"Od zawsze pracuję na umowę o dzieło". Jak żyją warszawscy millenialsi?

W Stanach nazywa się ich millenialsami, w Wielkiej Brytanii pokoleniem Y, w Japonii - "nagara zoku" (ci, co robią zawsze dwie rzeczy na raz), w Grecji - pokolenie 500 euro, w Niemczech - pokolenie "być może". W skrócie to osoby urodzone między 1980 a 1995 rokiem. W mniejszym skrócie - osoby bez własnego m2, z długami lub kredytem - na karcie, w banku, u znajomych, u rodziców, nie potrafiące podjąć decyzji, często bez stałej pracy. Jednocześnie inteligentne, wykształcone, otwarte, żądne wiedzy. Czy właśnie tacy są warszawscy millenialsi?
Millenialsi Millenialsi Przygotowała Marta Kondrusik

"Od zawsze pracuję na umowę o dzieło". Jak żyją warszawscy millenialsi?

Praca: "Emerytury i tak nie dostanę"

Mieszko, 26 lat, grafik, mieszka z dziewczyną w centrum Warszawy w mieszkaniu 36 m2, które kupił na kredyt: Pracuję, odkąd skończyłem 17 lat. Tańczyłem zawodowo i już wtedy zarabiałem 3 tys. zł na rękę. Mam trochę inną perspektywę niż osoby, które pracować zaczęły dopiero po studiach. Gdy przeprowadziłem się z Poznania do Warszawy, za wszelką cenę chciałem coś osiągnąć.

Lubię swoją pracę i mam nadzieję, że będę pracował do końca życia. Od zawsze pracuję na umowę o dzieło. To mi odpowiada. W moim przypadku umowa o pracę oznaczałaby wyłącznie niższą pensję i mniej swobody. Cenię sobie wolność.

Czasami pracuję do nocy, to chyba jedyny minus, ale pracodawca opłaca mi opiekę zdrowotną i praktycznie, kiedy chcę, mogę wyjechać na urlop.

A emerytura? I tak jej pewnie nie zobaczę na oczy. Oszczędzam na własną rękę. Byłem wychowywany tak, żeby liczyć zawsze na siebie. Nawet jakby chodziło o pożyczenie wiertarki, to bym prędzej sam na nią zarobił niż prosił kogoś o pomoc.

Ola, 27 lat, projektantka mody, samotna, wynajmuje duży pokój w domku na Pradze. Właśnie kupiła "one way ticket" do Hiszpanii: Chciałam otworzyć własną firmę, ale nie dostałam dotacji. Biorę zlecenia, jest różnie. Są takie miesiące, kiedy nic się nie dzieje, są takie, kiedy jest bardzo dużo pracy. Jak dobry klient to można wycisnąć i kilkanaście tysięcy złotych za jednym zamachem. A potem jechać w podróż.

Tuż po studiach było mi ciężko. Od rodziców nie mogłam oczekiwać wsparcia. To, w jakim miejscu jestem teraz, to efekt dwuletniej pracy z coachem. Jak działasz jako freelancer, to stawiasz czoło całkiem innym problemom niż gdy pracujesz na etacie. W szkole nie uczą cię, jak sobie w życiu radzić, jak prowadzić biznes. Radzę sobie, ale wciąż nie wiem, jak chciałabym żyć. Czy mieć mniej i żyć fajniej, spokojniej, czy rzeczywiście cisnąć i zarabiać dużo pieniędzy, ale kosztem rodziny, dzieci. Czuję, że obie opcje są w zasięgu ręki, tylko którą wybrać? Moment w którym człowiek uświadamia sobie, że wszystko zależy od niego jest najpiękniejszy i jednocześnie najgorszy.

Ta niewiedza rodzi duży niepokój. Dlatego wyjeżdżam, żeby poznać się lepiej. Aż brzuch mnie rozbolał jak kupiłam one way ticket do Hiszpanii, wszystko może się zdarzyć.

