Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas
No dobrze, niech tak będzie, bo Nocny Market pachnie jak Bangkok, wygląda jak Berlin/Lizbona, a znajduje się na styku Śródmieścia, Ochoty i Woli, na pustym peronie pocztowym, nieczynnego od prawie 20 lat dworca Warszawa Główna przy ul. Towarowej 3.
Po wojnie Warszawa Główna była najważniejszym dworcem w stolicy, dziś staje się najsmaczniejszym.
W każdy weekend w godzinach wieczornych (piątek/sobota w godz. 17:00-1:00 i niedziele w godz. 16:00-23:00) mistrzowie kuchni rozstawiają polowe kuchnie, otwierają food trucki i zaczynają się czary.
Za organizację odpowiadają: Kasia i Dagmara Dziedzic, Piotr Dorak i Mateusz Kuwał.
W każdy weekend wystawców jest około dwudziestu, zmieniają się, ale kilku jest stale. Każdy odwiedzający powinien tam znaleźć coś dla siebie, choć pachnie i smakuje głównie Azją i orientem z małymi włoskimi, francuskimi, gruzińskimi akcentami.
Przedstawiam wam moją subiektywną listę najlepszych sprzedawców Nocnego Marketu.
Bartosz i Paweł Wawrzyszak i Tomasz Rozwod pochodzą z Lublina. Od dawna marzyli o własnym lokalu, ale ciągle było im pod górę. Chcieli być w centrum, pizza miała być pieczona w piecu opalanym drewnem, a lokal przytulny.
Custom Pizza Truck
Poszukiwania trwały zbyt długo. W końcu się poddali (albo odblokowali) i postanowili zbudować swój własny lokal tyle, że... na kołach.
Poszli na całość, drugiej takiej mobilnej pizzeri w Polsce nie znajdziecie.
Sprowadzenie samochodu amerykańskiej marki Freightliner należącej do koncernu Daimler-Chrysler z silnikiem Mercedesa trwało aż dwa miesiące. Te popularne w USA ciężarówki o dopuszczalnej masie do 15 ton są wykorzystywane na krótkich i średnich dystansach i często służą jako baza dla food trucków.
Custom Pizza Truck
Nowiuteńka, nieśmigana ciężarówka przypłynęła z portu w Jacksonville na Florydzie, skąd trafiła do Bremenhaven w Niemczech i dalej na kołach przyjechała do Lublina.
Bazą do zabudowy ciężarówki był szkielet kontenera. Dach, podłoga, ściany i całe wykończenie powstały już w Lublinie.
Właściciele sami też zbudowali 2,5 tonowy piec opalany drewnem. Cały proces trwał prawie 2 lata. Ale się opłacało, samochód robi wrażenie. Nie chcą zdradzać, ile dokładnie wydali, żeby osiągnąć taki efekt, odpowiadają tylko, że kilkaset tysięcy złotych.
Custom Pizza Truck
Serwują tylko pizzę, podstawowe produkty takie jak mąka, pomidory i przyprawy sprowadzają bezpośrednio z Włoch.
Kręcą cienkie placki (co w Polsce wciąż jest rzadkością, wolimy grubasa zabetonowanego serem i zalanego keczupem), robią to sprawnie i szybko.
Nie szaleją i nie przesadzają z dodatkami, w menu same klasyki: margherita (20 zł i to mi się podoba); 4 sery (25 zł); salami (25 zł); wiejska (z kiełbą, boczkiem, cebulą i serem 25 zł); szynka i pieczarki (22 zł) itd.
Custom Pizza Truck
No i oczywiście, nie byłbym sobą, gdybym trochę nie ponarzekał.
W każdej nowej pizzerii testuję margheritę, bo to podstawa i dużo mówi o pizzy i miejscu, w którym powstaje. Jak dla mnie ta byłas ciut za sucha i lekko przypalona. Musiałem pomóc sobie oliwą, a że mieli zacną efekt był na plus.
