Czy bokser może być dobrym aktorem? Po obejrzeniu tego klipu nie powinniście mieć wątpliwości. Tym większy szacunek dla "Kosy", bo na ogół nasi sportowcy dość sztucznie wypadają w reklamach, filmach czy nawet w telewizyjnych wywiadach. A tu Krzysztof Kosedowski - polski bokser, medalista olimpijski i czterokrotny mistrz Polski - gra główną rolę. I to jak.
"Chcieliśmy pokazać starszego faceta po przejściach, który parę razy dostał w nos, nie tylko od życia. Krzysiek świetnie zagrał samotnego człowieka, choć na początku rozważaliśmy z reżyserem teledysku zatrudnienie profesjonalnego aktora. Chyba wzięła górę moja słabość do boksu, w końcu kiedyś rekreacyjnie trenowałem na hali Gwardii" - wspominał w wywiadzie dla metrocafe.pl Skubas.
Maciej Bieliński, reżyser klipu, dodaje: - Mogłem wziąć aktora, dobrze go ucharakteryzować, żeby wyglądał, jak pokaleczony bokser, ale po co. Tu mam faceta, który taki po prostu jest. "Kosa" już kilka razy pokazywał się przed kamerą. Miałem do niego zaufanie. I się udało. Zagrał świetnie: płakał, przeżywał, był po prostu autentyczny. Chapeau bas.
Skubas, fot. Anna Tomczyńska / KAYAX
Podobnie było z wyborem miejsca. Reżyser od razu postawił na Pragę. - Zależało nam na specyficznym klimacie w tym teledysku. Szukaliśmy miejsca opuszczonego, ale z olbrzymim charakterem, który drzemie w budynkach, ulicach i ludziach, którzy tam mieszkają - wyjaśnia. Praga w tym klipie prezentuje się wyjątkowo przygnębiająco. Zdjęcia do teledysku kręcono pod koniec zimy. Za oknem było więc szaro i ponuro. - Pory roku nie wybraliśmy, to ona nas wybrała. Ale to nie tak, że chcieliśmy pokazać obskurną Pragę. Jestem po szkole filmowej w Łodzi i mam już dość lumpowskich klimatów - śmieje się reżyser. - Wybierałem takie miejsca, które są malownicze i fajne, ale one na Pradze po prostu takie są. Ulica Stalowa wydała nam się filmowa. Tu nic nie było poprawiane.
Mieszkanie, w którym kręcono ujęcia, należy do młodych artystów, którzy niedawno przyjechali do Warszawy i osiedlili się w jednej z kamienic przy ul. Stalowej. - To jest taki skłocik - śmieje się reżyser. - Zachowaliśmy oryginalny wystrój kuchni, ale w pokoju, gdzie ćwiczy bohater, są prawdziwe medale i odznaczenia Krzyśka.
Skubas, fot. Anna Tomczyńska / KAYAX
Teledysk musiał powstać na wiosnę 2014 roku, kiedy "Nie mam dla ciebie miłości" miało swoją premierę. Piosenka dość szybko zawojowała listy przebojów. Singiel promował drugi krążek Skubasa, ale artysta już wcześniej "testował" potencjał tego utworu na koncertach po wydaniu debiutanckiej płyty. Chwyciło. Piosenka podobała się publiczności, stąd decyzja, by promować ją w radiu i nakręcić do niej teledysk. Słowa napisała Basia Adamczyk, która na stałe współpracowała ze Skubasem i zagrała również w klipie. Miał w nim wystąpić także sam Skubas. - Gdy widać boksujących się chłopaków, to on zamiatał podłogę. Ostatecznie jednak na montażu zrezygnowaliśmy z tej sceny - tłumaczy Bieliński.
Za kamerą stanął Bartosz Nalazek, znany z pracy przy filmach Stevena Spielberga - "Czas wojny" i "Lincoln". To jemu zawdzięczamy m.in. świetne ujęcia kręcone na podwórku. - Jest taka scena, w której główny bohater wita się z kolegami. Oni tam po prostu stali i popijali mamrota. Poprosiłem Krzyśka, żeby do nich podszedł. Od razu rozpoznali "Kosę", przybili z nim piątki, wyrażali szacunek dla jego sportowych dokonań i tak zupełnie naturalnie wzięli udział w teledysku. Zapytaliśmy, czy nie będą mieli nic przeciwko kręceniu. Zgodzili się bez problemu. Oszczędziliśmy im i nie pokazywaliśmy w klipie ich twarzy - opowiada Bieliński. - Nie spodziewałem się, że to się tak fajnie rozwinie.