Marysia, 32 lata, pracuje w jednej z instytucji kultury, samotna, żyje w mieszkaniu, które dostała od rodziców: Lubię swoją pracę, ale nie ukrywam, że frustruje mnie obecna sytuacja. Od zawsze pracuję na "śmieciówkach", już sama nie wiem, czy ten "etat" to coś wartościowego, czy nie. Na razie nie planuję zachodzić w ciążę, więc bardziej zależy mi na satysfakcjonującej pensji. Ale i ta jest dość słaba. Ledwo udaje mi się coś odłożyć co miesiąc. Mimo dużego stresu w pracy, nic nie wskazuje na to, żebym miała dostać jakąś większą podwyżkę. Awans też średnio wchodzi w grę. Dlatego bardzo często myślę o tym, żeby się przebranżowić. Wychowałam się w zamożnej rodzinie. Mama nigdy nie pracowała, ale ojciec odnosił i wciąż odnosi duże sukcesy. Na studiach nie myślałam "o przyszłości", ważne dla mnie było to, aby robić to, co się kocha. Bo pieniądze nigdy nie były w domu problemem. Po studiach, gdy przestałam dostawać "kieszonkowe", moje życie diametralnie się zmieniło. Kiedyś mieszkałam w domu jednorodzinnym, dziś mieszkam w małym mieszkaniu. Wcześniej nie czułam, że na coś nie mogę sobie pozwolić, dziś żyję bardzo oszczędnie, a na miasto wychodzę rzadko.

Kasia, 31 lat, ma własną firmę z branży nieruchomości, od lat żyje w wynajmowanych mieszkaniach, od kilku miesięcy w związku z chłopakiem, którego poznała w internecie: Od czterech lat mam własną firmę. Raz jest lepiej, raz jest gorzej, ale do tej pory było tak, że gdy tylko zaczynałam się niepokoić, że mam mało zleceń, dzwonił telefon. Posiadanie własnej firmy to na pewno stres, gdybym pracowała w korporacji, pewnie byłabym już jakimś kierownikiem. Wybrałam jednak inną drogę. Ale lubię wyzwania, zwłaszcza biznesowe, pod tym względem przypominam ojca. Właśnie pracuję nad kolejnym własnym projektem z chłopakiem, z którym się spotykam.

Nie chciałabym pracować do końca życia, robię wszystko, żeby nie musieć. Z drugiej strony ktoś bliski mi ostatnio powiedział, że bez pracy długo bym nie wytrzymała. Zobaczymy, jak będzie. Na pewno nie myślę o sobie, że jestem nieogarnięta. Ważna jest dla mnie niezależność finansowa. Mam ten komfort, że jakby się coś zawaliło, to rodzina zawsze mi pomoże, ale nie biorę pieniędzy od rodziców. Byłoby mi wstyd prosić.

Millenialsi Millenialsi Marta Kondrusik

"Od zawsze pracuję na umowę o dzieło". Jak żyją warszawscy millenialsi?

Miłość, rodzina: "To musi być facet jak "dąb", przy którym poczuję się bezpiecznie"

Mieszko: Mam czterech braci, ojciec rozstał się z mamą, nie mam z nim kontaktu. Chciałbym mieć dzieci, może dwójkę, może więcej. Rozmawiamy z moją dziewczyną na ten temat. Nie mamy ciśnienia na ślub, nie wszystko musi być dla nas "po Bożemu". Na razie jednak skupiamy się na pracy. Raczej nie chciałbym wychowywać dziecka na 36m2.

Marysia: Sama nie wiem, dlaczego wciąż jestem sama. Cały czas ktoś się wokół kręci, ale zazwyczaj brak większego entuzjazmu, albo z mojej albo z jego strony. Pochodzę z rozbitej rodziny. Ojciec był dla mnie kimś, kto odnosił sukcesy, jednocześnie jego "rodzinność" dawała wiele do życzenia. Chyba odziedziczyłam po nim stanowczość i pasję do pracy oraz niechęć do domowego ogniska, z drugiej strony nie wyobrażam sobie pełnić rolę stereotypowego "mężczyzny" w związku. A faceci, których spotykam, często w tej roli chcą mnie chyba widzieć. Odnajdując w nich to ciepło, jednocześnie nie znajduję cech, które dawały by mi poczucie bezpieczeństwa. Cały czas nie wiem, na czym bardziej mi zależy i jak się odnaleźć w tym świecie, w którym ważna jest dla mnie niezależność i rozwój, a jednocześnie posiadanie kogoś, kto tak jak dawniej zaopiekuje się, zapewni poczucie bezpieczeństwa. Świadomość, że jest tak wiele opcji i wystarczy kliknąć parę razy w telefon, żeby się z kimś spotkać również sprawia, że zdecydowanie się na jedną osobę staje się bardzo trudne.