Ale to świetni goście, gadają, zachwalają, śmieją się i cieszą swoją robotą. To lepsze, niż najlepsze dodatki na placku.
Jak to pachnie! A jak smakuje!
To pierwszy wietnamski food truck w Warszawie, którego kunszt docenili też smakosze z "Gazety Stołecznej", nadając mu zaszczytny tytuł Warszawskiej Pyzy 2016.
Viet Street Food
Ich spécialité de la maison są bagietki bánh mi. Podają je na kilka sposobów: z pate (wietnamskim pasztetem), z boczkiem, z korzenną, pachnącą cynamonem i świętami Bożego Narodzenia szynką, oraz z tofu.
Jak się ładnie uśmiechniecie, może trafi wam się jakaś krewetka z tajską bazylią... A do tego ten tajemniczy, aromatyczny, dziwny i egzotyczny sos, plus zioła z przewagą obowiązkowej kolendry.
Viet Street Food
Viet Street Food
Smakowały mi też banh gio z ciasta ryżowego gotowanego na parze, zawinięte w liście bananowca z mięsno-grzybowym nadzieniem.
Znajomi zachwycali się sajgonkami z cieniutkim makaronem ryżowym i słuszną ilością zieleniny.
Viet Street Food
Bitos Hoang i Ngoc Diep smaki Wietnamu mają we krwi, a że od małego pomagali rodzicom w prowadzeniu tzw. "chińczyków", czyli popularnych barów ze spolszczoną wietnamską kuchnią. I kiedyś musiał przyjść ten czas, na bunt.
To, co serwowane jest w tych barach nie ma wiele wspólnego z tradycyjną wietnamską kuchnią. To europejskie wyobrażenie, zalane sosem sojowym i nieśmiertelnym słodko-kwaśnym.
Viet Street Food
Oni postanowili zaryzykować i pokazać, co to jest prawdziwy uliczny vietfood. Udało się, a efekt przerósł oczekiwania.
Jedząc ich dania, czujemy się, jakby się chwilę temu teleportowali z Hanoi. Bogactwo indochińskich przypraw wzrusza, słodki i długo pieczony boczek onieśmiela, zupa pho jest fest tłusta i zawiesista, czuć, że się nie patyczkują i wybierają najtłustsze kąski i długo (nawet kilkadziesiąt godzin) gotują wywar, aż zostaje tylko esencja.
Viet Street Food
Miseczka tej zupy zjedzona około północy sprawi, że można dalej ruszać w miasto i walczyć do rana przy jakimś barze, lub jak wszyscy wokoło - szukać Pokemonów.
- Chłopaki są punkowcami azjatyckiego jedzenia - mówi Piotrek Dorak, jeden z współorganizatorów Nocnego Marketu. - Nie ważne, czy lubisz tę kuchnię, czy nie, warto chociaż popatrzeć, jak przygotowują swoje dania, ile serca i pasji w to wkładają - dodaje i ucieka.
Asian Food Foundation
Asian Food Foundation
Asian Food Foundation
Długo zastanawiałem się w czym tkwi ta "punkowość", aż trafiłem do nich sobotniej nocy, kiedy kończył się już Nocny Market, a kucharze pakowali swój kuchenny mandżur. Najedzony byłem po kokardę, chodziłem ze znajomymi, sącząc wygazowane piwko między straganami i rozmawiałem z ostatnimi sprzedawcami.
- Coś wam jeszcze zostało? - pytam chłopaków z Asian Food Foundation
- Poczekaj chwilkę, sprawdzę - odpowiada jeden z kucharzy i wielką chochlą nabiera z dna dwudziestolitrowego gara aromatyczną, żółciutką zupę z makaronem ryżowym.
- Ile płacę?
- Nie żartuj, to końcówka. Choć dostaniesz dolewkę - mówi kucharz, woła jeszcze moich znajomych. Nalewa im po miseczce i uśmiecha się.
Asian Food Foundation
Punk not dead - myślę i zabieram się za zupę. To singapurska curry laksa z oryginalnego przepisu. Nie załapałem się na kurczaka i krewetki (szkoda), za to zupa była idealnie zbalansowana, w sam raz słodka i ostra, że aż pot rosi się na czole.
Tak ma być, bo "punk to nie jest bułka z masłem".
Zaczęli niedawno, bo w kwietniu, za to z przytupem otworzyli lokal przy ul. Kruczej 24/26.
- Pomysł rodził się od dawna - mówi Bartek Kraciuk z Grupy Warszawa (Zorza, Syreni Śpiew, Warszawa Powiśle, Stacja Mercedes, Lody na Patyku) - Marzyliśmy o knajpie, która inspiruje się Azją, ale nie wpada do worka z "kuchnią narodowościową". Chcieliśmy wyciągnąć najlepsze smaki, połączenia, tekstury, fantazje z Azji, ale reszta jest już całkowitą wariacją na ten temat - dodaje.
Fokim
Fokim
Fokim
Nie lubią, kiedy próbuje się ich zamykać w "azjatyckim fusion", twierdzą, że to określenie jest "zbyt wyświechtane i ogólne", ostatecznie przyznają, że najbardziej oddaje charakter ich kuchni.
Na Nocnym Markecie spróbowałem ich panko rolli. Wow! Jadłbym i jadłbym i jadłbym i jadł... Wygląda to jak rolka sushi: w środku ma np. łososia z gruszką, tylko, że jest panierowana w panko i perwersyjnie smażona w głębokim tłuszczu, pokrojona i podana z salsą pomidorową i guacamole. Ile tam jest smaków, chrupkości i różnych tekstur!
Fokim
Pycha!!!
Prócz tego serwują bułki na parze bao m.in. z szarpanym żebrem wołowym, z tofu i panierowanym kurczakiem (sorry, ale Viet Street Food w tej kategorii wymiatają konkurencję).
Fokim
Podsumowując: Fokim to taki dopieszczony street food mocno inspirowany Azją, ale doprawiony warszawską fantazją.
Zaczęli w maju 2014 roku na Powiślu i od razu stali się jednym z ciekawszych, i co ważne - dostępnych cenowo miejsc - na kulinarnej mapie dzielnicy. A jak wiadomo, konkurencja na Powiślu jest zacna.
A nuż widelec
Menu w restauracji zmienia się co 2-3 dni, jest rotacyjne, jednak to co ich określa i charakteryzuje, to ryby.
Knajpę prowadzą pochodzący z Mazur bracia - Sylwester i Alan.
Sami mówią o sobie "chłopaki z Mazur", zależy im na tym, żeby atmosfera na Powiślu i na Nocnym Markecie była rodzinna i swobodna. A wędzić ryby i mięsa nauczyli się od ojca i dziadka, który przez całe życie mieszkał nad jeziorem.
A nuż widelec
A nuż widelec
Na Nocnym Markecie wędzą pstrągi (15 zł za sztukę), węgorze (150 zł za kg.) i mazurskie sielawy (3 sztuki za 10 zł.). Te ostatnie pochodzą prosto z Okartowa, kto zna Mazury, ten wie o co chodzi.
Wędzą na drzewie olchowym, zgodnie ze sztuką. Mięsa można wędzić opalając drewnem owocowym, nadaje im aromatu i posmaku. Ryba jest delikatniejsza niż mięso, olchowy dym nie pozostawia na wędzonej rybce gorzkawego posmaku.
Photographer: Andrzej Jakubczyk
Ale to, co prócz wędzonych ryb zachwyciło mnie najbardziej, to grillowana ośmiornica z salsą mango i chorizo, podana w formie szaszłyka z pomidorkami cherry. Klasa! Chłopaki nie mają kompleksów, klapek na oczach, robią po prostu dobrze i uczciwie.
A nuż widelec
Znajomi zajadali się taco: z krewetkami, salsą z mango, chrupiącym chorizo i chipsami z sephi.
Inni oblizywali się jedząc taco z rwaną wołowiną, salsą z avocado, jogurtem limonkowym.
A nuż widelec
A nuż widelec
Wśród orientalnych i azjatyckich smaków fajnie było ich spotkać na Nocnym Markecie.
- Zaczęliśmy w zeszłym roku w Łodzi, w tym roku postanowiliśmy sprawdzić, jak to jest w Warszawie. Na razie nie ze stacjonarnym lokalem, tylko na targach i innych wydarzeniach - mówi Błażej Koperski, pomysłodawca Dogidog.
Dogidog
Rozkładają więc drewnianą budkę, którą odziedziczyli po Podróbce (zeszłorocznym projekcie, który również współtworzył Błażej).
Myślę, że nie tylko ja czekałam, aż w końcu hot-dogi pojawią się z powrotem na ulicach Warszawy.
Pamiętam te z białych budek i przyczep kempingowych, z ordynarną parówką, pszenną bułą, musztardą, keczupem i obowiązkowo prażoną cebulką.
Podobne do dziś można kupić w IKEA i muszę przyznać, że strasznie je lubię.
Z tęsknoty za prawdziwym hot-dogiem zdarza mi się czasami zjeść na stacji benzynowej, mam nawet swoich faworytów, ale do tego co robią w Dogidog porównać hot-dogów ze stacji, czy z białych budek nie można.
Dogidog
Dogidog
Dogidog
- Chciałem się zmierzyć ze street foodem i odpowiedzieć na światowe trendy w kwestii hot-dogów. Rozkładamy go na części i składamy po swojemu. Uzyskujemy kompilację najlepszych cech street foodu światowej klasy - zachwala Błażej.
I muszę mu przyznać rację. Sukces tkwi w bułce, kiełbasce i odjechanych składnikach, których nie powstydziłby się Berlin, Nowy Jork czy Londyn.
Dogidog
- Kiełbaski i bułki są przygotowywane specjalnie na nasze zamówienie i według naszego projektu przez moich bliskich znajomych z rodzinnych stron. Jeden z nich jest piekarzem, drugi jest masarzem - mówi Błażej.
Dogidog
No i tak: bułka zachwyca, jest hybrydą chałki, brioszki, bułki maślanej. Jest delikatna, w przekroju prostokątna, a przed władowaniem weń kiełbaski jeszcze grillowana na maśle, więc maślaność i chrupkość się w niej mieszają tworząc zaskakujący efekt.
Dogidog
Kiełbaska jest odpowiednio cienka, za to twarda (nie cierpię gąbczastym parówek!!!) jędrna, intensywna w smaku, pachnąca, jakby lekko podwędzana. Są wieprzowe i wołowe, za chwilkę mają pojawić się też jagnięce.
Dogidog
Smakował mi zwłaszcza hod-dog z kimchi, zresztą nie tylko mnie. W ciągu jednego weekendu ekipa Dogidoga zużywa 20 kg kimchi!
A połączenie ostrego i aromatycznego kimchi (ja uwielbiam, choć niektórzy twierdzą, że kimchi śmierdzi) z majonezem z mango, czarnym sezamem po prostu zachwyca.
Ta solidna kanapka (waży ok. 200 g) kosztuje 15 zł. i spokojnie się nią najadłem.
- W tegorocznych planach mamy otwarcie małego lokalu w Warszawie. Szukamy lokalu w centrum, także jakby ktoś coś słyszał, to proszę dać znać - mówi Błażej.
Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas
Nie udało mi się spróbować wszystkiego i ze wszystkimi porozmawiać. Zamierzam to jednak nadrobić. Na mojej liście jest Cool Cat, tyle dobrego się o nich nasłuchałem.
Świetnie prezentował się też MOD i Bydło i Powidło.
Nie dopchałem się do świeżych ostryg, wyciąganych prosto z lodu i podawanych m.in. z malinowym octem.
No i te włoskie wina, gruzińskie i indyjskie przysmaki....