Skubas, fot. Anna Tomczyńska / KAYAX
Nie wszystkie sceny w klipie kręcono jednak na Pradze-Północ. Część działa się w sali na ul. Kinowej na Pradze-Południe. Tu znajduje się Akademia Walki. - To szkoła bokserska Sebastiana Skrzecza, który wychował już wielu mistrzów Polski. Poznaliśmy się, gdy kręciłem film dokumentalny o jego podopiecznych. Powiedziałem mu o czym jest nasz klip. Nie dość, że się zgodził udostępnić nam salę, to jeszcze namówił swoich chłopców, których trenuje, na udział w teledysku. Wszystko było zaaranżowane, ale dla nas najważniejsze było to, że mieliśmy statystów, którzy występują w swoich rolach. Fajnie to wyszło, ale tu znów zadziałała Praga. Tu są ludzie, którzy nie mają w sobie tej spiny, którą można spotkać po drugiej stronie Wisły. Tu z ludźmi łatwiej się dogadać. Te relacje międzyludzkie są bardziej, że tak powiem, analogowe - przyznaje reżyser.
I na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednym bohaterze klipu. - Producent teledysku dostał rozkaz, żeby na plan przywieźć psa, który wzbudzi litość. Nie zawiodła jedna z koleżanek. Jej pies bardzo dobrze z nami współpracował, mimo że było dość chłodno. Chcieliśmy jeszcze dograć z nim jakieś dodatkowe sceny, ale gdy zadrżał z zimna, zrobiło nam się go żal i nie chcieliśmy go dłużej męczyć. Doszliśmy do wniosku, że montujemy te sceny, które mamy nagrane - podkreślił w rozmowie ze mną Maciej Bieliński. - Myślałem, że nie zobaczymy na końcu psa - przyznałem się. - Chodziło mi o to, że pies jest w domu, ale ciągle przywiązany na sznurku - odparł reżyser.
W tym klipie jest wszystko, co powinniście wiedzieć o Magdzie Piskorczyk, a o co boicie się zapytać. Teledysk jest w końcu o niej samej. - "All of Me", tytuł zobowiązuje. To po prostu cała ja - śmieje się Magda. Zdjęcia do klipu kręcono w 2008 roku. W większości powstały na Pradze. - Jestem blisko związana z rodziną i przyjaciółmi, a oni właśnie tam mieszkali - przyznaje artystka. Choć Magda z trudem dziś przypomina sobie czasy, gdy kręcono ten teledysk, to Praga w nim widoczna, nadal robi na niej duże wrażenie. - Te miejsca wyglądają świetnie. Uwielbiam np. katedrę św. Floriana i całą okolicę: ulicę Floriańską czy dalej Pomnik Praskiej Kapeli Podwórkowej - wylicza wokalistka.
Nad koncepcją klipu pracowała wspólnie z Szymonem Kołodziejczykiem, który reżyserował teledysk. - Najpierw bardzo dużo rozmawialiśmy z Magdą. Chodziło o to, by złapać "flow" - wspomina Szymon. - Gdy już się wzajemnie czuliśmy i wiedzieliśmy, że klip ma być jak piosenka: radosny, żywy i kolorowy, to ruszyliśmy w miasto. Przemierzaliśmy stałe trasy Magdy, ale też szukaliśmy takich miejscówek, które nam się po prostu podobały.
I tak na przykład powstała scena z rowerem na Powiślu. - To było gdzieś w okolicach BUW-u, ale dziś już muru z graffiti nie ma, bo ta okolica bardzo szybko się w ostatnich latach zmienia - mówi Magda. Najczęściej wsiadała na rower i wspólnie z Szymonem szukali ładnych kadrów, które pasowały do klipu. - To nam zajęło najwięcej czasu. Długo zastanawialiśmy się jaki obraz mnie samej chcemy pokazać. Szymon pytał, gdzie bywam, co mnie interesuje, co robię w wolnym czasie. Chcieliśmy, żeby to, co powstanie, było prawdziwe.
Magda Piskorczyk, fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta
Magdzie bardzo zależało na pokazaniu w klipie lubianej przez reżyserów ulicy. - Patrzyłam na Stalową z okien mieszkania mojej rodziny. To był jeden z moich ulubionych widoków z Pragi - przyznaje. Ulica jednak nie "występuje" w teledysku, bo była wówczas remontowana. Udało się za to nakręcić sceny przy Pomniku Praskiej Kapeli Podwórkowej na rogu ul. ks. Kłopotowskiego i Floriańskiej. Łatwo nie było, bo Magda musiała najpierw zdobyć sympatię tutejszych. - Wiedziałam, że mieszkańcy są bardzo zżyci ze swoim rejonem, więc jak się tam pojawiliśmy, to od razu słyszałam dziwne, a często niemiłe, komentarze od siedzących na ławce, nieco podchmielonych pań - wspomina artystka. - Troszkę się ze mnie naśmiewały, bo tu taki włochacz kolorowo ubrany, więc naturalnie wzbudziłam zainteresowanie. Podeszłam jednak do nich i spytałam, czy nie będzie im przeszkadzała muzyka, którą puszczaliśmy z magnetofonu. Musieliśmy to zrobić, żebym mogła pod to ruszać ustami i śpiewać. "Nie ma sprawy" odpowiedziały swoich zachrypniętym głosem - śmieje się Magda. - Bardzo miło to wspominam. Wyszło naturalnie, nie było żadnego udawania.
Pomnik Praskiej Kapeli Podwórkowej, fot. Warszawiak z Wawra/ zdjęcie przysłane na Alert24
Teledysk mieni się od kolorów. Wystarczy zerknąć na sceny kręcone na ulicy, przy pomniku czy w mieszkaniu. - W klipie pokazałam swój pokój - przyznaje wokalistka. - Wynajmowałam wtedy mieszkanie na Bródnie. Dziś mieszkam po drugiej stronie Wisły, ale tamten czas bardzo dobrze wspominam. Mieszkało mi się tam znakomicie. Urządzałam je po swojemu. Nie lubię gotowców. Przez to, że dużo podróżuję, w domu muszę się czuć, jak u siebie.
Jedyny czarno-biały fragment klipu dzieje się nad Wisłą. Magda rozkłada na masce samochodu, pożyczonego od znajomego, drugie śniadanie. - To też prawda o tobie? - pytam. - Teraz już tak nie jadam śniadań - śmieje się Magda. - To był żarcik.
Po zakończeniu zdjęć Magda wspólnie z Szymonem pracowała na montażu. - Byłam bardzo zadowolona z efektu końcowego. To duża zasługa Szymona, który był bardzo uważnym obserwatorem i słuchaczem tego, co mówię i robię - zachwala wokalistka. Po naszym telefonie Magda zachciała obejrzeć swój klip. - Dawno go nie widziałam. Zrobię to z sentymentu, bo na ogół nie oglądam w domu swoich teledysków czy występów z koncertu, częściej robią to znajomi w mojej obecności - dodaje.
Praskie podwórko, odrapane kamienice. W bramie stoi dwójka rdzennych mieszkańców, między nimi czarnoskóra dziewczyna. Najpierw chłopcy kołyszą się z surowymi minami, w końcu cała trójka przybija piątkę. Przecież "nie masz cwaniaka nad afro-warszawiaka"...
Na pomysł zaaranżowania raz jeszcze słynnego warszawskiego szlagieru wpadł Mamadou Diouf, prezes fundacji "Afryka Inaczej", senegalski wokalista, dziennikarz i działacz społeczny, starający się obalać w Polsce stereotypy dotyczące mieszkańców Czarnego Lądu. Z propozycją zaśpiewania "Cwaniaka" zwrócił się do Ifi Ude, polsko-nigeryjskiej piosenkarki, kompozytorki i autorki tekstów. - Odebrałam telefon. Mamadou opowiedział o projekcie muzycznym, który zbliżyłby Afrykańczyków do rdzennych mieszkańców Warszawy. Pomyślałam: czemu nie. Ale perspektywa zaśpiewania "Cwaniaka" mnie przeraziła. Przecież dopiero co świetny i cieszący się ogromną popularnością cover zrobił Łukasz Garlicki - wspomina dziś Ifi Ude.
Wokalistka jednak zgodziła się na współpracę, w efekcie czego warszawski "cwaniak" zyskał nowe oblicze: stał się afro-warszawiakiem snującym się po praskich podwórkach. - Zmieniliśmy tytuł, bo już na wstępie chcieliśmy podkreślić, że nasze wykonanie nie będzie klasycznym podejściem do słynnej piosenki. Chcieliśmy jednak pozostać w zgodzie z folkową tradycją, którą Polacy raczej źle oceniają. Takiej muzyki nie gra się w klubach, młodzież uważa, że jest obciachowa. A nie ma się czego wstydzić - mówi Mamadou Diouf.
Mamadou Diouf, fot. Albert Zawada / AG
Z kamerą wybrali się na Pragę. Przyciągnął ich urok praskich podwórek i autentyczność dzielnicy. - Praga kojarzyła nam się z nastrojem, tekstem utworu. Wybraliśmy ten jej fragment, który najbardziej potrzebuje promocji: okolice Brzeskiej, Ząbkowskiej, Dworca Wschodniego. Znaleźliśmy też jedno podwórko w okolicach ul. Inżynierskiej i Stalowej. Tam ustawiliśmy kosze na śmieci, rozwinęliśmy na trzepaku dywan, który pożyczył nam jeden z mieszkańców - opowiada Diouf.
Sceny były całkowicie improwizowane, teledysk powstał w naturalnych przestrzeniach, właściwie bez budżetu. Ale za to z niespodziankami ze strony lokalsów. - Na Brzeskiej pojawili się dwa młodzi chłopcy, mieszkańcy. Najpierw marudzili, że nie wolno, że nie mamy pozwolenia, ale zaczęliśmy z nimi rozmawiać, wytłumaczyliśmy, o co chodzi i dopiero wtedy spojrzeli na nas przychylnie. W dodatku poczuli się aktorami i pojawiają się w teledysku - mówi Diouf.
Ifi Ude, fot. materiały prasowe
Sytuację, która stała się motywem przewodnim klipu (to właśnie oni kołyszą się z Ifi w bramie podwórka) wspomina też wokalistka: - Chcieliśmy trzymać sztamę z lokalsami, żeby nie zrobili nam krzywdy [śmiech]. Ale też chcieliśmy okazać im szacunek, bo przecież wkraczamy do ich dzielnicy, a to są ludzie, dla których miejsce pochodzenia jest bardzo ważna. Jak pojawiają się obcy i się panoszą, to trzeba uważać. Dla nich to zniewaga, że ktoś bez nich robi coś o nich - komentuje Ude.
Chłopcy na tyle zgrali się z ekipą, że zostali zaproszeni na premierę klipu, która odbyła się w Domu Spotkań z Historią przy ul. Karowej. - Na premierę nie przyszli, pewnie zaprosilibyśmy ich na scenę. Ale wierzę, że dokopali się do teledysku gdzieś w internecie - mówi Ifi Ude.
Ifi Ude, fot. Nikodem T. Jacuk / Agencja Gazeta
To nie jedyni mieszkańcy Pragi, którzy pojawiają się w teledysku. Niemal w każdej ze scen widać wyglądających z okien lokatorów. - Ci ludzie w oknach to życie, samo życie. Po prostu byli ciekawi, co za dziwadła chodzą po dzielnicy i śpiewają - śmieje się Ude.
"Dziwadła" przywędrowały na Pragę z lewego brzegu Wisły, w oparach mgły znad rzeki przejechały tramwajem (najprawdziwszym, bo żadna ze scen teledysku nie była aranżowana) na prawą stronę rzeki. Żaden z artystów nie dostał za projekt pieniędzy, powstał on całkowicie społecznie. - Chcieliśmy tym projektem powiedzieć coś o tzw. kulturze obcej i o tym, że wcale nie jest ona tak obca, jak mogłoby się wydawać - ocenia Diouf.
- To jeden z fajniejszych klipów, jakie zrobiliśmy - mówi metrowarszawa.pl Paweł Sołtys, czyli Pablopavo. Oprócz solowej kariery, udziela się także w zespole Pablopavo i Ludziki. To z nimi cztery lata temu nagrał "Indziej" z przykuwającym uwagę klipem. Akcja toczy się w dwóch miejscach: na ul. Stalowej na Pradze-Północ i w Lasku na Kole.
Skupmy się na pierwszej części, z której Paweł był bardzo zadowolony. Ulicę Stalową wybrał reżyser wspólnie z operatorem. - Uważali, że to jedna z najbardziej praskich ulic i pasuje do tego, co my z "Ludzikami" robimy muzycznie. Większość to były długie ujęcia i Stalowa ze swoją perspektywą bardzo ładnie nam pasowała - opowiada Paweł i zaznacza, że stara się "nie wcinać w pracę ludziom, którzy wiedzą, co robią". - Nie lubię udawać filmowca. Jak coś mi nie pasuje, to mówię o tym wprost. Trudno, żebym sam podrzucał pomysły, bo kamera widzi inaczej.
Paweł od wielu lat mieszka na Grochowie, ale do Pragi-Północ ma ogromny sentyment. - To przez wiele lat było ostatnie miejsce, gdzie można było popatrzeć na starą Warszawę, która nie została w takim stopniu zniszczona w trakcie Powstania Warszawskiego i II wojny światowej, jak lewobrzeżna część miasta. Stara Praga pokazuje, jak stolica mogłoby wyglądać.
Pablopavo, fot. Jan Zamoyski
Był początek listopada, gdy ruszyły zdjęcia. Paweł przeziębił się podczas nagrania. - Było piekielnie zimno, a ja w pierwszej scenie wybiegam z bramy w krótkiej koszulce - wspomina. - Każdy kolejny dubel to był płacz, bo temperatura była w okolicach zera. Byłem potem chory, ale sztuka wymaga poświęceń - śmieje się wokalista.
Zwróćcie uwagę na scenę, w której Paweł idzie po torach na ulicy Stalowej, a za nim żółwim tempem posuwa się do przodu tramwaj. - To jest najfajniejsza scena w całym klipie i jest autentyczna. Skończyła się długą opowieścią motorniczego na temat tego, skąd pochodzą nasze mamy - śmieje się Paweł. - Ale tory blokowaliśmy tylko na chwilę. Na Stalowej spotkaliśmy też człowieka, który grał w wielu filmach, okazało się, że jest statystą, a w ?Rezerwacie? grał większą rolę.
Pablopavo, fot. Michał Łepecki/ Agencja Gazeta
Zdjęcia kręcono w dzień powszedni. Ulica Stalowa nie była wyłączona z ruchu. - Zaczęliśmy rano i byliśmy tam do 14-15. To tak ładnie wygląda na klipie, ale tak naprawdę to było wiele godzin pracy i powtarzania. Stalowa w tym czasie normalnie żyła, tak jak co dzień. Co chwila trzeba było przerywać, bo auto jechało nie tak, jak by chciał reżyser. Dużo partyzantki miejskiej w tym było - opisuje.
Paweł wspomina, że na kręcenie zdjęć nie mieli żadnych zgód. - Ale mieliśmy zgodę od lokalnych chłopaków. Postawiliśmy im butelkę i dzięki temu mieliśmy ochronę - żartuje.
Druga część teledysku była kręcona w Lasku na Kole po drugiej stronie Wisły.
Kolejna porcja teledysków z Warszawą w tle już za tydzień w serwisie metrowarszawa.pl. W następny wtorek (29 września) zaprezentujemy Wam podsumowanie naszego cyklu.
A do końca września czekamy na zgłoszenia Waszych ulubionych "warszawskich" teledysków. Swoje propozycje podsyłajcie na adres: metrowarszawa@agora.pl. Te klipy, które zdobędą najwięcej Waszych głosów, zostaną opisane w naszym cyklu i zaprezentowane w specjalnym programie na antenie Kino Polska Muzyka w weekend 3-4 października.
Kino Polska Muzyka