Spodobało ci się? Polub nas
Warunek był jeden - basen musi mieć 50 m i być tańszy niż Warszawianka. Pływam dość szybko, lubię się "rozpędzić". Wyboru w Warszawie dużego nie miałam. Albo Warszawianka, albo Akademia Medyczna, albo... Basen na Inflanckiej. Stary PRL-owski basen pod namiotem z 1967 roku.
Oprócz ceny (13 zł za 1,5 godziny) do odwiedzin nie zachęcało nic. A zwłaszcza opinie o basenie:
"Zalet: Żadnych"
"Wady: Syf, brud"
"Cudne miejsce... dla plebsu"
"Horror"
"Rdza"
"Ogólnie brud, smród i ubóstwo!"
Tu, żeby dostać się na pływalnię, trzeba stoczyć morderczy bój z obrotowymi drzwiami pokrytymi grubą warstwą rdzy (zdarzyło mi się w nich zaklinować). Strach złapać za ściankę basenu, gdy dopływa się do końca toru - basen zdaje się kruszyć pod palcami. Styl industrialny został tu osiągnięty w sposób niezamierzony. Gdy po raz pierwszy weszłam na pływalnię - pomyślałam o jednym - zaraz złapię jakiegoś grzyba! Z drugiej strony nie mogłam odmówić tej pustej przestrzeni zaproszenia.
metrowarszawa.pl
Sobota, godzina 12:00. Pływam sama po 50-metrowym torze. Żaden zapalony sportowiec nie mija mnie z prędkością światła, generując silne fale, które powodują, że woda od razu dostaje mi się do nosa. Towarzystwo mam raczej spokojne - starsi panowie i panie, którzy raczej żabką niż kraulem. Jest cicho, spokojnie, a wolno płynący czas umila widok przystojnych ratowników i instruktorów pływania.
Otóż to - czas. Czas może płynąć wolno. Nikt i nic nie pospiesza. Płacę w kasie 13 zł. I mam 1,5 godziny na pluskanie, kąpiel pod prysznicem, ubranie się i wysuszenie włosów. Podczas pierwszej wizyty tak się zrelaksowałam, że nie zwróciłam uwagi, jak mój cenny czas zaczął się kończyć. Krótki flashback z Warszawianki - 0,43 zł za każdą minutę, tutaj pewnie podobnie. Szybko się ubieram, włosy niech same wyschną, byle tylko jak najszybciej wyjść i zatrzymać czas.
Wychodzę w pocie czoła do szatni, gdzie odbierałam numerek, pytam zdyszana, czy zdążyłam. Pracownik szatni patrzy na mnie spode łba: Jaki czas, pani się zrelaksuje.
Koleżanka po wyjściu wyjaśnia mi: - Tutaj nikt by nie zauważył, jakbyś siedziała na basenie nawet trzy godziny.
Fajnie.
O panach pracujących w szatni na Warszawiance można by napisać osobny artykuł. Nigdy nie wiem, czy zrobiłam coś nie tak, czy po prostu ich życie jest tak smutne, że nie mają ochoty ani się przywitać, o żartowaniu nie wspominając. Zawsze mają włączone swoje małe radyjko, przy którym siedzą z gazetą wśród metalowych wieszaków, a gdy pojawi się jakiś intruz z kurtką i workiem z butami, powolnym krokiem podchodzą do lady.
Zimą w sezonie 2014-2015 byłam przekonana, że chodzi o brak wieszaka przy kurtce zimowej. - No i na czym ja mam powiesić? - pyta zrezygnowany starszy pan. - Na kapturze? - mówię i jednocześnie się uśmiecham i rzucam błagalne spojrzenie. W odpowiedzi słyszę głębokie westchnienie. I tak przez całą zimę. Gdy nadeszła kolejna i podeszłam dumnie do lady w szatni - w nowej kurtce, z przyszytym wieszaczkiem, liczyłam chociaż na gest zadowolenia. No cóż.
Na Inflanckiej za to - żart goni żart. Jest po prostu miło. - Nie ma pani siateczki na buty? No trudno, ja pani dam - mówi pan w szatni. Gdy wychodzę i chcę oddać siatkę proponuje. - No ale w co pani włoży te mokre klapki? - No nie wiem, jakoś w ręcznik zawinę. - Pani da spokój i weźmie tę siateczkę - miód na moje serce.
Numerki nie są sztywne, jak na Warszawiance, nie posiadają również metalowego czytnika, który czasem działa, a czasem nie. Ten działa zawsze, szafki są duże i wygodne, w moim odczuciu wygodniejsze niż na basenie przy Merliniego.
Prysznice to osobna historia. Na Warszawiance ciężko znaleźć taki, z którego woda leciałaby mocnym i pełnym strumieniem. Jeśli płacę 26 zł za godzinę pływania, a tak naprawdę nie tylko pływania, ale również - mycia, ubierania i suszenia (bo wysuszyć włosów nie można po zatrzymaniu czasu), to chciałabym się wykąpać w zadowalających warunkach. Z temperaturą też jest różnie. Niektórych pryszniców unikam zawsze, bo wiem, że tam ciepłej wody nie uraczę.
metrowarszawa.pl
Na Inflanckiej o dziwo prysznic jeszcze nie zawiódł. Może to kwestia niewysokich oczekiwań (bo z takimi tutaj przyszłam). A może tego, że po prostu - czujki w prysznicach działają, woda ma idealną temperaturę - ani zbyt gorąca, ani zbyt zimna. Strumień wody jest na tyle silny, że wierzę w to, iż warstwa kamienia, jaka mogła osadzić się na główce do prysznica jest jeszcze do zaakceptowania. Ku mojemu zdziwieniu, ani razu nie zabrakło również mydła w dozowniku (co na Warszawiance zdarza się dość często).
Spodobało ci się? Polub nas
Suszarki to bardzo ważny element wyposażenia szatni na basenie. Powinny dawać silny i w miarę ciepły wiatr.
Na Warszawiance suszenie włosów trwa godzinami. Nie powiem, że wszystkie suszarki na Inflanckiej działają wyśmienicie - wyrwane rury łączące urządzenie główne z rączką to widok, do którego trzeba się przyzwyczaić. Ale - jak już suszarka zadziała, to suszy wyśmienicie.
Panie starają się również nie spędzać w przebieralni zbyt wiele czasu. Jeżeli któraś spróbuje, można ją przywołać do porządku odwołując się do kartki przyklejonej do lustra.
metrowarszawa.pl
Basen na Inflanckiej nie prezentuje się może tak dobrze jak Warszawianka, choć i na Merliniego o luksusach można zapomnieć. Czy basen jest czysty? Według badań, o które poprosiliśmy Wojewódzką Stację Sanitarno-Epidemiologiczną w Warszawie - tak. Basen wymaga remontu - gruntownego. Większość moich znajomych nie weszłoby do wody w tym basenie nawet jakby ktoś groził im śmiercią. Wystarczy jednak zawierzyć Sanepidowi, odpiąć przypiętą do basenu łatę "ubóstwo" i "syf, zapłacić 13 zł i spędzić na nim efektywnie czas. Bo, jak mówi koleżanka, "jak nie można kochać basenu na Inflanckiej?".