A dzieci? Myślę, że bym chciała, ale nie wiem, czy bardziej dlatego, że czuję presję społeczną, bo wszystkie koleżanki wokół już dawno wyszły za mąż i mają dzieci, czy dlatego, że naprawdę tego pragnę. Czasu niestety mam coraz mniej.

Kasia: Gdy miałam 18 lat wyobrażałam sobie, że będę w zupełnie innym miejscu w wieku 31. No ale tak się potoczyło życie. Nie mam dzieci, spotykam się z kimś, kto może stać się z czasem kimś naprawdę ważnym, ale nie mieszkamy ze sobą, na razie z jego strony nie padły jakieś konkretne propozycje. Lubię swoją niezależność, trochę obawiam się takiego dużego przywiązania, odpowiedzialności za drugiego człowieka. Ufam mu coraz bardziej, nie jest to też facet, który sobie w życiu nie radzi. Może też dlatego, że jest ode mnie o ponad 10 lat starszy. Ważny jest dla mnie pewien poziom i status społeczny. Sama sobie świetnie radzę, jednocześnie lubię jak mężczyzna nosi w związku spodnie, to mi daje poczucie bezpieczeństwa.

Ola: Rodzice wzbudzają we mnie poczucie winy, że nie mam męża i dzieci. Moja siostra jest ode mnie młodsza i już jest w ciąży, ze swoim mężem budują w tej chwili dom. Z jednej strony nie jestem gotowa na takie życie, jestem zbyt ciekawa świata, życie mojej siostry byłoby dla mnie niczym pętla na szyi. Z drugiej czuję tę presję, bo moje życie nie jest stabilne i spokojne. Ale gdybym miała spełniać oczekiwania rodziców, to nie byłabym sobą. Albo wybierasz akceptację rodziny, albo to że jesteś czarną owcą i robisz, co chcesz.

Byłam w dwóch związkach, które bardzo ściągały mnie w dół. Dzięki tak naprawdę jednemu facetowi naprawdę się rozwinęłam, zrobiliśmy razem kilka fajnych projektów. Ale nie wyszło.

To, że teraz nie mam faceta, jest świadomym wyborem. Nie wiem, czego chcę, kim jestem. Najpierw muszę odpowiedzieć na te pytania. Ale na pewno kogoś znajdę. Wyjazd do Hiszpanii to początek realizacji tego planu. Jedno jest pewne - to musi być facet jak "dąb", przy którym poczuję się bezpiecznie. Jednocześnie na tyle inteligentny, żeby mnie nie nudził.

Millenialsi Millenialsi Marta Kondrusik

"Od zawsze pracuję na umowę o dzieło". Jak żyją warszawscy millenialsi?

Mieszkanie: "Zachęcam wszystkich do brania kredytu"

Mieszko: Odkąd się przeprowadziłem do Warszawy, mieszkałem chyba w 12 rożnych mieszkaniach. Zawsze był jakiś powód, żeby się przenieść. Albo mieszkaliśmy z rodziną i to po prostu nie działało, albo nagle wróciła córka właściciela i chciała się wprowadzić. Nie jest w Polsce tak, że możesz wynajmować mieszkanie i mieszkać w nim przez lata, planować rodzinę.

Gdy trafiłem z dziewczyną do mieszkania przy Świętokrzyskiej, już nie chcieliśmy się z niego wyprowadzać. Więc jak właściciel powiedział, że chce sprzedać, postanowiłem wziąć kredyt i je kupić. Mimo że pracuję na umowę o dzieło, dostałem kredyt w wysokości 320 tysięcy. Cieszę się, że mam własne mieszkanie, nie uważam, że to pokłosie komunizmu. Dobra nieruchomość w dogodnej lokalizacji to czysta inwestycja. W razie wypadku losowego, ciężkiej choroby, zawsze można sprzedać i mieć na leczenie. Każdego zachęcam do brania kredytu na mieszkanie, nawet na kawalerkę.

Kasia: Pochodzę z Trójmiasta, w Gdyni mam własne mieszkanie, które dostałam od rodziców. Jakbym chciała, to mogłabym je sprzedać i kupić dwa mniejsze, np. jedno w Warszawie, jedno w Trójmieście. Ale nie mam takiej potrzeby. Teraz mieszkam w niewielkim dwupokojowym mieszkaniu na Mokotowie. Nie mam większych potrzeb na tę chwilę. I podoba mi się to, że w każdej chwili mogę się wyprowadzić. W życiu nie wzięłabym sama kredytu na mieszkanie, może z kimś. Po co mi taki bagaż? Nie mam długów, kredytów i dobrze mi z tym.

Marysia: Gdybym nie dostała mieszkania od rodziców, pewnie wciąż wynajmowałabym pokój. Na pewno nie czułabym się z tego powodu dumna. Przekroczenie magicznej 30stki coś robi z mózgiem. Masz poczucie, że jesteś w tyle za wszystkimi, że nawet ci, co wzięli kredyt, radzą sobie lepiej, bo mieli odwagę, żeby to zrobić. Najczęściej są już po ślubie, mają dzieci. Moja mama w moim wieku miała już mnie i moją siostrę, ojciec budował dla nas dom. Z drugiej strony doceniam fakt, że jestem niezależna, że nie mam jeszcze rodziny, swobodę, której nie mają moi znajomi. U nich rzeczywiście życie kręci się wokół pracy i dzieci. Nie śpią po nocach, narzekają na brak czasu. Zazdroszczą, że mogę się wyspać w weekend, chodzić do teatru, do kina, do klubów, robić spontaniczne wypady na weekend.

Ola: Nie mam żadnych kredytów, nawet telefonu nie biorę w abonamencie. Jedynym zobowiązaniem finansowym, jakie mam, jest czynsz za mieszkanie. Mieszkam ze studentami i mi z tym dobrze. Byłoby mnie stać na to, żeby mieszkać samej, ale po co? Czułabym się samotna i płaciła więcej. A tak mam duży pokój w fajnym domku. No i niedługo wyjeżdżam do Hiszpanii, więc unikam jakichkolwiek finansowych zobowiązań. Niedawno odbyłam ciekawą rozmowę z pewnym chłopakiem. Był po 30-tce. W pewnym momencie powiedział mi, że stara się o kredyt na mieszkanie, bo chce założyć rodzinę. Dodał, że ten kredyt to pewnie będą spłacać jego dzieci, bo on wcześniej zejdzie na zawał z przepracowania. Ale to mieszkanie musi mieć. To było przerażające. Moim zdaniem kredyt to kolejny element systemu, który ogranicza naszą wolność. Po co człowiekowi mieszkanie na kredyt? To tylko ułuda, że jest ono nasze.

Millenialsi Millenialsi Marta Kondrusik

"Od zawsze pracuję na umowę o dzieło". Jak żyją warszawscy millenialsi?

Przyszłość: "W kiecce do ziemi, z brzuszkiem, w musztardowym cabrio"

Mieszko: Dobrze sobie wizualizować przyszłość, to pomaga w osiągnięciu tego, czego się pragnie. Może nie za pięć, ale tak za dziesięć lat wiem, jak chciałbym, żeby wyglądało moje życie. Dom z ogródkiem, dzieciaki, pies i nasze koty. Nie jest dla mnie ważne, gdzie, w jakim kraju. Ale jestem jeszcze młody, wcześniej dojrzałem do pewnych rzeczy. Moi znajomi, którzy mają po 30 lat dopiero teraz zaczynają myśleć o oszczędzaniu, emeryturze, przyszłości.

Kasia: Nie wiem, jak chciałabym, żeby wyglądało moje życie za 5-10 lat. Moim zdaniem bez sensu tworzyć sobie takie plany. Można się bardzo rozczarować.

Marysia: Za pięć lat widzę siebie w związku z mężczyzną mojego życia, z którym planuję kolejny urlop (śmiech). Mam w końcu umowę o pracę i mogę rozważać posiadanie dziecka. Albo własną firmę, bo coraz częściej zastanawiam się nad założeniem własnej działalności. Powoli mam dość pracowania dla kogoś i wiecznego niepokoju, że może zaraz zastąpi mnie ktoś młodszy lub mający mniejsze oczekiwania. Cały czas myślę o powrocie do Wrocławia, skąd wyprowadziłam się na studia do Warszawy. Jeśli tempo Warszawy za bardzo będzie mnie przytłaczać, niewykluczone, że tak zrobię. Tylko wtedy musiałabym mieć już męża i dziecko, bo jako singielka nie miałabym za bardzo, co tam robić i z kim spędzać czas. Wszyscy przyjaciele z liceum już ochajtani i z dziećmi.

Ola: Mam taką wizję, że zapraszam rodzinę do mojej hacjendy za miastem. Gdzieś pasie się koza, biegają zwierzęta, krząta się mój mąż, który zorganizował mi w jednym z pomieszczeń studio malarskie. Ja mam kieckę do ziemi, długie włosy, brzuszek i jadę takim mercedesem cabrio w kolorze musztardowym.

Millenialsi Millenialsi Marta Kondrusik

"Od zawsze pracuję na umowę o dzieło". Jak żyją warszawscy millenialsi?

Wartości: "Żeby po prostu być dobrym człowiekiem"

Kasia: Na pierwszym miejscu - rodzina. Na drugim - miłość. Później przyjaźń. Na czwartym miejscu zdrowie. Na piątym pasja.

Mieszko: Najważniejsi są ludzie i to, jakie budujesz relacje. Nawet jak człowiek jest sam, to gdy wraca z jakiejś podróży, zawsze się do kogoś odzywa. Rodzina, znajomi, przyjaciele.

Ważne jest dla mnie bycie zaradnym, ogarniętym życiowo, bystrym, w takich codziennych sprawach. Jeśli coś się nie udaje, to staram się nie narzekać, ale szukać rozwiązania.

Wartością na pewno jest dla mnie praca, w rozumieniu posiadania czegoś własnego, co daje poczucie satysfakcji, zapewnia psychiczną równowagę.

I chyba to, żeby po prostu być w życiu dobrym człowiekiem. Pomocnym, życzliwym, z otwartym umysłem i liberalnymi poglądami. Wolność jest ważniejsza niż równość.

Marysia: Wciąż nie wiem, co jest dla mnie największą wartością. Coraz ważniejsza jest dla mnie rodzina i przyjaciele. Te stałe relacje, które liczę na to, że przetrwają niejedną kłótnię. Coraz więcej czasu zaczynam poświęcać na pielęgnację tych relacji, wcześniej wydawało mi się, że jak komuś na tobie zależy, to będzie zawsze, ale to nieprawda. A ci ludzie, zwłaszcza teraz, kiedy jestem sama, są dla mnie źródłem siły. Liczę na to, że do tego towarzystwa dołączy wkrótce ktoś jeszcze.

Inną ważna dla mnie wartością jest chyba praca i działanie. Żeby nie stać w miejscu i cały czas się rozwijać, poprawiać, stawać się lepszym człowiekiem - dla siebie, dla innych. Bycie konsekwentnym w tym, co się robi. I nie narzekanie, któremu tak łatwo ulec. Takiej chęci, żeby to ktoś się zajął i zrobił coś za nas.

Ola: Na razie przytłacza mnie to morze możliwości, to chyba główny problem, z jakim boryka się moje pokolenie. Nie wiadomo, co wybrać, jak żyć, kim być. Czy poświęcić się pracy, czy rodzinie, czy budować swoją silną społeczność w jednym miejscu czy jeździć po świecie i poznawać nowe. W tej chwili nie mam pojęcia, jak odpowiedzieć na pytanie, jakie wartości są dla mnie najważniejsze. Najpierw muszę odnaleźć siebie. Jak wrócę z Hiszpanii, to pogadamy. (śmiech)

Millenialsi Millenialsi Marta Kondrusik

"Od zawsze pracuję na umowę o dzieło". Jak żyją warszawscy millenialsi?

W Stanach nazywa się ich millenialsami, w Wielkiej Brytanii pokoleniem Y, w Japonii - "nagara zoku" (ci, co robią zawsze dwie rzeczy na raz), w Grecji - pokolenie 500 euro, w Niemczech - pokolenie "być może". W skrócie to osoby urodzone między 1980 a 1995 rokiem. W mniejszym skrócie - osoby bez własnego m2, z długami lub kredytem - na karcie, w banku, u znajomych, u rodziców, nie potrafiące podjąć decyzji, często bez stałej pracy. Jednocześnie inteligentne, wykształcone, otwarte, żądne wiedzy. Czy właśnie tacy są warszawscy millenialsi?

Więcej o: