"Warszawę lubię, Polaków mniej. Moim zdaniem to brudasy". Warszawa oczami emeryta

Gdybym nie wiedziała, że Pan Henio, Pani Basia i Pani Haneczka są już dawno na emeryturze, dałabym im maksymalnie 40 lat. Malują, jeżdżą na rowerze, grają w teatrze, udzielają się w dzielnicy, płyną statkiem do Serocka i planują podróż do Nowej Zelandii. Ich podejścia do życia pozazdrościłby niejeden dwudziestolatek. Po przeczytaniu tych historii, zachce wam się żyć.
Staruszkowie Staruszkowie Przygotowała Marta Kondrusik

Emerytura: "Emerytura malutka, ale trzeba jakoś żyć"

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

Pani Basia, 63 lata, rodowita warszawianka. Mieszka w kamienicy po dziadku we Włochach, w mieszkaniu w stylu loft, z dwoma kotami, Lubov, Tanią i psem Maszką:

Mam całkiem dobrą emeryturę, bo pracowałam przez lata w biznesie. Studiowałam socjologię, ale nigdy nie pracowałam w zawodzie. Socjologowie w czasach socjalizmu kojarzyli się z działem socjalnym w dużych firmach, czyli organizacją karpi na święta i wakacji pod gruszą.

Jakiś czas pracowałam w służbie zdrowia, w instytucie psychologii, szybko przeszłam do biznesu, najpierw pracowałam w sekretariacie, a po transformacji wraz z kilkoma osobami oraz z klientem, z którym współpracowałam wcześniej, założyłam własną firmę. Tak działaliśmy przez wiele lat. W pewnym momencie pomysł się wyczerpał, moi współpracownicy byli dużo młodsi ode mnie, szybko sobie coś znaleźli, a ja miałam problem. Gdy ma się 50 lat i brak udokumentowanego doświadczenia, to jest ciężko. Miałam szczęście, że załapałam się na wcześniejszą emeryturę. Miałam tylko 55 lat. I zaczęłam robić rzeczy, o które bym się nigdy nie podejrzewała.

Pan Henio, 67, klasyczny słoik, indywidualista, samotnik, rewelacyjny aktor. Mieszka w mieszkaniu komunalnym na Pradze.

Do Warszawy przyjechałem w 71 r. do pracy w Ursusie. Szybko wyjechałem na kilka lat do Brna. Po powrocie z Czechosłowacji wziąłem ślub i dostałem mieszkanie od państwa. I znów wyjechałem na kilka lat do pracy, tym razem do NRD. Byłem przyzwyczajony do zmian miejsca pobytu, mój tata był kolejarzem, często się przeprowadzaliśmy.

Emerytura nie jest najwyższa, ale wystarcza mi to, co mam. Nie potrzebuję dodatkowej opieki, przynajmniej na razie. Do knajp raczej nie chodzę, chyba że mi się zachce. Wszystko wokół siebie robię sam - potrafię gotować, nawet nieźle, chodzę po zakupy, sprzątam, piorę. A jak już nie będę mógł tego robić, to pójdę do domu opieki. Nie mam z tym problemu. Zawsze pracowałem z ludźmi, wiem, na czym polega życie w grupie.

Pani Haneczka, 82 lata, rodowita warszawianka. Schorowana, ale zawsze uśmiechnięta, pełna energii, mieszka na Grochowie w mieszkaniu w bloku, z częścią rodziny.

Odziedziczyłam dom po rodzinie. Ale połówkę oddałam synowi, który mieszka tam ze swoimi bliskimi. A ja przeniosłam się do bloku. Mieszkam tu 50 lat.

Pierwszą pracę załatwił mi wujek - pracowałam w sądownictwie, protokołowałam. To było od razu po maturze, w 53 roku. Po urodzeniu najstarszego syna musiałam się zwolnić, bo syn zachorował na skazę wysiękową i astmę. Od lat 60. do emerytury pracowałam jeszcze w Falenicy w Przedsiębiorstwie Automatyki Przemysłowej. Emeryturę mam malutką, ale trzeba sobie jakoś radzić. Nie chodzę do restauracji, gotuję w domu i sama prowadzę swoje gospodarstwo domowe. Zajęcia w Centrum na Paca są darmowe. Komunikacją jeżdżę za darmo. Jakoś się żyje.

Emeryci w Warszawie Emeryci w Warszawie Przygotowała Marta Kondrusik

Miłość: "Tych, co się mną interesują, nie wzięłabym za nic!"

Basia: Wyszłam za mąż bardzo wcześnie, miałam 23 lata. Rozstaliśmy się po siedmiu latach. Moje małżeństwo to była pomyłka. W tamtych czasach ludzie się raczej nie rozwodzili. Muszę przyznać, że nie było łatwo być samotną, atrakcyjną kobietą do wzięcia. Miałam dobrą pracę, mieszkanie. Szybko okazało się, że przestaję być zapraszana na różne spotkania, towarzystwo mnie odsunęło. Byłam zagrożeniem dla tych kobiet, które miały mężów. Z perspektywy czasu wiem, że tych ich partnerów to nawet bym patykiem nie tknęła. Mężczyźni w ogóle o siebie nie dbają. Jak patrzę na mężczyzn w moim wieku, którzy się mną interesują, to za nic bym nie chciała z nimi być. Za nic!

10 lat temu zmarł mój ukochany Waldek. To był jedyny poważny związek, w którym byłam po rozwodzie. Poznaliśmy się, jak już miałam ok. 50 lat, przez ICQ. "Samotność w sieci" to moje doświadczenie. Ba, nawet więcej, bez wahania mogę powiedzieć, że byłam pionierką internetu w Polsce!

Zanim się umówiliśmy, rozmawialiśmy przez około trzy miesiące. Spotkaliśmy się w parku na Szczęśliwicach. Bez problemu się poznaliśmy, mimo że nigdy wcześniej nie widzieliśmy nawet swoich zdjęć. Waldek okazał się bardzo przystojnym mężczyzną. Pamiętam, że przyniósł mi wtedy gołąbki (!). Wyrzuciłam je, jak wróciłam do domu. Skąd mogłam wiedzieć, czy to nie jakiś psychopata? (śmiech) Rok później mu się do tego przyznałam.

Henio: Miłość to pojęcie względne. Inaczej się kocha, mając 16 lat, inaczej, gdy 30, jeszcze inaczej, gdy 60. Z czasem coraz większą rolę zaczyna odgrywać szacunek, uwielbienie, partnerstwo. Można mówić, że się kogoś kocha, jednocześnie patrzeć na niego złowrogo. Z żoną rozstałem się dość wcześnie, nasze małżeństwo zaczęło się rozpadać, gdy pracowałem w NRD. Po moim powrocie podjęliśmy decyzję o rozwodzie. Już później się nie ożeniłem.

Była miłość w moim życiu jakiś czas temu, ale odeszła. Teraz jestem sam, nikogo nie szukam. I dobrze mi z tym. Z natury jestem samotnikiem. Przyzwyczaiłem się do życia w pojedynkę. Nikt mi nie gęga, gdy wracam do domu, nie przełącza programu w telewizji, nie każe sprzątać skarpetek. Problem polega na tym, że taką osobę, jaką ja bym chciał, to nie wiem, czy ona by mnie chciała, a taka, która by mnie chciała, to nie wiem, czy ja bym ją chciał.

Haneczka: Miłość miałam jedną, mojego męża, który odszedł 20 lat temu. Był moim pierwszym i moim ostatnim. Tak powinno być. Bliski mojemu sercu był też Tadzik, który niestety odszedł rok temu. Znałam go 70 lat! Ale to była tylko przyjaźń. Nasze pokolenie było fajne, robiliśmy prywatki, dziewczyny zachowywały się porządnie, mężczyźni je zdobywali. Teraz dziewczyny są gorsze od chłopaków, za bardzo na luzie, to niedobrze. Kobieta powinna być zdobywana. Jak coś chce, to może mieć wszystko. Byle nie pijaka ani narkomana!

Życie emeryta Życie emeryta Przygotowała Marta Kondrusik

Samotność: "Rodzina jest kochana na odległość"

Basia: Mam o trzy lata młodszą siostrę, która podobnie jak ja, tryska energią. Anka pływa z psem na supie - takiej desce z wiosłem, nawet w TVN była z tym psem. Co chwilę jeździ na jakieś spływy. Mieszka nade mną, często wpada. Więc mieszkam tak jakby sama, ale jednak nie sama. Bardzo się lubimy. Mam córkę, której niedawno urodził się syn. Dla babci wnuk to skarb. A mój wnuk to taki fajny facet. Nie jestem babcią, której się dziecko podrzuca, ale spędzamy razem czas.

Henio: Moja rodzina mieszka na zachodzie Polski - brat i siostra żyją w Kostrzynie. Rodziców dawno pochowaliśmy. Ojca w 79 r., a mamę 2 lata temu. Dożyła 96 lat. Ja mam takie podejście - rodzina jest kochana na odległość. Utrzymujemy kontakt telefoniczny. Dzwonię do nich średnio raz w miesiącu. Rozmawiamy kilkanaście minut. Pytam, co u nich, co się wydarzyło, czy wszystko dobrze, opowiadam, co u mnie. I wystarczy.

Samotność to pojęcie względne. Wszystko zależy od tego, jak sobie wszystko zorganizujemy, na ile jesteśmy zaradni. I czego oczekujemy od drugiego człowieka. Życie tworzymy dla siebie, więc trzeba je przeżyć tak, żeby było jak najlepiej dla nas.

Zawsze umiałem sobie zorganizować grupę ludzi, w której czułem się dobrze, a że jestem człowiekiem komunikatywnym, to nigdy z tym nie miałem problemu. Podstawą jest dobre samopoczucie.

Mieszkam sam i bardzo mi z tym dobrze. Gdy czasem słucham opowieści kolegów o ich żonach, to zastanawiam się, po co oni cały czas tkwią w tych małżeństwach. Jak chcą cierpieć, to ich problem. Każdy życie układa sobie sam. Kiedyś pewien Czech opowiedział mi o swoim podejściu do małżeństwa: "Ja swoją żonę kocham, jak jej nie widzę. Więc, gdy wracam do domu po pracy, to tylko się witam i idę na piwo. Rzadko z nią przebywam. Naprawdę jesteśmy szczęśliwym małżeństwem".

Z sąsiadami też utrzymuję bezpieczne relacje. Sąsiad kochany, gdy nie grzebie w garach. Polacy tacy są, że najpierw się uzewnętrzniają, a potem mają pretensje do całego świata, że sąsiad się z nich śmieje. Tajemnica jest tajemnicą, dopóki nie zdradzimy jej najlepszemu przyjacielowi. Podoba mi się amerykańskie podejście - nieważne, co się dzieje, zawsze jest OK.

Haneczka: Samotna? Na pewno nie czuję się samotna. Mam troje dzieci, siedmioro wnucząt, ośmioro prawnucząt - 6 dziewczynek, dwóch chłopczyków, kolejne w drodze. Tak się złożyło, że na stare lata rodzina wprowadziła się do mnie. Córka się rozeszła, moja wnuczka, jej córka, również, więc pod jednym dachem mieszkają 4 pokolenia! Córka wnuczki niestety jest chora na autyzm, więc trzeba z nią spokojnie. Mieszkanie małe, na pierwszym piętrze. Trochę jest to już męczące. Ale ja się jakoś ciągle trzymam. Czuję, że jestem chyba tu potrzebna.

Życie emeryta Życie emeryta Przygotowała Marta Kondrusik

Życie na emeryturze: "Tam, gdzie chcę, tam jestem, tam gdzie nie chcę, tam mnie nie ma"

Basia: Emerytura była dla mnie przełomem. Zaczęłam robić rzeczy, o które bym się w życiu nie podejrzewała. Zaczęło się od rysowania i malowania. Mój dziadek był malarzem, więc pomyślałam - może odziedziczyłam po nim jakiś talent? Z malowaniem twarzy idzie mi średnio, ale z kilku akwarel jestem zadowolona. Chodzę na zajęcia plastyczne do Ośrodka Kultury Ochoty, traktuję to raczej towarzysko. Gdy zaczęłam odkrywać inne sposoby wyrazu, malowanie zeszło na dalszy plan. Zaczęłam robić witraże, i przede wszystkim - biżuterię. Mam w domu swoją pracownię. Czasem udaje się coś sprzedać. Jeden z moich witraży pojechał do Ameryki! Jak nie mam co robić, to zawsze sobie coś wymyślę. Ostatnio zapisałam się na angielski.

A już w grudniu lecę do Nowej Zelandii na półtora miesiąca. Zawsze to było moje marzenie, żeby tam pojechać.

Czy przeraża mnie ten pęd i nowe technologie? Chyba tego nie odczuwam w ten sposób. Nie mam problemu z obsługą komputera. Śmigam na Facebooku. Ale jakby ktoś kazał mi się uczyć Snap Chata czy Twittera, to raczej bym odmówiła.

Nie mam poczucia, że moje życie zaraz się skończy. Widzę swoją przyszłość. Tylko czasem, gdy ktoś, po kim nigdy bym się tego spodziewała, umrze, to jak obuchem w łeb. Tak było z Haliną Skoczyńską.

Nie boję się śmierci, raczej stanu takiej niemocy, mniej lub bardziej świadomej. Miałam koleżankę, która po wylewie żyła jeszcze 10 lat. Ale nie mogła mówić, poruszać się. Po oczach widać było, że ona rozumie, co się do niej mówi, że myśli. Straszne. Obiecujemy sobie z koleżankami, że jak tylko zobaczymy, że któraś z nas zaczyna chrzanić, to mamy sobie powiedzieć. Żeby zdążyć jeszcze coś w tej kwestii zrobić...

Henio: Podoba mi się to, że na emeryturze już nic nie muszę. Jak chcę, to coś robię, jak nie chcę, to tego nie robię. Wszystko, co robię musi mieć jakiś cel i powód. Do centrum jeżdżę rzadko, bo nie muszę, ale na paradę seniora - owszem pojadę. Latem w niedziele czasem pływamy statkiem do Serocka. W Centrum przy Paca biorę udział prawie we wszystkich zajęciach. Chodzę na komputery, na poezję, na zajęcia do klubu starszych pań "Gwiazdeczka". Gram w spektaklach. Mówią, że rewelacyjny ze mne aktor. Ja się tam chwalić nie lubię. Raz w tygodniu biorę udział w spotkaniach "Senior z inicjatywą". Tam, gdzie chcę, tam jestem, tam gdzie nie chcę, tam mnie nie ma. Słucham dużo muzyki - Janis Joplin, Jimiego Hendrixa. Ale moim ulubionym zajęciem jest oglądanie telewizji. Bardzo interesuję się polityką. Traktuję ją jak kabaret, bo jak inaczej można nazwać to, co robią politycy. Czasem mam wrażenie, że nawet w kabarecie takich tekstów by nie wymyślili.

Pęd mnie nie przeraża, bo go nie czuję. Po co pędzić, skoro wiadomo, że i tak się nie będzie pierwszym. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Z internetu korzystam, kiedy jest mi potrzebny. Np. na temat pozyskiwania energii ze słońca. Bardzo mnie to interesuje i bez wahania mogę powiedzieć, że przeczytałem na ten temat przynajmniej pół internetu.

Haneczka: Lubię czytać i rozwiązywać krzyżówki. W komputerach nie siedzę, ani mnie na to stać, ani mnie to rajcuje. Kiedyś dużo chodziłam na prywatki, to były fajne czasy. Teraz trzy razy w tygodniu jestem w Centrum Kultury na Paca 40. Biorę udział w zajęciach dla starszych pań Gwiazdeczka, chodzę na gimnastykę rekreacyjną. Udzielam się u niewidomych na Pradze Południe - jestem członkiem nadzwyczajnym. Legitymacja nr 2! Dwa razy w tygodniu odwiedzam dwie koleżanki - jedną na Bródnie, drugą na Gocławiu. Jedna z nich ma już 92 lata i jest bardzo chora, jeżdżę z nią do lekarza. No i raz w tygodniu jestem z nią w kościele.

Życie emeryta Życie emeryta Przygotowała Marta Kondrusik

Warszawa: "Uwielbiam ten hipsterski klimat"

Basia: Uwielbiam Warszawę, jeszcze bardziej, odkąd schudłam 15 kg i zaczęłam jeździć na rowerze. Zdarzyło mi się nawet pojechać na Bródno - 22 km w jedną stronę! Jeżdżę latem, zimą, gdy nie ma śniegu, całą zeszłą zimę przejechałam na rowerze. I w końcu mogę widzieć Warszawę i warszawiaków, mogę obserwować, jak zmieniły się różne miejsca. Fajnie, że młodzi mają możliwość życia w takich czasach. Ja też staram się korzystać z tego, co Warszawa daje. Uwielbiam nowe bulwary nad Wisłą. W zeszłym roku jeździłam tam, kładłam się na leżakach i czytałam książkę.

Ale są rzeczy, które mi się nie podobają. Uwielbiam ten hipsterski klimat, ale za nim często nie idzie dobre wychowanie. Siedziałam w zeszłe lato z siostrą przy Bulwarze Flotylli Wiślanej nad samą wodą. Pamiętam jedno - jak strasznie śmierdziało sikami. Ludzie piją piwsko, a potem idą się odlać pod drzewo. Kultury z hipsterstwem niestety się nie łyka.

Henio: Każdy powinien choć raz w życiu pomieszkać za granicą. Żeby docenić to, co jest tutaj. Lubię Warszawę, gdybym jej nie lubił, to by mnie tu nie było. Najważniejsze to być tam, gdzie jest nam dobrze, gdzie czujemy się szczęśliwi.

A młodzi? Są tacy, jacy są. Jedni porządni, inni mniej. Ja uważam, że młodzież jest fajna. Nie mam z nią żadnego problemu. Nawet w komunikacji miejskiej. Czy ja mogę mieć pretensje, że młoda osoba siedzi, gdy ja stoję? A może ona jest zmęczona? Skąd mam wiedzieć, co robiła całą noc. Przecież po człowieku nie widać, czy go coś boli, czy coś mu jest. A jak bardzo chcę usiąść, to wystarczy, że zrobię skrzywioną minę. Zazwyczaj działa. Najgorzej to kogoś do czegoś zmuszać.

Haneczka: Warszawę lubię, Polaków mniej. Moim zdaniem to brudasy. I przez to Warszawa jest brudna. Ostatnio policzyłam pety na klatce schodowej na moim piętrze - doliczyłam się dziesięciu! Albo siedzę na ławce obok chłopaka, który pali papierosa. Kilka metrów od niego kosz na śmieci, ale on peta rzuca pod nogi. Bo ktoś sprzątnie.

I te kupy. Kocham zwierzęta. Ale to moim zdaniem okropność, że ludzie po nich nie sprzątają. Najgorzej jest zimą, kiedy śnieg stopnieje i wszystko wychodzi. Nawet na chodnikach te kupy. Tak ciężko zepchnąć chociaż na trawnik?

A młodzi? Są różni. Mieszkam na pierwszym piętrze i zawsze ktoś się znajdzie, kto pomoże mi wnieść zakupy na górę. Bo zakupy robię sama i to najczęściej bez wózeczka. Ciężko trochę, ale ja to wolę jedną siatkę w jedną rękę, drugą w drugą. A nie tam z jakimś wózkiem.

Autobusami jeżdżę, ale tylko niskopodłogowymi. Młodzi raczej ustępują, chociaż nie zawsze. Byłam świadkiem, jak starszy pan zwrócił uwagę młodej dziewczynie, która zajmowała miejsce dla osób uprzywilejowanych. Jak mu odpyskowała, że ona zapłaciła za bilet i ustąpi miejsca, kiedy wysiądzie z tramwaju.

Życie emeryta Życie emeryta Przygotowała Marta Kondrusik

Porady dla młodych: "Za żadne skarby nie pielęgnować toksycznych relacji"

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas

Basia: Ważne, żeby dokumentować swoje umiejętności. Ja tego nie robiłam i w wieku 50 lat miałam problem ze znalezieniem pracy.

Po drugie za żadne skarby nie pielęgnować toksycznych relacji - czy to koleżeńskich czy uczuciowych. Przeszłam terapię i przewartościowałam wiele relacji. Zdałam sobie sprawę, że były w moim życiu osoby, które w relacji ze mną przede wszystkim kierowały się interesownością i zazdrością.

Henio: Żeby nie robić nic przeciwko sobie. Ufać sobie i wierzyć, że marzenia można spełniać pod warunkiem, że się je spełniać chce.

Niczego nie żałować, bo to tylko obciąża i stresuje. A stres jest najgorszą rzeczą, jaką możemy sobie zrobić.

Umieć zachować do wszystkiego dystans. Bo jeśli ktoś wychodzi z założenia, że mu się wszystko należy, to zawsze będzie czuł się dyskryminowany i nigdy nie otrzyma tego, co twierdzi, że mu się należy. Człowiekowi należy się tyle, na ile zasłużył i sobie zapracował.

I dążyć do szczęścia. Bo człowiek szczęśliwy nie sieje nienawiści.

Nie obgadywać, bo to niszczy. Jeśli ktoś powierza nam tajemnicę, to choćbyśmy nie mogli wytrzymać, lepiej pójść wykrzyczeć ją na ulicy niż komuś zdradzić.

Haneczka: Uczyć się przede wszystkim, sport uprawiać, mieć jakieś zainteresowania, a nie tylko piwka i narkotyki. Jak widzę takich, co tylko z małpki pociągają, to aż strach. Najważniejsze to mieć w życiu jakieś zajęcie, kochać dzieci i starszych ludzi!

Więcej o: