki po świętach Lodówki po świętach Natalia Bet

"Uważam, że osoby z zewnątrz dają miastu dużo dobrego"

Natalia Bet z Bydgoszczy, od 12 lat mieszka w Warszawie

Na zdjęciach jest moja lodówka przed wyjazdem i po powrocie do Warszawy. Przywiozłam: przetwory, dżemy, sosy do spaghetti, ciasta, schab, pierniki (dla przyjaciela).

Lodówka po świętachNatalia Bet

Lodówka NataliiFot. archiwum prywatne

Co uważam o nazywaniu przyjezdnych "słoikami"? Nie mam w swojej rodzinie stołecznych przodków i nie uważam tego za coś złego. Wręcz przeciwnie. Uważam, że osoby z zewnątrz dają miastu dużo dobrego, na nowo je definiują, wprowadzają świeży powiew. Na tym polega wartość stolicy. Wchłania to, co najlepsze z całego kraju.

Dlatego nie podoba mi się nazywanie przyjezdnych"słoikami". Określenie to w symboliczny sposób określa relacje między ludźmi. Kojarzy się z czymś dobrym, przekazuje dużo ciepła i miłości, a w przypadku nowych warszawiaków brzmi po prostu negatywnie i nieprzyjaźnie.

Lodówki po świętach Lodówki po świętach Kasia z Torunia

"To rodzaj rodzinnego ciepła wywiezionego z domu"

Kasia, 26 lat, od 9 lat mieszka w Warszawie, słoiki przywozi z Torunia

Przez całe studia właściwie nigdy nie przywoziłam słoików z domu. Nie przepadam za odgrzewanym jedzeniem. Miałam z mamą układ, że jeśli chce dać mi dobre jedzenie, to kupi mi dobrą wołowinę albo świeże ryby, jak łososia, a ja sama sobie je przyrządzę - dla niej to też było wygodne, nie musiała mi gotować.

Ale z daniami świątecznymi jest inaczej. Mama bardzo dużo serca wkłada w przygotowanie świąt - nasza rodzina obchodzi je dość hucznie i w bardzo szerokim gronie (średnio od 16 do nawet 26 osób, jak są wszystkie szkraby). Wiem, że to rodzaj troski, jaką mi okazuje.

To jedzenie od mamy, to więc rodzaj rodzinnego ciepła wywiezionego z domu po świętach. Zawsze jednak kontroluję, by tego jedzenia nie było za dużo. Potem muszę je wyrzucać, jak nie dam rady zjeść. W tym roku przywiozłam - bigos w słoiku, ręcznie pieczoną szynkę i schab mojej mamy wg przepisu jej teścia, czyli mojego dziadka masaża. No i wołowina w fioletowym pudełku -najlepsza ever!

Ale nie utożsamiam się do końca z określeniem "słoik", bo nigdy tych słoików nie woziłam. Co nie znaczy, że się tego wstydzę. Jestem z innego miasta i mimo że mieszkam w Warszawie już prawie dziewięć lat, to nie uważam się za warszawiankę. Toruniankę zresztą też nie.

Lodówki po świętach Lodówki po świętach Ania

Absolutnie nie wstydzę się określenia "słoik"

Ania, 31, pochodzi z Olsztyna, w Warszawie mieszka od 12 lat

W tym roku to nie my przywoziliśmy słoiki, ale to słoiki przyjechały do nas, bo organizowaliśmy święta w Warszawie.

Na pierwszym planie wędzony w przydomowej wędzarni pstrąg eko. "Made by" teść z Warmii - Michał - z podolsztyńskiej miejscowości Gronity. Jest pyszny.

Na drugim planie - galaretka z kurczaka zrobiona przez moją rodzicielkę Barbarę. Lodówki nie pokazuję, bo reszta pomrożona, czyli wędliny, też własnej roboty. Była jeszcze sałatka warzywna i wiadomo - dużo ciasta.

Mamy to szczęście, że pochodzimy z małej miejscowości, z rodzin, które bardzo cenią sobie zdrową żywność i wiele rzeczy hodują i robią sami - jak warzywa czy wędliny. Jajka też zawsze mamy ze wsi, od tych zdrowych i szczęśliwych kur. Odkąd urodziła nam się córeczka, moi rodzice tym bardziej dbają, żebyśmy mieli dużo tego zdrowego jedzenia. Żeby mała nie jadła, ich zdaniem, produktów nafaszerowanych chemią ze sklepu.

A co do określenia "słoik", to absolutnie się go nie wstydzę. Jestem "słoikiem" i mówię o tym otwarcie.

Więcej o: