Na początek kawałek, który nawet największym smutasom powinien odrobinę poprawić nastrój. Uśmiech Pauli (szczególnie) i Karola jest tak zaraźliwy, że trudno nie dać się porwać ich bardzo melodyjnej i łatwo wpadającej w ucho muzyce. A ta piosenka ma jeszcze jeden atut - to właśnie wideo-pocztówka (nie używam tego określenia przypadkowo), która do niej powstała.
Pomysł na klip jest bardzo prosty. Członkowie grupy idą chodnikiem, grają i śpiewają. W zasadzie niewiele się dzieje, ale cieszą detale. Ktoś jedzie na rowerze, młoda matka spaceruje z dzieckiem w wózku, pies i kot spoglądają z balkonu, ptaszek wygrzewa się na oświetlonej słońcem gałęzi, ktoś z piłką wchodzi do kamienicy, gołąb przechodzi przez ulicę, śmieciarka blokuje przejazd...
I choć nie jest to oficjalny teledysk (grupa zresztą go nie ma), to zespół Paula i Karol bardzo go lubi. Wideoklip był kręcony "na setkę" na ul. Lwowskiej. "Na setkę", czyli bez montażu. Zresztą sesje w plenerze dla Pauli i Karola to nic nowego. Tak zaczynali swoje granie "na mieście". - Pierwszy koncert bez nagłośnienia daliśmy 6 lat temu przed Planem B, potem zagraliśmy u znajomych w ogródku na Żoliborzu - wspomina początki grający na gitarze Karol Strzemieczny. - Lubimy akustyczne brzmienie. Na ulicy graliśmy podczas naszego tournee po Europie. Bardzo żałuję, że nie mamy filmików, jak śpiewaliśmy w szwajcarskich czy francuskich miastach. Było naprawdę zabawnie.
Teledysk kręciła grupa zapaleńców
Za pomysł, produkcję i reżyserię klipu odpowiada Piotrek Rajkowski z Postcard Sessions. Na wideosesję, bo tak woli mówić o klipie, celowo wybrano Śródmieście Południowe. - Wcześniej miała to być ul. Wilcza, ale zmieniła się godzina kręcenia zdjęć i światło już inaczej padało. Skoro warunki pogodowe pokrzyżowały nam plany, to padło na Lwowską. W końcu tu są piękne przedwojenne kamienice.
Ulica pewnie dobrze jest znana większości studentów, którzy od lat przychodzą tu kserować notatki nawet w środku nocy. Szyld jednego z punktów ksero widać nawet w teledysku.
Paula i Karol, fot. Anna Bystrowska
Postcard Sessions to grupa zapaleńców. Inspirują się tym, co robi od ponad dekady Vincent Moon, który nagrywa w plenerze teledyski m.in. dla Bon Iver, Arcade Fire, Beirut, The National czy R.E.M. Ekipa żyje muzyką i tworzy "unikalne wizualnie i muzycznie sesje akustyczne realizowane w ciekawej, miejskiej przestrzeni Warszawy". - Wraz z muzykami odświeżamy często dobrze znane utwory i nadajemy im zupełnie nowe brzmienie. Robimy to non-profit - opowiada Rajkowski. I dlatego piosenka "My Bones" w wersji, którą teraz oglądacie, różni się nieznacznie od tej znanej z płyty "Heartwash". - Ponieważ wszystko było kręcone na żywo, to wtyczki i porty przypięliśmy do instrumentów. Później Paula i Karol docenili, że zarejestrowany przez nas na ulicy dźwięk był tak czysty, jak byśmy nagrywali w studiu. To zasługa naszych techników - dodaje Rajkowski.
Zespół Paula i Karol, fot. materiały prasowe
"Artyści zasr...i"
Postcard Sessions nazywają się tak nieprzypadkowo. - Postęp zapomniał o osobistej formie kontaktu jaką są pocztówki. Ta forma wiadomości to często ważne emocje, które miały swój początek w konkretnym miejscu. Takie też są nasze sesje, którymi zbliżamy muzyka do widza i na odwrót - tłumaczy Rajkowski i przypomina sobie, że przechodnie reagowali na ogół entuzjastycznie. - Ważna była dla nas naturalna reakcja ludzi. A zespół wprowadził na ulicę życie, coś kolorowego. Pamiętam, że dwie dziewczyny z lokalu Kosmos Kosmos szły za kamerami, a potem nas wszystkich zapraszały do siebie.
Nagranie trzeba było jednak kilka razy powtarzać. Muzycy przechadzali się wąskim chodnikiem obok zaparkowanych samochodów. I to nie wszystkim się spodobało. Zdarzyło się, że kierowca na nich zatrąbił, bo chciał wjechać na miejsce parkingowe. Była też mniej przyjemna scena. - W trakcie kręcenia starsza kobieta akurat wyszła z bramy i cały czas szła za zespołem - opowiada Rajkowski. - Nie przyszło jej do głowy, by przejść na drugą stronę ulicy. W końcu zaczęła się przepychać między muzykami i zdenerwowana krzyknęła "artyści zasr...i".
Cały zespół Paula i Karol, fot. materiały prasowe
Ale było też dużo przyjemnych chwil. W teledysku widać naturalne reakcje przechodniów. Jest para w samochodzie, która się szczerze uśmiecha, piesi zatrzymują się, by zrobić zdjęcie komórką, ktoś sympatycznie macha do muzyków. - Była interakcja z przypadkowymi ludźmi, którzy tam się wtedy znaleźli, a my staraliśmy się przemycić w wideosesji jak najwięcej spontaniczności i naturalności od zespołu. Chodziło nam o autentyczność. To miało być atrakcyjne dla widza, trochę jak koncert, tylko w zupełnie innym otoczeniu - dodaje reżyser.
Taki tytuł piosenki może sugerować tylko jedno miejsce w Warszawie. Gdzie znajduje się mekka hipsterów w Śródmieściu? Oczywiście na placu Zbawiciela (nieco ironicznie nazywanego też placem Hipstera). Grupa Arka Jakubika - przede wszystkim aktora, a w tym wypadku lidera i wokalisty grupy Dr Misio - właśnie tu nakręciła swój teledysk. I co widać w klipie? Że pali się słynna na całą Polskę tęcza. Stałych bywalców modnych knajp wokół placu taki widok zapewne nie dziwi. W końcu tęcza stała w ogniu już kilkakrotnie. A jak było w marcu, gdy kręcono teledysk?
- Oczywiście, że nie paliliśmy tęczy - uśmiecha się Magdalena Tomanek, kierownik produkcji z firmy Mastershot, która zadbała o efekt finalny klipu. - Mieliśmy zgodę miasta, by rozstawić scenę pod tęczą, ale nie utrudnialiśmy ruchu ani tramwajom ani samochodom. Zapewniam jednak, że podczas kręcenia teledysku z tęczy nie spadł ani jeden płatek. Spaliliśmy ją dopiero na postprodukcji dzięki efektom specjalnym - dodaje.
Dr Misio, fot. materiały prasowe
Mecwaldowski jako transwestyta
Za scenariusz i reżyserię teledysku odpowiadał Łukasz Palkowski, autor obsypanego nagrodami filmu "Bogowie". W rolach głównych możecie zobaczyć popularnych aktorów: Roberta Więckiewicza, który stylizuje się na tytułowego hipstera (m.in. doczepia sobie wąsy i zakłada czerwoną czapkę) i Wojciecha Mecwaldowskiego paradującego w podcieniach wzdłuż Marszałkowskiej w przebraniu kobiety (w różowej peruce jako transwestyta). Obaj spotykają się przy barze w Planie B. Tego dnia lokal specjalnie zamknięto. W klipie występują więc tylko statyści. - To byli znajomi reżysera, aktorów i nasi bliscy - wyjaśnia Tomanek. Jedno z ujęć pokazuje też stoliki przed Charlotte, równie modnym miejscu na pl. Zbawiciela.
Arkadiusz Jakubik z zespołem Dr Misio w Jarocinie, fot. Łukasz Cynalewski
Dr Misio nie pierwszy raz korzysta z pomocy reżyserów filmowych. Wcześniej teledyski dla grupy robili już m.in. Wojciech Smarzowski (reżyser filmów: "Pod mocnym Aniołem", "Drogówka", "Róża" czy "Wesele") i Krzysztof Skonieczny. - Arek poprosił Łukasza, bo obaj się dobrze znają. To była koleżeńska produkcja - mówi Magdalena Tomanek. I podsumowuje: - To była bardzo sympatyczna produkcja, zdjęcia przebiegły w miłej i przyjacielskiej atmosferze. Zrobiliśmy fajny, autorski projekt Łukasza i Arka w gronie osób, z którymi świetnie nam się pracuje i których prywatnie lubimy.
Jeśli po obejrzeniu teledysku nadal nie wiecie, jak wygląda prawdziwy hipster, posłuchajcie Arka Jakubika:
Ale to musiał być niecodzienny widok... Wyobraźcie sobie: połowa lat 90., jedziecie tramwajem czy autobusem przez centrum Warszawy i na najbardziej obleganym rondzie w stolicy przez cały dzień banda kolorowo ubranych ludzi tańczy, śpiewa, rozkłada się na fotelach i gra na instrumentach. A wszystko to na oczach tysięcy kierowców i pasażerów komunikacji miejskiej oraz... policjantów, którzy nie interweniowali (z jednym małym wyjątkiem, o czym wspomnimy dalej). Tak powstawał teledysk do największego przeboju zespołu Houk, który już nie istnieje, ale w latach 90. na koncertach gromadził tłumy.
"Policja chciała nas zgarnąć"
Wideoklip do "Żyję w tym mieście" jest tak kolorowy, jak cała muzyka reggae. A kręcono go niecałe 20 lat temu, kiedy Warszawa była szarym i brudnym miastem, choć już oszpeconym kolorowymi reklamami. Teledysk nagrywano w studiu i w plenerze. - Miejsce wymyśliłem sam. Wiedziałem, że to musi być centrum Warszawy - opowiada Darek Malejonek, wówczas lider zespołu. O stolicy mówi "moje miasto". Sceny widoczne w klipie kręcono na placyku na rondzie Dmowskiego, tu gdzie zbiegają się Aleje Jerozolimskie i ul. Marszałkowska. Malejonek przyznaje, że uzyskanie zgody na kręcenie teledysku wcale nie było takie proste. - Wcześniej musieliśmy załatwić różne zezwolenia od miasta. Sporo tego było - przyznaje. - Pamiętam, że patrol policji chciał nas stamtąd zgarnąć - wspomina dziś z rozbawieniem. - Oni nie zostali wcześniej powiadomieni, że mamy zgodę na nagrywanie w tym miejscu. Trochę to trwało zanim im wyjaśniliśmy, co tu robimy i że mamy wszystkie niezbędne dokumenty.
Darek Malejonek z grupą Maleo Reggae Rockers podczas koncertu "Solidarni z Białorusią" w 2012 roku w Warszawie, fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Houk na neonie
Jak "żyło się w tym mieście" w latach 90-tych? Wystarczy zerknąć na teledysk. Co my tu mamy? Na ulicach królowały maluchy, trabanty, polonezy, ale przejeżdżają też zachodnie auta. Autobusów i tramwajów niskopodłogowych wówczas jeszcze nie było. Pasażerów woziły więc wysłużone ikarusy i słynne "parówki" (tramwaje produkowane dla Warszawy w latach 60. - przyp. red.). Widać blaszaki na pl. Defilad, który w tamtych czasach przypominał azjatycki bazar. Nad dzisiejszą "patelnią" pracują dźwigi i żurawie przy drążeniu stacji metra Centrum. Mamy też kolorowe neony reklamowe pod hotelem Forum (nazwa Novotel pojawi się dopiero kilka lat później). To, co zwraca uwagę, to wyskakujący wielki napis "Houk". - Gdy ludzie z firmy, do której należał ten nośnik, dowiedzieli się, że będziemy tam kręcić teledysk zaproponowali, że nazwa naszego zespołu będzie się wyświetlać co kilkadziesiąt sekund. I zrobili nam to za darmo - opowiada Malejonek.
Darek Malejonek z Maleo Reggae Rockers podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w 2011 roku w Warszawie, fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Muzycy ubrani w luźne, kolorowe koszule tańczą, śpiewają, grają, jeżdżą na rowerze, siedzą na rozstawionych na środku ronda fotelach. Mają ze sobą instrumenty, telewizor, lampę - no prawie, jak w domu. - Spędziliśmy tam cały dzień, co zresztą widać w teledysku, bo sceny kręcono w ciągu dnia i po zmroku. Było dużo fajnych scen, nie wszystkie się zmieściły w klipie. Ludzie podchodzili do nas, machali nam z autobusu, niektórzy wystąpili w teledysku - opowiada Darek Malejonek. Zaznacza, że w trakcie nagrywania cały czas grała muzyka i było naprawdę głośno.
Koncert zespołu Houk w kościele na warszawskich Siekierkach, 29 listopada 1998 roku, fot. Maciej Zienkiewicz / Agencja Gazeta
- Ostatnio oglądałem ten teledysk ze dwa lata temu. Dziś Warszawa to fajne, kolorowe miejsce, kiedyś taka nie była, ale nasz teledysk był wtedy właśnie taki: barwny i kolorowy - mówi Malejonek.
Kto tęskni za muzyką i Warszawą ostatniej dekady XX wieku, niech zerknie jeszcze na teledysk do piosenki Kazika. Singiel "Maciek, ja tylko żartowałem" wydano w lipcu 1997 roku z - dla wielu kultowego - albumu "12 groszy". W tym czasie kręcono też wideoklip. Kazik zawsze miał świetne teledyski, o czym jego fanów z pewnością nie trzeba przekonywać. Ten dzieje się na ulicach Warszawy i w klubie Remont.
Klip jest humorystyczny, jak i sam tekst utworu, choć jego interpretacji było sporo. Plotkarski światek żył nawet historyjką, że Kazik napisał tę piosenkę dla Maćka Maleńczuka posądzanego o homoseksualizm. Motyw w teledysku jest doskonale znany. Muzycy przebierają się i paradują po ulicy. Nam pozostaje bawić się razem z nimi. Ogląda się to jak jeden ze skeczy do programu typu "ukryta kamera". Widzimy więc reakcje przechodniów zaskoczonych biegającymi po ulicy białymi niedźwiedziami.
Kazik Staszewski podczas koncertu z zespołem Kult w poznańskiej Arenie w 2010 roku, fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Artyści świetnie się bawią
Sławek Pietrzak, pomysłodawca klipu i właściciel wytwórni fonograficznej S.P. Records, w której swoje krążki wydaje Kazik, zapewnił nas, że w teledysku nie było statystów. - Reakcje były prawdziwe - mówi Pietrzak. W sieci pojawiło się mnóstwo domysłów kogo widać w teledysku. Nieprawdą jest, że występuje tam siostra Kazika czy dziewczyna znana z klipu "12 groszy". Zobaczycie tam natomiast żonę Sławka Pietrzaka - Katarzynę oraz MoniLove, byłą pracownicę S.P. Records. Co ciekawe, twórcy klipu nie musieli mieć zgody miasta na kręcenie teledysku. I może dzięki temu teledysk jest tak zabawny, a przede wszystkim widać, że świetnie bawią się na nim artyści. Jeśli ktoś z Was nie rozpoznał miejsc, w których kręcono teledysk, to oprócz wejścia do klubu Remont w parterze Domu Studenckiego Riviera, zdjęcia nagrywano też na ul. Marszałkowskiej (między pl. Zbawiciela i pl. Unii Lubelskiej) i na Polu Mokotowskim.
Kolejna porcja teledysków z Warszawą w tle już za tydzień w serwisie metrowarszawa.pl. W następny wtorek (8 września) zaprezentujemy Wam kolejne cztery klipy, tym razem z Ursynowa.
A przez cały miesiąc czekamy na zgłoszenia Waszych ulubionych "warszawskich" teledysków. Swoje propozycje podsyłajcie na adres: metrowarszawa@agora.pl. Te klipy, które zdobędą najwięcej Waszych głosów, zostaną opisane w naszym cyklu i zaprezentowane w specjalnym programie na antenie Kino Polska Muzyka w weekend 3-4 października.
Kino Polska Muzyka